ďťż

- Jest cukier puder, wiem, bo sama wyjadałam - odezwała się Ida...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
- A propos, czy wiecie, że cukier jest potworną trucizną dla organizmu? - Ale nie puder - powiedziała Natalia z wielką pewnością - Skoro go wyjadają doktorzy medycyny... - Praesente medico nihii nocet (W obecności lekarza nic nie szkodzi). - Najwięcej wyżera Pulpecja. Ej, Pulpa, dlaczego tak siedzisz w kącie, bez humoru? - Ja? Zdaje się wam - z dzielnym uśmiechem odparła Patrycja. Rzeczywiście, od dwu godzin tkwiła w tym samym miejscu, wciśnięta pomiędzy stół a stary kredens. Czuła się strasznie. Ale, doprawdy, nie miała ochoty zwierzać się komukolwiek z powodów swego złego samopoczucia. - Czy jest tu ktoś, kogo interesuje, co ja bym chciała powiedzieć? - spytała Gabriela z pewnym zniecierpliwieniem. Rodzina poczęła się wzajemnie uspokajać. Mama ruszyła z czajnikiem wokół stołu. - No, mów - zachęciła Gabrysię. - Może ja poczekam, aż skończysz z tym wrzątkiem. - O? Dlaczego? - zaniepokoiła się mama Borejko. - Jakaś wstrząsająca wiadomość? - Uhm - mruknęła Gabriela i podsunęła swój kubek z torebką Eari Greya. - Teraz zaczynam być naprawdę ciekaw - wyznał ojciec. - Mów, Gabuniu. Słuchamy. Arrectis auribus (Z nastawionymi uszami). Zapadła cisza, przerywana tylko cichym siorbaniem Natalii. - Kto siorbie, dostanie po torbie - wtrąciła Ida dyskretnym półgłosem starożytną maksymę rodzinną. - Zamknij trąbę, Ida. Gaba, mów wreszcie. Gabriela rozejrzała się po twarzach swych bliskich, oceniając stan ich gotowości psychicznej. Chyba wszyscy już uważali. Nabrała tchu, by powiedzieć swą wielką nowinę. - Wiem!!! - krzyknęła Ida triumfalnie. - Wychodzisz za mąż! Z Gabrieli uszedł dech. - Skąd wiesz, u diaska?! - spytała z rozdrażnieniem, gdyż ona bardzo nie lubiła, kiedy jej kto podbierał puenty. - I dlaczego mnie ubiegłaś? Czy ja już nie mogę sama powiedzieć własnej nowiny? Ojciec i mama siedzieli nieruchomo, patrząc w Gabrysię jak w obrazek. Natalia zamarła w połowie siorbnięcia. Patrycja wiedziała, że to się tak skończy, toteż nie przejawiła żywszych uczuć. Zresztą i tak nie miała nastroju. - Jest Prima Aprilis - bąknęła Ida. - Co prawda, to prawda - przyznał ojciec. - Nie wiem, co to się dzieje ze mną lub może z rzeczywistością, ale mam coraz większe problemy z tym Prima Aprilisem. - To nie zmienia faktu - oznajmiła Gabriela -że właśnie dziś, co jest oczywiście kwestią przypadku, Grzegorz poprosił mnie o rękę. - Jesteś pewna, że to nie miał być żart? - spytała Patrycja ponuro. - Powiedziałam mu o moim pomyśle mieszkaniowym, a on natychmiast poprosił mnie o rękę. Nie mam wątpliwości. Patrycja też ich nie miała. Zwłaszcza po tym, co ujrzała z okna kawiarenki teatralnej. - To co, wprowadzacie się do zielonego pokoju? - spytała kąśliwie. Gabriela rzuciła jej spojrzenie pełne zdziwienia. Nie spodziewała się chyba takiego tonu po swej najmłodszej i najmilszej siostrze. - Nnie... - odparła powoli. - Pojawiła się inna możliwość. Byłam, wyobraźcie sobie, u Kreski... - Jakże ona się czuje? - spytał życzliwie ojciec. - Świetnie - krótko odparła Gabriela. - Byłam otóż u Kreski i oglądałam dzieciaczki... - Czy już zdecydowano się co do imion? - spytała mama z ciekawością. - Tak, Maria i Magdalena. Posiedziałam tam chwilę i... no, cóż... pogadałyśmy o tym i owym... a Kreska nagle mówi, że Piotr Ogorzałka, brat Maćka, kupił sobie piękne mieszkanie i zostawia to w suterenie. To jest własne mieszkanko braci Ogorzałków i teraz mogliby tam się przenieść Maćkowie. Ale nie chcą, ze względu na dzieci. - Pewnie - wtrąciła Ida. - Urządzili się ślicznie u profesora, pomieszczą się nawet z kolejnymi bliźniętami. - Albo z trojaczkami - powiedziała złośliwie Patrycja i chichotała. Ida spłonęła gniewnym rumieńcem. - Co cię dziś ugryzło, Pulpecjo? - chciała wiedzieć. - A oni... - ciągnęła Gabrysia - i tak chcieli wynająć to mieszkanko, więc... - Otóż i kolejna zmiana w życiu rodziny - rzekł ojciec niepewnym tonem. - Powinienem się cieszyć, lecz jestem niespokojny. Nie lubię nagłych zwrotów akcji, nawet w powieściach. A cóż dopiero w życiu! - Tam jest tylko pokój z kuchnią - wtrąciła gwałtownie Ida. - Słuchaj, Gaba, dla was tam za ciasno. Masz dwoje dzieci. Może to ja i Mareczek powinniśmy tam zamieszkać, a wy zajmiecie nasz pokój. W ten sposób sytuacja cudownie się rozwiąże. Ty nie opuścisz domu, ja też nie opuszczę domu. Twoje córki boją się schodzić do sutereny. Będziemy więc mieli zapewnioną samotność... - I własną łazienkę - wtrąciła Patrycja zachęcająco. - Smarkate przeniesie się do Nutrii i Pulpecji, a one znów zamieszkają w zielonym pokoju. - Skoro już o nich mowa... - powiedziała Gabrysia. - To... jak myślicie, jakimi słowami ja mam je o tym wszystkim zawiadomić? Zapadła cisza. - Hm - rzekł ojciec. - Jeszcze to przemyślimy, Gabuniu. Rzecz zdecydowanie wymaga namysłu. Kiedy ma nastąpić ten ważki fakt? - Nasz ślub? Może jeszcze przed wakacjami - uśmiechnęła się Gabrysia. - Bo w lipcu Grzegorz chce mnie zabrać do Włoch. W podróż poślubną. Do Wenecji!!! - i to wcale nie jest żart na Prima Aprilis. 12 kwietnia 1992, Niedziela palmowa 1. Zdarzało się już w życiu Patrycji, że dzień jej urodzin - 11 kwietnia - wypadał tuż przed Wielkanocą, świętem ruchomym. Tak było i w tym roku. Dziewiętnaste jej urodziny miały miejsce w przeddzień Palmowej Niedzieli. Dostała tylko drobne, pośpieszne upominki od rodziny - naturalnie książki, wodę kolońską i słownik - i nawet, gdyby snuła jakieś plany towarzyskie (a nie snuła...), musiałyby one ustąpić przed ogólnym szałem porządkowania
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.