ďťż

Pomimo silnego przeciwnego prądu Angelos pomknął ku przodowi, jak gdyby płynął po spokojnych wodach...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Wkrótce skały poczęły się oddalać i przesmyk rozstąpił się nieco, ukazując spokojniejszą powierzchnię wód. I wówczas to, nie odrywając oczu od dalekiej powierz- chni morza i urwistych skał przesmyku, gdzie mógł kryć się nieprzyjaciel, przed którym nie osłaniała już Angelosa zesłana przez bogów mgła, Terteus zapytał rybaka: - Czy umiesz pływać? - Umiem, panie - odpowiedział ów człowiek i uśmie- chnął się lekko, choć był spętany i nie wiedział, czy za chwilę ludzie ci,, gdy wiedza jego stanie się im zbyteczna, nie przebiją go mieczem i nie wrzucą do morza. - Woda karmi mnie i dzieci moje. Jakżebym miał nie znać jej? Ów, który ryby łowi, sam musi być jako ryba. - To prawda. Jeśli pragniesz więc odzyskać wolność, zdejmiemy ci pęta i możesz popłynąć ku brzegowi. - Zezwól mi, panie, abym uczynił to, gdy okręt twój zbliżać się będzie ku ujściu przesmyku, gdyż w pobliżu morza wybrzeże jest łagodniejsze, a prócz tego stoją tam okręty strażnicze pana mego. Być może ubłagam dowód- cę któregoś z nich, aby zezwolił mi potrudzić się przy wiośle, gdy będzie powracał do Troi. Gdyż daleko odpły- nąłem od moich stron. - Ileż ich może być? - zagadnął Terteus usuwając się i kłoniąc głowę, gdyż książę Widwojos zbliżył się ku nim w towarzystwie syna swego i obaj poczęli wpatrywać się w skrawek morza, coraz bliższy, widoczny między ściana- mi przesmyku. - Jest tam ich, panie, kilka. Strażują nieustannie wo- kół ujścia przesmyku, a zmieniają się co pewien czas i powracają na Tenedos, gdy inne nadejdą w ich miejsce. Widzę je zawsze, gdy płyną tu i udają się z powrotem. Możesz ich napotkać pięć lub sześć. Nocą stoją zwykle tuż przy ujściu. Jest tam strażnica drewniana, gdzie ludzie kryją się przed burzą, wyciągnąwszy okręty na brzeg. Lecz za dnia odpływają często daleko, a to dla różnych przyczyn, z których jedną jest wypatrywanie własnych okrętów, powracających od barbarzyńskich brzegów ze zbożem i innymi towarami. Baczą także, by nikt obcy nie przemknął się tędy w jedną lub w drugą stronę. - Boski książę - rzekł Terteus nie zniżając głosu, gdyż człowiek ów nie mógł opuścić okrętu, nim nie uzyskają pewności, że są bezpieczni - mówi on, jak usłyszałeś, że okrętów owych może być kilka. Zapewne uderzą na nas, gdyż wielce jest prawdopodobne, że szybki okręt z Troi, płynąc z podwójną załogą dzień i noc, mógł przybyć tu przed nami wyminąwszy nas w drodze. A że nie udało im się wypatrzyć nas we mgle, z pewnością będą czekali tu w zasadzce. - Cóż - rzekł książę - zwykle wojownicy stojący naprzeciw wroga mogą uderzyć lub cofnąć się. Jednak my nie mamy się gdzie cofnąć, Terteusie. - A więc uderzymy na nich! -Terteus skinął poważnie głową. — Jeśli nie uda nam się wypłynąć na pełne morze, gdzie chyżość nasza wspomóc by mogła ucieczkę, trudno będzie się przedostać. Gdyby wyszli nam do bitwy na tak wąskich wodach okrążając z wszystkich stron, wówczas niechaj bogowie mają nas w swej opiece, gdyż sprawa będzie trudna i bez ich pomocy się nie obejdzie. - Nastąpi wówczas krwawy bój! — zawołał Perilawos pogodnie, poprawiając hełm. - Lecz cóż, jeśli wypłynie- my na morze, a nie napotkamy nikogo? - Napotkamy... - rzekł Terteus spokojnie. - Już-ich bowiem napotkaliśmy. Uniósł rękę, w której trzymał obnażony miecz. Wszyst- kie oczy poszły w tym kierunku. Spod stóp ciemnej ściany skalnej wypłynęło na rozmi- gotane teraz słońcem wody przesmyku sześć smukłych kształtów. Były jeszcze daleko, lecz zmrużywszy oczy Terteus dostrzegł błysk wynurzających się z wody i opa- dających w nią wioseł. Żagle były opuszczone. Zwrócił się ku Widwojosowi. - Prowadź nas, boski książę! Zginiemy tu lub uda nam się przedrzeć! Jak rzekłeś, cofnąć się nie mamy dokąd! Widwojos bez słowa zawrócił ku śródokręciu. Terteus uniósł rękę. Zaśpiew sternika ucichł. Wiosła nadal opadały w wodę, lecz ludzie wyprostowali się w ławach, by lepiej słyszeć. Ci, którzy nie wiosłowali, dopinali rzemyki hełmów powstając pospiesznie. Nad okrętem pojawił się las włóczni. - Eriklewesie! - zawołał Terteus. - Czyń wszystko, byśmy nie uderzyli w żaden z owych okrętów, lecz wyminęli je, jeśli się nam uda! Jeśli bowiem zatrzymamy się choćby na krótko, spadną na nas ze wszystkich stron, a jest ich tam zapewne czterokroć więcej uzbrojonych i mężnych wojowników. Gdy będziemy przepływali, nie wstawajcie, by rzucić oszczep lub wypuścić strzałę, lecz okryjcie siebie i wiosłujących towarzyszy tarczami, aby jak najmniejszą szkodę ponieść
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.