ďťż

Stella Bevington przestała używać modemu...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Drugi program Kevina katalogował artykuły, w których domagano się sprawiedliwego traktowania Bezsennych. Zarząd szkół w Denver wyasygnował fundusze na program, dzięki któremu szczególnie uzdolnione dzieci, nie wyłączając Bezsennych, mogły lepiej wykorzystać swoje zdolności i spożytkować je w pracy zespołowej, nawet dla nauczania młodszych od siebie. W Rive Beau, w Luizjanie, do rady miejskiej wybrano Bezsenną Danielle du Cherney, choć jako dwudziestodwulatka była właściwie zbyt młoda do sprawowanie tej funkcji. Prestiżowy zakład badawczy Halleya-Halla celowo nagłośnił sprawę zatrudnienia Christophera Amrena, Bezsennego z tytułem doktorskim z medycyny wewnątrzkomórkowej. Dora Clarq, Bezsenna z Dallas, otworzyła adresowany do siebie list i plastykowy ładunek wybuchowy oderwał jej rękę. Richard i Leisha wpatrywali się w leżącą na stoliku kopertę. Papier był dość gruby, kremowy, lecz niezbyt wykwintny - papier gazetowy zabarwiony na kolor pergaminu. Nie było adresu zwrotnego. Richard wezwał przez sieć Liz Bishop, Bezsenną, która studiowała kryminalistykę w Michigan. Nigdy przedtem z nią nie rozmawiał - Leisha też nie - niemniej połączyła się z nimi natychmiast i poradziła im, jak otworzyć list, oferując się, że jeśli wolą, przyleci zrobić to osobiście. Richard i Leisha, postępując według jej wskazówek, przygotowali w piwnicy wieżowca zdalnie sterowaną detonację. Jednak nic nie wybuchło. Kiedy koperta była otwarta, wyjęli list i przeczytali: Droga panno Camden. Była pani całkiem w porządku i przykro mi, że muszę to zrobić, ale odchodzę. W związkach dają mi ostro popalić, nie oficjalnie, ale sama pani wie, jak to jest. Na pani miejscu nie szedłbym do związków po nowego ochroniarza, tylko bym próbował znaleźć jakiegoś prywatnie. Ale proszę uważać. Jeszcze raz przepraszam, ale ja też muszę jakoś żyć. Bruce - Sama nie wiem: śmiać się czy płakać - powiedziała Leisha. - My tu ściągamy cały ten sprzęt, godzinami montujemy wszystko, żeby detonator nie zadziałał... - Co nie znaczy, że ja miałem akurat coś lepszego do roboty - zauważył Richard. Na fali resentymentu wobec Bezsennych niemal wszyscy jego klienci - z wyjątkiem dwóch - wrażliwi na sytuację rynkową, a zatem i dbali o opinię publiczną, odwołali swoje zamówienia. Sieć Grupy, ciągle jeszcze włączona na terminalu, dzwoniła przeraźliwym dźwiękiem alarmu. Leisha pierwsza dopadła komputera. To był Tony. Potrzebuję twojej pomocy prawnej, jeśli się zgodzisz. Próbują wykurzyć nas z Azylu. Bardzo proszę, przyleć jak najprędzej. * Azyl wyglądał jak surowe, brunatne rysy na późnowiosennej ziemi. Leżał w górach Allegheny w stanie Nowy Jork, na starych wzgórzach porośniętych sosną i białym orzechem. Od najbliższego miasta, Belmont, wiodła doń doskonale gładka szosa. Wszędzie wokół stały niewysokie, nie wymagające konserwacji budynki w różnym stopniu zaawansowania budowy, zaprojektowane prosto, lecz z wdziękiem. Jennifer Sharifi, która wyjechała im naprzeciw, była wyraźnie przemęczona. - Tony chciałby z wami pogadać, ale prosił, żebym najpierw oprowadziła was po Azylu. - Co się dzieje? - zapytała cicho Leisha. Nie znała wcześniej Jennifer Sharifi, ale nigdy jeszcze nie widziała Bezsennego w tak kiepskim stanie - wynędzniałego, wyczerpanego i znużonego - chyba że znalazłby się pod wpływem długotrwałego i potężnego stresu. Jennifer nie próbowała wymigać się od odpowiedzi. - Pogadamy później. Najpierw przyjrzyjcie się Azylowi. Tony bardzo się liczy z twoim zdaniem, Leisho, więc chciałby, żebyś wszystko obejrzała. W każdym budynku znajdowały się sypialnie dla pięćdziesięciu osób, a także wspólne kuchnie, łazienki, jadalnie, pokoje do wypoczynku oraz istny labirynt gabinetów, pracowni i laboratoriów przeznaczonych do pracy. - Nazywamy je sypialniami nie bacząc na etymologię - Jennifer próbowała się uśmiechnąć. Leisha szybko zerknęła na Richarda. Ten uśmiech nie bardzo się udał. Wbrew samej sobie nie mogła powstrzymać się od podziwu dla niezwykłej dokładności, z jaką Tony zaprojektował każdy szczegół. Zrobił wszystko, żeby każdy mógł żyć we wspólnocie nie tracąc nic ze swej indywidualności. Była tu nawet sala gimnastyczna i mały szpitalik ("Pod koniec roku będziemy mieli osiemnastu lekarzy z dyplomami Amerykańskiego Stowarzyszenia Lekarzy, a czterech z nich zamierza od razu tu przyjechać"), żłobek, przedszkole, szkoła i farma intensywnej uprawy. - Większość artykułów żywnościowych będzie oczywiście pochodziła z zewnątrz. Tak jak i zatrudnienie dla naszych ludzi, chociaż dołożymy wszelkich starań, by jak największą część pracy mogli wykonać na miejscu, za pośrednictwem sieci komputerowej. Nie odcinamy się od świata - chcemy jedynie stworzyć sobie bezpieczne miejsce, z którego będziemy mogli z nim handlować. Leisha nie odezwała się. Poza urządzeniami zasilającymi i samowystarczalnym generatorem energii Y największe wrażenie zrobiło na niej planowe zasiedlanie. Tony zainteresował swym projektem Bezsennych ze wszystkich dosłownie dziedzin, które mogły im się przydać na miejscu albo w kontaktach ze światem zewnętrznym. - Jako pierwsi przybyli prawnicy i księgowi - wyjaśniła Jennifer. - To nasza pierwsza linia obrony. Tony uznał, że większość naszych współczesnych bitew o władzę rozgrywa się na sali konferencyjnej lub sądowej. Ale nie tylko. Na koniec Jennifer pokazała im plany obrony fizycznej. Wyjaśniła im z mieszaniną wyzwania i dumy w głosie, że dołożono wszelkich starań, aby powstrzymać napastników nie czyniąc im krzywdy. Całe 150 mil kwadratowych, które nabyła Jennifer, zostało opasane ścisłym kręgiem elektronicznego nadzoru. Leisha pomyślała zadziwiona, że to obszar większy niż niektóre okręgi. Każdy, kto wtargnąłby na teren posiadłości, automatycznie uruchamiał pole siłowe, które potraktowałoby go elektrowstrząsami. - Ale tylko po zewnętrznej stronie pola
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.