- Nie wiem, czy da si je zje[ - popatrzyB na nie pospnie

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
- Le| od trzech lat. Pewnie zatrujemy si ptomainami, ale zawsze to kawior. Mary przezornie sprawdziBa, czy w domu s jakie[ wazony na kwiaty, po czym udaBa si do sklepu i kupiBa pi nawet eleganckich kalebas. PróbowaBa te| na pitna[cie sposobów zrobi z Jesusem suflety, ale bez rezultatu i ostatecznie musieli[my ukrci caBej sprawie Beb. CzuBem si pewniej, majc [wiadomo[, |e Pious wikszo[ czasu spdza u Martina, nawet je[li oznaczaBo to dokuczanie Jesusowi. WiedziaBem, |e rzetelnie wykona swoj prac. W wieczór poprzedzajcy przybycie komisarza spotkali[my si jeszcze raz, aby oceni efekty naszych dziaBaD. Wszystko szBo jak w zegarku. Je|ozwierze zostaBy uwdzone i pachniaBy apetycznie, chocia| wygldaBy na lekko nie dogotowane. Mój przyjaciel my[liwy przyszedB z olbrzymim pkiem orchidei i ro[linami, które Mary przeniosBa do toalety, najzimniejszego miejsca w domu. Na wszelki wypadek otworzyli[my jedn puszk kawioru; ku naszemu zdziwieniu byB jadalny. Robin wytrzasnB skd[ maB paczk ciasteczek. Postanowili[my poda je z orzechami do drinków przed obiadem. Mosi|ne [wieczniki Robina okazaBy si bardzo eleganckie, wypolerowane i l[nice. DodaByby blasku ka|dej jadalni. Sam patrzyBem na nie chciwie. Robin przyniósB tak|e [wiece, których liczba, jak sBusznie zauwa|yB McGrade, starczyBaby na o[wietlenie caBego Watykanu. Rzucili[my si do pracy, troch ze wzgldu na nasze oddanie Martinowi, a troch jak rozbawione dzieci podczas Gwiazdki. ByBem chyba jedynym czBonkiem naszej grupy, któremu ka|dy dzieD dostarczaB 103 wystarczajcej dawki wra|eD, gdy| nigdy nie mogBem przewidzie, co wymy[l moje zwierzta. Jednak|e reszta towarzystwa prowadziBa typowy, nudny |ywot w wyjtkowo nieprzyjemnym klimacie. I chocia| udawali[my, |e przyjazd komisarza to mczcy obowizek i wci| przeklinali[my jego osob, wszyscy bawili[my si [wietnie. Mo|e z wyjtkiem Martina, który z ka|d godzin coraz bardziej si trzsB. Gdy wreszcie nadszedB ten fatalny dzieD, stali[my w miar spokojnie pod drzewem, skd roztaczaB si widok na wjazd do posiadBo[ci. Prowadzili[my chaotyczne rozmowy o zachowaniach zwierzt, wzro[cie cen odzie|y i trudno[ciach w budowie mostów. Mary wygBosiBa referat na temat sztuki gotowania. Nikt nikogo nie sBuchaB, gdy| wszyscy z zapartym tchem oczekiwali przyjazdu komisarza. Wreszcie, ku naszej niezmiernej uldze, na podjazd wjechaB du|y, elegancki samochód i zatrzymaB si przed domem. - Dziki Bogu, dziury jako[ si nie pokazaBy - powiedziaB z ulg McGrade. - MartwiBem si. PojawiB si Martin. Z gBbi samochodu wyBoniB si komisarz, niczym gsienica z du|ego czarnego kokonu. Martin wygldaB nienagannie. Gdy wprowadziB komisarza do domu, wydali[my gBo[ne westchnienie ulgi. - Jestem pewna, |e awokado bdzie mu smakowaBo - odezwaBa si Mary
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. SkÅ‚adam siÄ™ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ… gównianego szaleÅ„stwa.