ďťż

Niech pan nie zapomina, że to pan chciał się z nami zabrać! - Tak, ale właściwie to nie był mój pomysł - tłumaczył się Reese...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
- To Senator chciał, żebym poleciał z wami i obserwował... Plaśnięcie dłoni Ferrola o poręcz fotela odbiło się krótkim echem, przerywając w pół zdania wyjaśnienia Reese'a. - Co? - zapytał Reese wyzywająco. Przez dłuższą chwilę Ferrol przyglądał mu się uważnie. Wściekłość Reese'a powoli zmieniała się w niedowierzanie, a potem w strach... - Nie wolno panu - odezwał się w końcu Ferrol lodowatym tonem - wspominać o Senatorze w jakimkolwiek związku z tym statkiem, z tą załogą albo z tą wyprawą. Ani tutaj, ani gdziekolwiek. Nigdy. Rozumie pan? Reese wyraźnie złagodniał. - Tak - zgodził się potulnie. Ferrol odczekał chwilę w kompletnej ciszy. - Mieliśmy coś więcej poza tym punkcikiem, który Randall złapał, a potem zgubił? - zwrócił się do Demarca. Demarco potrząsnął głową. - Wynik kontroli komputerowej jest negatywny. Mógł to być koń kosmiczny, który SKOCZYŁ po swój kąsek i natychmiast uciekł. A może był to statek - dodał po chwili zastanowienia. Ferrol skinął głową. Tego się właśnie obawiał. - Sądzisz, że nas wypatrzył? - Przez dwie godziny zdążyłby na pewno zmienić kurs, połączyć się z Mitsuushi i dotrzeć do nas. - Demarco wzruszył ramionami. - Jeśli jeszcze go tu nie ma, to chyba był to inny kłusownik, którego przepłoszyliśmy. - Albo bardzo cierpliwy kapitan z Sił Gwiezdnych, który chce nas złapać na gorącym uczynku - powiedział Ferrol. - Musimy mieć oczy otwarte. - To wszystko, co macie zamiar zrobić? - wtrącił Reese. Ferrol spojrzał na niego znacząco. - Co pan proponuje? - zapytał spokojnie. - Zawrócić do domu z pustymi rękami, nawet nie wiedząc, przed czym uciekaliśmy? Reese zacisnął zęby. - Mógłby pan podjąć jakieś praktyczne środki bezpieczeństwa - burknął. - Na przykład, założyć jakąś osłonę na pierścień Mitsuushi. - Czy mamy jakieś osłony dla Mitsuushi, Mai? - Ferrol zwrócił się do Demarca. - Które wytrzymałyby bombardowanie jonowe z okrętu wojennego? Raczej nie. Ferrol popatrzył na Reese'a. - Ma pan jeszcze jakiś pomysł? Wyraz twarzy Reese'a zdradzał, że coś wymyślił. Zanim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, Demarco wykrzyknął: - Ruchomy obiekt na monitorze, Chayne! O Boże, jest tuż obok nas! Namiar dwadzieścia trzy na sześć, piętnaście na dwa, zasięg pięćdziesiąt sześć kilometrów. - Okręt wojenny? - zapytał przerażony Reese, a jego głos brzmiał pół oktawy wyżej niż normalnie. - Nie. Koń kosmiczny - Demarco z trudem zachowywał cierpliwość. - Niezbyt duży - dodał Ferrol, sprawdzając odczyt na swoim ekranie. Rzeczywiście wydawał się niewielki, jeśli komputer nie zawiódł przy obliczaniu odległości. Dreszcz emocji przebiegł Ferrolowi po plecach. - To jest źrebak, Mai! Demarco wpatrywał się w ekran. - Nie do wiary! Ferrol przygryzł górną wargę. Słyszał wyraźnie bicie własnego serca... Kosmiczny źrebak. Młody, wrażliwy i może, no właśnie, może pojętny. Włączył interkom. - Zbliżamy się do celu - zawahał się przez moment. - Postarajcie się, panowie - dodał po chwili. - Chciałbym go mieć. Demarco przy sterze przygotowywał statek do akcji. Reese wpatrywał się w Ferrola. - Jeśli chce pan coś powiedzieć, Resse, to niech pan mówi, a potem niech się pan już więcej nie odzywa. Kątem oka dostrzegł, że tamten wskazuje walcowaty kształt pośrodku głównego monitora. - Sądzi pan, że źrebak nie boi się ludzi, tak jak dorosłe konie? - zapytał. - Wysoki poziom rozwoju komórek mózgowych umożliwia człowiekowi podporządkowanie innych zwierząt. To się nazywa tresura. - Jeśli źrebak jest dość młody... - zgodził się ostrożnie Reese. - Zresztą, co to znaczy "dość młody"? - Jeśli chce pan dyskutować, to niech pan wraca do Senatu - przerwał Ferrol. - My mamy teraz ważniejsze sprawy. Westchnął głęboko. - Okay, Mai, ruszamy! Zbliżali się z prędkością znacznie mniejszą niż zazwyczaj przy pościgu i dlatego prawie godzinę dryfowali w zasięgu uderzenia. Może była to zbyteczna ostrożność, źrebak nie okazywał żadnych oznak niepokoju, a tym bardziej strachu. Mieli jednak dużo czasu i nie warto było ryzykować. Poza tym, nikt nie był pewny, czy przestraszony źrebak zachowuje się tak samo jak dorosły koń. - Wyrzutnia sieci gotowa - zameldował Demarco. - Odległość do celu... jeden i cztery dziesiąte kilometra. Całkowity ładunek na płytach. Ferrol powoli rozluźnił zaciśnięte szczęki. Stało się! - Przygotować pierwsze uderzenie! Gotowi... ognia! Pokład Scapa Flow zachwiał się pod stopami. Na monitorze taktycznym pojawił się obraz pocisku, w którym znajdowała się zwinięta sieć. Pocisk zmierzał wprost do celu, ciągnąc za sobą linę uwięzi. Ferrol wstrzymał oddech, wpatrzony w źrebaka. "Jeszcze kilka sekund", zaklinał go w myślach. "Stój, jeszcze tylko kilka sekund". Pocisk na ekranie zmienił kształt, rozwinął się w prawie niematerialną cieniutką siateczkę, był coraz bliżej konia... "Jeszcze tylko kilka sekund..." W tym momencie, zbyt późno, źrebak dostrzegł zbliżający się obiekt. Sieć szarpnęła się nagle, jakby siłą telekinezy zmuszona do zatrzymania, ale jej cieniutkie włókna okazały się nieuchwytne i po chwili mocno owinęły się wokół źrebaka. - Ogłuszyć go! - krzyknął Ferrol. Na ekranie ukazał się krótki błysk wyładowania koronowego sieci i źrebak zamarł w bezruchu
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.