ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
- Brakuje im paliwa i noszą...
- Mniej więcej jak w San Francisco. Bo co? Przeraża cię noszenie kilku
swetrów i siedzenie przy kominku? Czy to, co widziałeś dzisiaj, nie było gorsze?
- Było - ponuro kiwnął głową Walter.
- Moglibyśmy mieszkać na jakiejś wysepce koło Vancouver i uprawiać
kawałek ziemi. Można tam sadzić różne rośliny i one rosną. Ciężarówka tam nie
dojedzie; nie zobaczysz jej już nigdy więcej. W Kanadzie mają inne prawa. I
kobiety
tam są inne. Znałem kiedyś dziewczynę stamtąd, dawno temu. Miała długie czarne
włosy, bez przerwy paliła playersy, nigdy nic nie jadła i nie przestawała mówić.
A
tutaj żyjemy w cywilizacji, w której dążenie kobiet do mordowania własnych... -
Ian
przerwał, bo do kuchni weszła jego żona.
- Nie pij więcej tego świństwa - powiedziała - bo się porzygasz.
- Okay - zawołał Ian ze złością. - Okay!
- I nie podnoś głosu - powiedziała Cynthia. - Pomyślałam, że moglibyśmy dziś
zjeść obiad na mieście. W telewizji mówili, że u Dal Reya pierwsi goście dostają
stek.
- Mają tam surowe ostrygi - powiedział krzywiąc się Walter.
- Błękitne kropki - uściśliła Cynthia. - W muszlach, na lodzie. Przepadam za
nimi. No jak, Ian? Idziemy?
- Surowa ostryga - powiedział Ian do syna - najbardziej na świecie
przypomina to, co ginekolog... - Umilkł. Cynthia patrzyła na niego wściekłym
wzrokiem, syn nic nie rozumiał. - Zgoda - powiedział - ale ja zamówię stek.
- Ja też - dodał Walter.
Skończywszy drinka Ian spokojnym głosem spytał:
- Kiedy to ostatni raz przygotowałaś obiad w domu? Dla nas trojga?
- W piątek zrobiłam wam wieprzowe uszy i risotto. Większość tego poszła na
śmietnik, bo było to coś nowego, z nieobowiązkowej listy. Pamiętasz, mój drogi?
- Oczywiście ten typ kobiety można czasem, a nawet często, spotkać również
tam - mówił Ian do syna, nie zwracając uwagi na żonę. - Istniał on we wszystkich
czasach i kulturach. Ale że w Kanadzie nie zezwala się na aborcje poporodowe...
-
Urwał. - To mleko przeze mnie przemawia - wyjaśnił żonie. - Dodają do niego
teraz
siarki. Nie zwracaj uwagi albo podaj kogoś do sądu; wybór należy do ciebie.
- Czy znów snujesz fantazje, że mnie porzucisz? - Cynthia przyjrzała mu się
uważnie.
- Ja też - wtrącił Walter. - Tato zabiera mnie ze sobą.
- Dokąd? - spytała Cynthia niewinnie.
- Dokąd nas szyny poniosą - powiedział Ian.
- Jedziemy na wyspę Vancouver w Kanadzie - dodał Walter.
- Ach tak? - powiedziała Cynthia.
- Tak - odezwał się Ian po chwili.
- A co, do cholery, ja mam tu robić, jak wy wyjedziecie? Iść pod latarnię? Z
czego będę spłacać raty za różne...
- Będę ci co miesiąc wysyłać czeki - powiedział Ian. - Potwierdzone przez
poważne banki.
- No pewnie. Jasne. Nie inaczej.
- Mogłabyś pojechać z nami - powiedział Ian. - I łapać ryby wskakując do
Zatoki Angielskiej i miażdżąc je na śmierć swoimi ostrymi zębami. Mogłabyś w
ciągu jednej nocy wytępić wszystkie ryby w Kolumbii Brytyjskiej. Tysiące
zmiażdżonych ryb, które nie rozumieją, co się stało... przed chwilą płynęły
sobie
spokojnie, a tu nagle ten potwór, ten straszliwy rybobójca z jednym świecącym
okiem
pośrodku czoła, rzuca się na nie i miażdży je na miazgę. Wkrótce zrodzi się
legenda.
Takie wieści szybko się szerzą. Wśród ostatnich ryb, które przeżyją.
- Tak, ale, tato, co będzie, jak żadna nie przeżyje?
- W takim razie wszystko będzie na próżno, poza osobistą satysfakcją twojej
matki, że zagryzła na śmierć cały gatunek istot w Kolumbii Brytyjskiej, gdzie
rybołówstwo jest najważniejszym przemysłem i zapewnia przeżycie innym
gatunkom.
- Ale wtedy wszyscy mieszkańcy Kolumbii Brytyjskiej stracą pracę -
zauważył Walter.
- Wcale nie - powiedział Ian. - Będą upychać te nieżywe ryby w puszki i
sprzedawać je Amerykanom. Widzisz, Walterze, w dawnych czasach, zanim twoja
matka wielozębnie zagryzła na śmierć wszystkie ryby w Kolumbii Brytyjskiej,
prości
wieśniacy stali nad brzegiem z kijem w ręku i, kiedy ryba przepływała, walili ją
w
łeb. Nie. Bezrobocia nie będzie, to stworzy nowe miejsca pracy. Miliony puszek
odpowiednio oznakowanych...
- Pamiętaj - wtrąciła szybko Cynthia - że on wierzy we wszystko, co ty
wygadujesz.
- To, co mówię, to prawda - powiedział Ian. - Choć może nie w sensie
dosłownym. Zabieram was na obiad - zwrócił się do żony. - Weź kartki żywnościowe
i załóż tę niebieską bluzkę, przez którą ci widać cycki. W ten sposób zwrócisz
na
siebie uwagę i może zapomną wyciąć nam kupony.
- Co to są cycki? - spytał Walter.
- Coś, co szybko wychodzi z użycia - powiedział Ian - jak pontiac GTO. Służą
wyłącznie jako ozdoba do podziwiania i macania. Ich funkcja zamiera. - Tak jest
w
naszej rasie, pomyślał, odkąd pozwoliliśmy się rządzić tym, którzy zabijają nie
narodzonych, innymi słowy najbardziej bezbronne istoty na świecie.
- Cycki - powiedziała surowo Cynthia - to gruczoły mleczne, które mają panie
i które wytwarzają mleko dla ich małych.
- Zwykle mają dwa - powiedział Ian. - Cycek operacyjny i cycek awaryjny, na
wypadek, gdyby w pierwszym zabrakło płynu. Proponuję eliminację jednego etapu w
tej całej manii likwidacji przedludzi
|
WÄ
tki
|