ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Pomimo to wił się i skręcał, przepychając się do przodu za pomocą łokci i kolan. Kiedy przebył osiem czy dziesięć metrów, odkrył, że przejście prowadzi do dna czegoś, co wydawało się dużą, wręcz otwartą przestrzenią - potężną wnęką w samym sercu góry lodowej. Przesunął latarkę w lewo i w prawo, jednak z miejsca, gdzie się znajdował, nie mógł dostrzec prawdziwych rozmiarów pieczary. Wypełznął z ciasnego przejścia, wstał na nogi i odpiął od pasa drugą latarkę.
Znajdował się w kulistej komorze o średnicy ponad trzydziestu metrów, poprzecinanej licznymi szczelinami i wychodzącymi z niej przesmykami. Strop najwyraźniej został uformowany przez potężny, ukierunkowany pionowo strumień gorącej wody i pary: prawie idealna kopuła, zbyt gładka, aby mogło ją utworzyć zjawisko inne niż wybuch podmorskiego wulkanu. Sklepienie, na którym widniało tylko kilka stalaktytów i pęknięcia w kształcie pajęczyny, miało maksymalną wysokość dwudziestu metrów, a w miejscach, gdzie stykało się ze ścianami, zmniejszała się ona do dziesięciu. Podłoże opadało w kierunku środka pieczary w formie siedmiu stopni o niewielkiej wysokości, tak że całość wyglądała jak amfiteatr. Na samym dole, tam gdzie powinna się znajdować scena, widniał okrągły basen o średnicy mniej więcej trzynastu metrów, z którego tryskała morska woda.
Tunel.
Nieco niżej ów szeroki szyb kończył się otworem w dnie góry lodowej, prowadzącym do mrocznego świata głębin Oceanu Arktycznego, w których miał na nich oczekiwać Ilja Pogodin.
Widok ciemnego akwenu zahipnotyzował Harry'ego, jakby był granicą pomiędzy tym a innym wymiarem; czymś w rodzaju ukrytych z tyłu starej szafy drzwi, prowadzących do zaczarowanego lądu Narnia lub szalejącym tornado, mogącym unieść dziecko lub psa do krainy Oz.
- A niech to szlag! - Jego głos odbił się od szczytu kopuły.
Nadzieja nagle dodała mu energii.
W głębi duszy miał pewne wątpliwości, czy tunel w ogóle istnieje. Podejrzewał, że sonda powierzchniowa na pokładzie Pogodina wadliwie funkcjonuje. Jak to możliwe, iż w tej przeraźliwie zimnej wodzie długi tunel wydrążony w górze lodowej pozostał otwarty? Dlaczego nie zamarzł? Nie chciał o to pytać innych - wolał ich nie niepokoić. Łatwiej było spędzić ostatnią godzinę życia z nadzieją niż bez niej. Niemniej jednak nie mógł znaleźć rozwiązania tej łamigłówki.
Teraz wszystko stało się jasne. Woda wewnątrz tunelu przemieszczała się na skutek ruchów pływowych oceanu i bynajmniej nie kołysała się spokojnie, lecz tryskała w górę na wysokość kilku metrów; spadała z potężną siłą, rytmicznie i miarowo, burząc się i kłębiąc, a następnie spływała z powrotem, dopóki jej poziom nie wyrównał się z krawędzią otworu. W górę i w dół, w górę i w dół... Ciągły ruch chronił wylot tunelu przed zamarznięciem i powstrzymywał powstawanie lodu w jego wnętrzu.
Oczywiście, za jakiś czas, powiedzmy za dwa lub trzy dni, szyb najprawdopodobniej znacznie się zwęzi. Pomimo ruchów pływowych, lód stopniowo zacznie osiadać na ścianach tunelu, w konsekwencji całkowicie go zamykając.
Jednak nie potrzebowali przejścia za dwa lub trzy dni, lecz teraz, natychmiast.
W ciągu ostatnich dwunastu godzin natura sprzysięgła się przeciwko nim - być może teraz im pomagała, gotowa do okazania odrobiny miłosierdzia.
Przetrwanie.
Paryż. Hotel George V.
Moët & Chandon.
Salon Crazy Horse.
Rita...
Jednak istniała szansa na ocalenie.
Harry przypiął do pasa jedną z latarek i używając drugiej do oświetlania sobie drogi, przeczołgał się przez ciasne przejście pomiędzy pieczarą a dnem rozpadliny, spiesząc się, aby jak najszybciej dać innym znak do zejścia na dół i rozpoczęcia karkołomnej ucieczki z lodowego więzienia
|
WÄ
tki
|