ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
- To miasto niezwykle ważne dla polskiej kultury. Chciałem odetchnąć atmosferą dawnych wieków...
- Wybacz, stary, ale nie wmówisz mi, że ty, wielki tropiciel zagadek przeszłości, przyjechałeś do nas od tak, na wycieczkę... Pomyślmy, czego możesz poszukiwać. W grę wchodzi coś poważnego. Może zaginione łupy Samiłły Niemirycza?
Pan Tomasz uśmiechnął się lekko.
- Owszem, interesowaliśmy się także tą postacią - powiedział wykrętnie.
Polikarpow nachmurzył się lekko.
- Trudno, nie mów, jeśli nie chcesz lub nie możesz...
- Szukają maszyny Rychnowskiego - powiedziała Kasia z błyskiem w oku. - W dodatku nielegalnie, na polecenie polskich władz...
Profesor parsknął śmiechem.
- Maszyny Rychnowskiego? - najwyraźniej chciał się upewnić.
Pan Samochodzik skinął poważnie głową.
- Dajcie spokój, przecież ten człowiek był wariatem!
- Doprawdy? - miałem jeszcze świeżo przed oczyma tunele wentylacyjne, w których powietrze poruszało się jakby na przekór prawom fizyki.
- Jasne. Słyszeliście o numerze z krwią?
- Nie - szef potrząsnął głową.
Dziewczęta uśmiechnęły się szeroko. Widać poznały już kiedyś tę anegdotkę i teraz cieszyły się, że będą mogły posłuchać jej raz jeszcze.
- A więc gdzieś około 1875 roku miejscowi lekarze wiedli wielce naukowy spór - zaczął opowieść uczony. - Spór nie byle jaki. Zastanawiali się, czy serce człowieka to tylko pompa tłocząca krew, czy też raczej maszyna ssąco-tłocząca, która jednocześnie zasysa i pompuje...
- Przyznam, że medycyna nigdy nie była moją mocną stroną - szef pokręcił głową.
- A więc oni też nie mogli rozstrzygnąć tego problemu. I wtedy jeden z nich zaproponował, żeby z tym pójść do inżyniera. Ich wybór padł na Rychnowskiego, który był znanym specjalistą od pomp i urządzeń grzewczych. Rychnowski po przedstawieniu problemu zanalizował go jak inżynier. Poczytał literaturę, dowiedział się, że naczynia włosowate, dostarczające krew do tkanek, mają średnicę zaledwie cztery tysięczne milimetra... Wziął więc płytę stalową, nawiercił w niej taką dziurkę, a potem spróbował przetłoczyć przez nią wodę. Nie chciała płynąć, więc za pomocą tłoka zwiększył ciśnienie. Stwierdził, że woda przeciska się przez taką dziurkę dopiero pod ciśnieniem 20 atmosfer. Powtórzył eksperyment używając cielęcej krwi. Tym razem ciśnienie musiał zwiększyć do 35 atmosfer, a ponieważ w aorcie, głównej tętnicy wychodzącej z serca, ciśnienie wynosi tylko 1/3 atmosfery, wydedukował, że jest stukrotnie za małe, by wprawić krew w ruch...
Patrzyliśmy zdumieni.
- I jak się to skończyło? - zapytałem.
- Gdy lekarze przyszli po odpowiedź na swoje pytanie, poinformował ich, że rola serca w układzie krwionośnym jest zdecydowanie przeceniona...
- Chyba nawet wiem, gdzie popełnił błąd - mruknąłem. - Istnieje prawo sumowania się oporów... Gdyby nawiercił dziesięć dziurek, wystarczyłyby mu 3 atmosfery... Przy setce tylko 0,3... A przy tysiącu pociekłoby samo pod wpływem ciśnienia powietrza... Poza tym wiercił w stali, a naczynia włosowate są elastyczne...
- Słusznie, panie Pawle - uśmiechnął się historyk. - Ano, czas na mnie. Mam kolejne zajęcia - zgarnął z talerza ostatnie dwie frytki. - Wdepnij wieczorkiem - zaproponował szefowi. - Pogadamy sobie jeszcze.
- Koniecznie - ucieszył się pan Tomasz. - bo mam pewne wątpliwości co do twojej teorii o zastosowaniu srebrnego podkładu w barokowych portretach trumiennych...
- My też się pożegnamy - dziewczęta wstały. - I na nas pora.
Zostaliśmy sami.
- Referuj - polecił szef.
Streściłem nasze przygody w wentylacji. Zasępił się wyraźnie.
- Nie podoba mi się to... - mruknął.
Wyszliśmy przed budynek. Potężny granitowy posąg Iwana Franki spoglądał na nas groźnie. Rozejrzałem się, ale nigdzie nie było widać nikogo podejrzanego... A mimo to czułem, że ktoś mnie obserwuje... Zadzwonił telefon. Marek. Nie znalazł nic, ale zaproponował, żebyśmy spotkali się na rynku.
- Dobry pomysł - powiedział Pan Samochodzik chowając telefon komórkowy do kieszeni. - Przy okazji obejrzymy sobie Stare Miasto...
ROZDZIAŁ SIÓDMY
NA RYNKU DZIEJE LWOWA WIECZORNE SPOTKANIE BÓJKA W BRAMIE KAPITAN SIDOROW SZYFR RATUNEK
Rynek Starego Miasta we Lwowie jest znacznie mniejszy niż krakowski, otacza go jednak prawie pięćdziesiąt kamieniczek. Pośrodku wznosi się potężna bryła ratusza, co utrudnia ocenę jego wielkości. Niektóre kamienice doczekały się już renowacji, inne mają ją dopiero przed sobą...
Fizyk już na nas czekał
|
WÄ
tki
|