ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Nie o to chodzi, że metalowa podstawa podtrzymująca większą
misę nie wytrzymywała ciężaru gościa, ale o to, że nie zapewniała
żadnego punktu oparcia. Kiedy tylko ojciec Kacper próbował, a pró-
bował parę razy, postawić jedną stopę na metalowym obrzeżu, a dru-
gą natychmiast w mniejszej misie, ta umykała przed ładunkiem i prze-
suwała się po oleum w przeciwną stronę zbiornika, tak że nogi ojca
Kacpra rozjeżdżały się jak nóżki cyrkla i zatrwożony zakonnik wzy-
wał Roberta na ratunek, ten zaś chwytał go w pasie i przyciągał do
siebie, można by powiedzieć ku stałemu lądowi "Dafne" - prze-
klinając przy tym pamięć Galileusza i chwaląc jego oprawców i prze-
śladowców. W tym momencie wtrącił się ojciec Kacper, który padając
w ramiona swego wybawcy, zapewnił go z jękiem, że owi prześladow-
cy nie byli zgoła oprawcami, lecz godnymi synami Kościoła, sprag-
nionymi jedynie tego, by stawać w obronie prawdy, i że Galileuszowi
okazali ojcowską miłość, a także miłość bliźniego. Potem, nadal
w swej zbroi i ze spojrzeniem utkwionym w niebie, z lunetą w poprzek
twarzy, niby jakiś Poliszynel z mechanicznym nosem, przypomniał
Robertowi, że w każdym razie co do tego wynalazku Galileusz się nie
mylił i że po prostu trzeba ponawiać próby.
228
- A zatem, mein lieber Robertus - oznajmił później - może mnie
zapomniałeś i myślisz, że jestem żółw, którego przewraca się brzuehem
do góry? Dalej, pchnijże mnie raz jeszcze, tak, niech dotknę tego
brzegu, tak, w ten sposób nadaje się ezłowiekowi postawę wypros-
towaną.
W toku tych wszystkich zakończonych niepowodzeniem operacji
oleum nie pozostawało bynajmniej gładkie jak oliwa i po jakimś czasie
obaj eksperymentatorzy byli niczym w galarecie i, co gorsza, przeoli-
wieni - jeśli kronikarz może pozwolić sobie na taki neologizm bez
powoływania się na źródło.
Ojciec Kacper tracił już nadzieję, że zasiądzie na fotelu, ale Robert
zauważył w pewnym momencie, iż może należało by opróżnić zbiornik
z oleju, umieścić w nim misę, posadzić na niej zakonnika, a dopiero
potem wlać nowy olej, a kiedy poziom oleum będzie się podnosił
- jednocześnie misa z jasnopatrzącym, unosząc się na powierzchni.
Tak zrobili, gdy zbliżała się już północ, przy czym mistrz nie
szczędził pochwał uczniowi, który okazał wielką przenikliwość. Może
całość nie robiła wrażenia nadmiernie stabilnej, póki jednak ojciec
Kacper baczył, żeby nie wykonywae gwałtownych ruchów, mogli
z nadzieją spoglądać w najbliższą przyszłość.
W pewnym momencie ojciec Kacper wydał tryumfalny okrzyk: "Ja
teraz widzę go!" Przy wydawaniu okrzyku poruszył nosem, luneta,
dosyć ciężka, omal nie ześliznęła się z okulara, ksiądz poruszył ręką,
by nie rozluźnić uchwytu, ten ruch naruszył równowagę pleców i misa
już się wywracała. Robert rzucił mapę i zegar, podtrzymał Kacpra,
przywrócił równowagę całości i zalecił astronomowi, by ten pozo-
stawał bez ruchu i bardzo ostrożnie przesuwał lunetę, a osobliwie
wstrzymał się od wyrażania swoich uczuć.
Następny meldunek został więc wypowiedziany szeptem, który
pomnożony przez przyłbicę zabrzmiał chrapliwie jak trąba piekielna.
- Widzę ich znowu. - Rozważnym ruchem Kacper przytwierdził
lunetę do napierśnika. - Och, wunderbar! Trzy gwiazdki są od Jupitera
na wschód, jedna na zachód... Najbliższa zda się najmniejsza i jest...
czekaj... zero minut i trzydzieści sekund od Jupitera. Ty pisz. Zaraz
dotknie Jupitera, rychło zniknie, ty uważaj i zapisz moment, kiedy
zniknie. . .
Robert, który opuścił swoje stanowisko, żeby ratować mistrza,
wziął znowu do ręki tabelę, w którą miał wpisywać czas, ale usiadł tak,
że zegary miał za plecami. Obrócił się za gwałtownie i obalił wahadło.
Pałeczka zsunęła się ze sznurka. Robert ehwycił je i próbował założyć
229
z powrotem, ale bez powodzenia. Ojciec Kacper krzyczał już, by
podawał godzinę, Robert obrócił się do zegara i trącił piórem kała-
marz. Odruchowo postawił go prosto, by nie wyciekł inkaust, ale
przewrócił zegar.
- Zanotowałeś godzinę. Ruszże wahadło! - krzyczał Kacper
|
WÄ
tki
|