ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Musiałem mówić niemal wstrzymując oddech.
Abypowiedziećkilka słów, blokowałem tchnienie i nie robiłem nic poza minimalnym ruchem.
Musiałem na nowouczyć się oddychać,aby zharmonizować ruchy ust z ruchami klatkipiersiowej.
I to bezmyślenia o tym!
Byłemjak stonoga,o której mówi poeta Lao Tze:
kiedy myślała, jakposunąćwszystkie sto nóg, upadała naziemię, niebędąc w stanie tego uczynić.
W stosunku do mojego chirurga i innychlekarzyczułemszacunek bez granic.
Izacząłem od nowa kochać życie.
104
Instynktownasympatia wiązała mnie z każdą istotąludzką, którą napotykałomoje spojrzenie.
Wyglądało totak, jakbym za każdym razem odnajdywał w życiu te sameradosne momenty.
Ale już przeczuwałem, żez czasem wkroczygra samego życia wraz z kumulacją uczuć i odczuć przeciwnych,komplikując i oddalając w powszechnej nudzie wszelkiestosunki międzyludzkie.
105
li.
ROZDZIAŁ X
Genua, listopad '95
Powróciłem na salę.
Myślę o zabiegu, o tych godzinach i dniach, któreokreśliły i ocaliły mi życie.
Mam poczucie, że dokonujęogromnegoczynu, skoro udaje mi sięprzenieść je prosto na te napisane stronice.
W głębi moich jużteraz osłabionych wspomnieńodzywają siętłumy nieokreślonych i chwiejnych zjawi wierzę, że dopiero później, po wielu miesiącach, kiedyzabiorę się do czytania tych notatek, będę mógł w sposób prawdziwy rozpoznać wiele z nich w tych obszernychi spokojnych rejonach zupełnie już spacyflkowaneji oczyszczonej przez filtr czasu pamięci.
Być może dopiero wtedyzrozumiem, że niektóre wcześniej niepojęte - gesty i postawy, niejedna natarczywacisza nie były niczym innym, jak tylko zręcznym usiłowaniem ukrycia litościwego współczucia i czułościpozbawionejpodejrzeń,napęcznialychbólemjak tajemniczypowab.
Tego rana sala wydawała się zalana słońcem.
Wieluchorych spało obojętnych na radość światła wnikającego
107.
przez okna- Długo kontemplowałem morze, przyjemneciepło zimowego dnia i ten rozległy błękit, który wydawał mi się pochylać w kierunku radosnych widnokręgów.
Czasami zdarza się nam mówić wszystkim równocześnie, każdemu na swój rachunek, jednak bez ignorowania tego, co sobie wzajemnie mówimy.
Wydajesię, żewymagania naszego egoizmu zespalają się i harmonizują w większymchórze.
Niektórzy znas mają niedługo powrócić do domui dlatego rozmawiają zwiększą ochotą, są weseli i uśmiechnięci.
I być może wierzą, że ostatecznie pozbędą się nieszczęścia!
Znów napotkałem tego mojego ciekawskiego sąsiada z kardiochirurgicznego oddziału intensywnejterapii.
Oczywiście teraz jużuzdrowiony, uśmiechnięty udał,żemnie nie widzi i minął mnie bez pozdrowienia.
Ten mały epizod wystarczył, by wszystkie udręki i niesnaski,które wydawałomi się, że zapomniałem, zaczęłyrozbudzać się na nowow niemożliwej do zaakceptowania sprzeczności ze świetnym samopoczuciem sprzed nietak dawna.
Pamięć powzięłajuż swe niestrudzone działania, choćwciąż jeszcze w pustce.
Zaczynam rozumieć, żeumiejętność zapominania jest zdolnością cenną, łecz trudną,która w wielu przypadkach potrafizagwarantowaćchoćtrochę niezamierzonej pogody ducha.
Długo rozmawiam z pewnym pacjentem tak dobrzewychowanym, że odgadujęw nimwielką nieśmiałość nieszczęśliwych.
108
W nocy, zamiastspać, raczej drzemie, wciśnięty pomiędzy koszmary i zmartwienia.
Ale w dzień pokazujetwarz pełną uśmiechów, czyni wnikliwe obserwacjei grzeczne uwagi.
Dzisiaj zechciał zejść pogazetędla mniena parter, do kiosku.
O jego przypadku lekarze mówili: feokromodtoma,z niewielką nadzieją.
Jest on jednym z tych ludzi, natwarzy których wypisane jest konkretneprzeznaczenie, których twarz oznacza choroby i klęski.
-Jutro ja pójdępogazetę - powiedziałem.
-Jutro- odparł - obudzęsię bardziej zmęczonyi zniechęcony przez ten okropny ból głowy, któryciąglemnie nieopuszcza.
Ale powiedziałto, uśmiechając się.
Tenjego smutny uśmiech wydajesię być w porozumieniu z chorobą.
Obydwu nam założyli dzisiaj kroplówkę.
- Zobaczysz, że nampomogą -wyszeptałem banał.
-To będzie już milionowa - westchnął, wyginającwargi w grymasie
|
WÄ
tki
|