ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Powiedziałam mu, że zdaje
mi się, iż nie jestem zaangażowana.
- Dobre z ciebie dziecko, na tobie można polegać - odpowiedziała pani Wugsby, klepiąc
córkę po policzku. - Lord jest niezmiernie bogaty, moja droga.
To mówiąc, pani Wugsby ucałowała swą starszą córkę z wielkim rozczuleniem i zmonito-
wała młodszą zmarszczeniem brwi, po czym stasowała karty.
Biedny pan Pickwick! Nigdy jeszcze dotąd nie grał z trzema - starymi damami tak biegły-
mi w wiście. Biegłość ta przerażała go. Gdy zagrał źle, panna Bolo przeszywała go
wzrokiem; gdy zatrzymywał się dla namysłu, lady Snuphanuph przechylała się na krześle
i uśmiechała się, rzucając na panią Wugsby spojrzenie pełne niecierpliwości i politowania,
na co ta odpowiadała wzruszeniem ramion i lekkim kaszlem, jakby zapytywała, czy raz
wreszcie zdecyduje się zagrać. Przy każdym nowym rozdaniu kart panna Bolo zapytywała
ze skrzywioną twarzą i pełnym wyrzutu westchnieniem, dlaczego pan Pickwick nie grał
atu ani bił pików, nie impasował trefli itd. , a filozof nie potrafił absolutnie
wytłumaczyć się z tych ciężkich zarzutów, bo już zapomniał, jakie miał karty. Ale
to jeszcze nie wszystko; nieznajomi nie należący do gry zaglądali mu w karty; tuż
obok stołu wszczęła się bardzo ożywiona rozmowa między panem Bantamem i dwiema pannami
Matinters, osobami wcale już dojrzałymi, które wdzięczyły się do dyrektora, by im
wynalazł tancerzy. Wszystkie te skombinowane okoliczności, w połączeniu z ciągłym
szastaniem się mnóstwa osób, były przyczyną, iż pan Pickwick rzeczywiście grał dość
źle; oprócz tego nie szła mu karta, tak że ukończywszy grę dziesięć minut po jedenastej,
panna Bolo wstała bardzo wzburzona i ze łzami w oczach kazała się odnieść w lektyce
do domu.
Pan Pickwick połączył się natychmiast ze swymi przyjaciółmi, którzy jednogłośnie
oświadczyli, iż rzadko zdarzało im się przepędzić wieczór tak przyjemnie. Potem powrócili
razem " Pod Białego Jelenia " , a filozof, pocieszywszy się wypiciem czegoś rozgrzewającego,
prawie zaraz poszedł spać.
61
Rozdział siódmy
w którym przekonamy się, że w znacznej swej części jest autentyczną wersją legendy
o księciu Bladudzie, oraz zapoznamy się z opisem nie-
zwykłego nieszczęścia, jakie przytrafilo się panu Winkle' owi
Ponieważ pan Pickwick zamierzał zabawić w Bath przynajmniej dwa miesiące, uznał więc
za konieczne wynająć dla siebie i swych towarzyszy mieszkanie prywatne. Poszczęściło
mu się w tym i bez większego trudu wynajął za niewielką cenę górne piętro pewnego
domu przy Royal Crescent. Znajdowało się tam więcej pokoi, aniżeli potrzebowali pickwickczycy,
wobec tego państwo Dowler wyrazili chęć odnajęcia jednej sypialni i jednego salonu.
Propozycję tę przyjęto bardzo chętnie i już na trzeci dzień obydwa towarzystwa
ulokowały sięw nowym domu.
Wówczas pan Pickwick począł pić wody z wielką pilnością. Pił je systematycznie: szklanka
przed śniadaniem, potem przechadzka; szklanka po powrocie z przechadzki; następnie
po szklance co kwadrans; po każdym wypiciu filozof oświadczał najuroczyściej, iż
czuje się znacznie lepiej. Cieszyło to mocno jego przyjaciół, chociaż ci nigdy
dotąd nie słyszeli, by pan Pickwick uskarżał się na cokolwiek.
Sala Źródlana jest to obszerny pokój ozdobiony korynckimi kolumnami, galerią dla
orkiestry, zegarem, posągiem i złoconym napisem, przy którym każdy pijący wodę
powinien się zatrzymać, gdyż napis ten poleca względom kuracjuszów nędzę zasługującą
na wsparcie. Szeroka bariera oddziela basen marmurowy, z którego posługacz czerpie
wodę, podawaną potem w żółtych kubkach. Bardzo to budujący i pouczający widok, gdy
się patrzy, z jakim przejęciem kuracjusze ją łykają! Zaraz pod ręką są łazienki,
w których część towarzystwa może się kąpać. Przygrywająca orkiestra jakby ich chwaliła
za to, że to czynią. Jest jeszcze druga sala, do której wwożą chorych panów i panie
w tak rozmaitych wózkach i krzesłach, że żądny przygód osobnik, który tam wejdzie,
naraża się na utratę kilku palców u nóg. Jest i trzecia sala, dokąd chodzą ludzie
szukający spokoju, jest w niej bowiem o wiele ciszej niż w tamtych. Spacerowiczów
wszędzie mnóstwo - o kijach lub bez, z laskami lub bez; wszędzie rozbrzmiewa śmiech,
wesołość.
Co rano osoby sumiennie pijące wody, pomiędzy którymi naturalnie znajdował się i
nasz filozof, zgromadzały się w Sali Źródlanej, połykały przepisaną ilość ćwierćlitrowych
szklanek wody i przechadzały się według przepisu. Na promenadzie spotykali się lord
Muttonhead, szanowny pan Crushton, owdowiała lady Snuphanuph, pani pułkownikowa Wugsby
i całe wyborowe towarzystwo oraz wszyscy, którzy rano piją wodę. Potem udawano się
na spacer za miasto piechotą, w powozach lub lektykach, aż w końcu znów zbierano
się w Sali Źródlanej. Wtedy mężczyźni przechodzili na chwilę do czytelni; a potem
wszyscy rozchodzili się do domów. Wieczorem, gdy był teatr, udawano się na widowisko;
gdy był bal, spotykano się w sali balowej; gdy nie było ani jednego, ani drugiego,
spotykano się dnia następnego. Był to bardzo miły tryb życia, któremu można by tylko
zarzucić trochę jednostąjności
|
WÄ
tki
|