ďťż

Trzeci - według specjalizacji wojskowej: zwiadowcy, piechota, kawaleria i tak dalej...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Teraz, zależnie od oczekiwań, Tremane mógł znaleźć dokładnie takiego człowieka, jakiego poszukiwał. Nie sądził, by którykolwiek dowódca w historii Imperium dokonał czegoś podobnego, nawet w czasach, kiedy kopiowanie dokumentów wymagało jedynie maga i prostego zajęcia duplikującego. Dziwne, zważywszy na całą biurokrację panującą w kraju - ale była to innowacja, a innowacje nie są mile widziane w armii Imperium. Spoczywała na nim odpowiedzialność za wszystko; jasno wskazywał na to okazywany przez Sandara szacunek i postawa rady miejskiej. W gruncie rzeczy do tego dążył, ale teraz okazało się, że został lordem Shonaru, z całym bagażem zobowiązań wobec jego obywateli. ROZDZIAŁ PIĄTY Karal czekał, aż Jarim skończy przemawiać, po czym zmęczony podniósł się na zmarznięte, zdrętwiałe nogi. "Dlaczego to robię? I tak nikt nie zwróci na mnie uwagi." Twarz miał sztywną i zlodowaciałą, kiedy mówił do ludzi, którzy nawet na niego nie patrzyli - oprócz Mrocznego Wiatru, Śpiewu Ognia i valdemarskich heroldów - ci przynajmniej udawali, że słuchają. "Robię to, ponieważ inaczej przeoczą najważniejszy punkt w raporcie agentów Kerowyn, oto dlaczego. Jarim już usiłował utopić go w powodzi retoryki." - Kapitan Kerowyn, stwierdziłaś w swym raporcie, iż siły Imperium wydają się współpracować z cywilami z hardorneńskiego miasta Shonar i chronią ich, a mieszkańcy miasta nie wyglądają na ciemiężonych i w istocie współpracują z cesarskimi. Czy dobrze zrozumiałem, czy też się mylę? - To raport jednego z moich agentów, zgadza się - przyznała Kerowyn. - Zauważ, że jego informacje na temat Shonaru pochodzą z drugiej ręki. Nikt z nich nie dotarł aż tak daleko. - Mimo wszystko mamy dowody, że żołnierze cesarscy zostali zaakceptowani przez mieszkańców Shonaru. W każdym razie wojownicy zachowują się opiekuńczo wobec cywilów. - Przełknął i wypowiedział słowa nie do pomyślenia. "Teraz wezmą mnie za szaleńca albo tchórza..." - Biorąc pod uwagę ciężkie warunki panujące w Hardornie oraz fakt, że, jak wiemy z raportów ludzi herolda kapitana, magiczne burze wyrządzają tam większe szkody w sytuacji i tak niestabilnej i niebezpiecznej, uważam, iż powinniśmy zostawić w spokoju siły Imperium. Niepokojenie ich w jakikolwiek sposób może zaszkodzić obywatelom Hardornu... - Na razie nikt nie protestował przeciw jego słowom. Ale teraz włoży kij w mrowisko. - Proponuję przynajmniej rozważyć rozpoczęcie negocjacji z cesarskimi, by móc posyłać Hardornowi pomoc, nie bojąc się posądzenia o napaść. W tej chwili Jarim wybuchnął, lecz Talia przerwała jego tyradę, zanim zdołał ją kontynuować - wstała i powtórzyła słowa Karala. - Poseł Karsu proponuje, byśmy przynajmniej przedyskutowali możliwość rozpoczęcia negocjacji z siłami Imperium - powiedziała. - W ten sposób uzyskamy możliwość posłania pomocy ludziom w Hardornie i na pewno zdołamy wysłać naszych agentów aż do Shonaru. Ze względów czysto humanitarnych popieram jego sugestię i proponuję rozpocząć dyskusję. Chociaż nikt oprócz Talii i Jarima nie zwrócił uwagi na wystąpienie Karala, kiedy Talia powtórzyła je słowo w słowo, reszta rady nagle zainteresowała się i wybuchła prawdziwa dyskusja. Jarim nie brał w niej udziału, lecz wpatrywał się przez stół w Karala. Ten zwiesił głowę i słuchał argumentów oraz kontrargumentów. "Zrobiłem, co mogłem; dopóki nie dojdzie do głosowania, nic z tego, co rzekłem, nie będzie miało znaczenia." Nie było to nic nowego. Pomimo przeprosin ze strony posła Shin'a'in i jego jawnie okazywanej tolerancji, nienawiść Jarima raczej wzrosła i stawała się coraz bardziej osobista. Karal nie wiedział dlaczego. Może ktoś mu wmówił, że stosunki Karsytów z Querną nie układały się dobrze, choć prawda wyglądała wręcz przeciwnie. Karal podziwiał Quernę, Ulrich uważał ją za przyjaciela na czysto prywatnym gruncie. Jeśli nawet Jarim o tym wiedział, chyba w to nie wierzył. "Może złości go, że An'desha, Mroczny Wiatr, Talia, Elspeth i gryfy lubią mnie, a o niego nie dbają. A może jest fanatykiem." Chociaż Karal postanowił nie odzywać się przed Wielką Radą, jeśli nie miał czegoś ważnego do powiedzenia, wciąż nikt nie zwracał uwagi na jego słowa... oprócz Jarima, a on z kolei robił to tylko po to, by natychmiast pomniejszyć ich znaczenie. W końcu Talia zaczęła powtarzać niemal dosłownie to, co powiedział Karal, by przynajmniej zmusić resztę do zastanowienia się nad propozycją. Czy to z powodu jego młodego wieku? Próbował wszystkiego oprócz kosmetyków i przefarbowania włosów na siwo, by wyglądać na starszego. Przybierał pełne godności maniery, usiłował przemawiać głębokim, dźwięcznym głosem, ubierał się w surową czerń lub kompletny strój kapłana Słońca. Proponowano mu bardziej wyszukany kostium, ale czuł się w nim tak niezręcznie, że nie ośmielił pokazać się publicznie. "Czułem się jak chodzący relikwiarz albo aktor ubrany do roli w przedstawieniu." Był wdzięczny Talii za pomoc, ale w ten sposób nie mógł wszak wypełniać swoich obowiązków. W krótkim czasie ta sytuacja zacznie wpływać na stosunek innych do niego nie tylko w sali zebrań, ale i poza nią. Jego niewielki autorytet wśród rodaków, Karsytów w Valdemarze, szybko zniknie, kiedy na spotkaniach rady nikt nie będzie go zauważał. Nie wiedział, co robić. Gdyby jakikolwiek wróg - osobisty wróg Karala lub też całego Karsu - chciał podważyć jego wiarygodność, nie mógłby wymyślić intrygi przynoszącej lepsze skutki niż jego domniemany brak doświadczenia i młodość. "Czy to robota Jarima? Nie sądzę. Jedyny powód, dla którego inni go słuchają, jest taki, że on krzyczy głośniej niż ja." Od wielu dni czuł we wnętrznościach jeden wielki, skręcony węzeł
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.