ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
A Tetys wylewając hojne łez potoki:
ťAch, synu! Sam przyśpieszasz twej śmierci wyroki.
Jeżeli Hektor zginie, twój zgon się nie zwleczeŤ.
80 ťNiech zginę zaraz - rycerz zapalony rzecze -
Gdy od tego nieszczęścia los mię nie uchronił,
By umarł mój przyjaciel, a jam go nie bronił...
Choć moja krzywda ciężka, potrzebie ulegnę,
Wraz na zabójcę mego przyjaciela biegnę;
85 Potem niechaj śmierć na mnie spełni wyrok srogi,
Jak wielki Kronid zechce i Olimpu bogi...
Nie odradzaj mi, matko! Twe łzy, twe zaklęcia
Niezdolne mię od tego cofnąć przedsięwzięciaŤ.
Na to mówi królowa srebrnopłynnych toni:
90 ťCzynu tak chwalebnego matka ci nie broni.
Z niebezpieczeństwa, które wkoło ich ścisnęło,
Wyrwać swych towarzyszów, rycerskie jest dzieło...
Ale póty się hamuj w bojowym zapędzie,
Dopóki tu do ciebie matka nie przybędzie.
95 Jutro z pierwszym promieniem obaczysz mię rano,
Z piękną zbroją przez władcę Hefajsta kowanąŤ.
Wraz tym słowem ostrzega sióstr Nereid grono:
174
ťWy powróćcie się w morza niezgłębnego łono,
Gdzie podeszły nasz ojciec ma pałac wspaniały,
100 I powiedzcie mu wszystko, coście tu słyszały.
Ja śpieszę do Hefajsta, czy na prośbę moję
Nie skłoni się dla syna nową ukuć zbrojęŤ.
Rzekła; nimfy się skryły w ocean głęboki.
Sama dąży szybkimi do Olimpu kroki,
105 By przyniosła dla ciebie zbroję, Achillesie.
Gdy Tetydę lot bystry do górnych bram niesie,
Z strasznym okrzykiem Greków Hektor pędzi wściekły:
Zlękłe roty do brzegów i floty uciekły;
Mimo pracy rycerzy jeszcze nie zostało
110 Bezpieczne od obelgi zabitego ciało.
Już piechoty, już jazdy orszak je okrążył
I Hektor, co jak pożar zapalony dążył,
Trzykroć chcąc zostać panem tak srogiej zdobyczy,
Chwyta za nogi trupa i na Trojan krzyczy;
115 Trzykroć Ajasy, w męską przyodziani śmiałość,
Odparli natarczywą Hektora zuchwałość.
On, rozżarty, już na nich z nową mocą godzi,
Już, stojąc, na swych woła, ale nie uchodzi.
Jak pasterz pilnujący trzód na bujnej paszy,
120 Głodnego lwa od bydła niełatwo odstraszy:
Tak Ajasy, choć groźni męstwem, bronią srogą,
Zajadłego Hektora zatrwożyć nie mogą.
I byłby wyrwał trupa, wieczną zyskał chwałę,
Gdy Hera, chcąc odwrócić tak wielką zakałę,
125 Szybką Irydę zsyła z górnych nieba progów...
Zbliżywszy się posłanka tak rycerza budzi:
ťWstań, Pelido, ze wszystkich najstraszniejszy ludzi!
Daj pomoc Patroklowi! Dla niego bój krwawy
Obiedwie toczą strony przed samymi nawy;
130 Mnóstwo rycerzy ginie, okrutna rzeź wzrasta,
Ci chcą ocalić trupa, ci porwać do miasta;
Najbardziej bije Hektor, bo sobie uradził,
Aby mu odciął głowę i na pal ją wsadził.
Wstań więc! I nie leż dłużej w spoczynku niegodnym,
135 Nie dawaj sam Patrokla na pastwę psom głodnym;
Gdy zwłoki jego będą zelżone szkaradnie,
Na ciebie stąd, na ciebie cała hańba padnie...Ť
Poszła Irys, Achilles wstaje, a Pallada
Swoją tarczę na silne ramiona mu wkłada...
140 Zbliżył się do okopów, lecz pomny przestrogi
Swej matki, tam nie poszedł, gdzie bój huczał srogi.
Krzyknął, ogromnie razem krzyknęła Pallada:
Zaraz trwoga w pierś mężów, w zastępy strach pada.
A jak ostro przenikłym dźwiękiem trąba ryczy,
145 Gdy nieprzyjaciel chciwy rzezi, krwi, zdobyczy
Do przypuszczenia szturmu znak wydaje zwykły:
Taki z piersi Achilla wyszedł głos przenikły.
Trojanie usłyszawszy to brzmienie straszliwe
175
Przelękli się niezmiernie: konie pięknogrzywe
150 Wozy nazad zwróciły, przyszłe czując klęski
I w piersiach powoźników struchlał umysł męski...
Trzykroć bohater stojąc nad okopem krzyknął,
Trzykroć strach sprzymierzeńców i Trojan przeniknął.
Tam dwunastu przedniejszych śmierć zwaliła mężów:
155 Spadli z wozów od własnych przebici orężów.
Wreszcie Grecy, wyrwawszy z rzezi i posoki,
Na łożu pogrzebowym kładą martwe zwłoki.
Koło nich rzewnie wierni towarzysze płaczą.
Achilles napełniony żalem i rozpaczą
160 Patrzy na smutne reszty ranami okryte,
Idzie, nad przyjacielem łzy lejąc obfite.
Sam pozwolił mu wozu i ognistych koni,
Lecz wróconego w żywej nie uściskał dłoni...
Trojańskie też na drugiej bohatery stronie
165 Rzuciły rzezi pole i wyprzęgły konie.
Przed wieczerzą naprędce złożona ich rada,
Wszyscy zdumieni stoją, żaden z nich nie siada.
Strach ściska serca mężów zebranych w tym kole,
Że długo niewidziany rycerz wyszedł w pole.
170 Mądry Polidam pierwszy swe zdanie otwiera...
ťUważcie, przyjaciele - rzekł radca wsławiony -
Jakiej się dzisiaj chwycić powinniśmy strony;
Ja radzę, by do miasta powrotu nie zwlekać
I przy flocie, od murów z dala, dnia nie czekać...
175 Teraz Achilla więzi noc i spoczywanie,
Lecz gdy nas jutro zbrojny w tym miejscu zastanie,
Trudno będzie odwadze jego się obronić.
Szczęśliwy, kto do murów potrafi się schronić!
Mnóstwo Trojan żreć będą psy i sępy sprosne.
180 Ach! Bogowie! Odwróćcie rzeczy tak żałosne!
Jeśli mię posłuchacie, choć was troski gonią,
Noc na rynku spędzimy czuwając pod bronią.
Miasta mury strzec będą i wieże ogromne,
I szańce nieprzebyte, i bramy niezłomne.
185 Rano, z Jutrzenką, zbrojni staniemy na wieży
|
WÄ
tki
|