ďťż

Na całe moje przeklęte życie...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Wydawało mi się, że teraz jednak zaznam spokoju i wolności. Całe życie na ciebie czekałam. Walczyłam, jak umiałam, i byłam cierpliwa, nigdy się nie poddawałam, nie traciłam nadziei, bo wiedziałam, że kiedyś się w końcu uda. Ja naprawdę wierzę, że cierpliwość to sposób na życie. I tak było, Frannie! Wszystkie te lata czekałam na ciebie, jak dziewczyna, która stoi pod ścianą na potańcówce i czeka, aż ktoś ją poprosi. Gdy spytałeś, czy za ciebie wyjdę… — Ja spytałem? — Tak, do cholery, ty! Tylko nie mów mi, że i tego nie pamiętasz. Dość już zaznałam poniżeń jak na jeden ranek. Gdy mnie spytałeś, pomyślałam… o pięćdziesiąt lat za późno, ale czemu nie, u diabła? Kochałam tego idiotę przez cały czas, więc czemu nie skończyć tego balu razem z nim? Ostatni grande valse, zanim… Zamierzam wrócić do hotelu i położyć się na trochę. Idź do apteki, czy jak to tutaj nazywają, i poproś o tapsodil. Na pewno będą mieli. — Wstała i znów rozmasowała ramię. — Nie odchodź, Susan. Spędźmy razem ten dzień. Będzie dobrze. To wszystko moja wina i przepraszam. Zwiedzimy miasto. — Chciałem się zerwać, ale dolna połowa mojego ciała przypomniała mi wyraźnie, że jestem stary pryk. Nogi odmawiały współpracy. Zakląłem cicho, odchyliłem się do tyłu, potem do przodu, znów do tyłu i dopiero tak rozpędziwszy nieco własne truchło, zdołałem się jakoś podnieść. — Nie wychodzi mi ta starość. — Dla mnie wciąż jesteś uroczy, mężu. I jeszcze jedną tajemnicę chciałam ci wyznać. Wiesz, co najbardziej zaważyło na tym, że cię tak pokochałam? Owszem, zawsze byłeś dla mnie tym jedynym, ale wiesz, co naprawdę mnie przekonało? — Powiedz. — To, jak troskliwie opiekowałeś się Magdą, gdy umierała. Nigdy nie znałam cię od tej strony, Frannie. Nigdy nie myślałam, że tak potrafisz. Gdy usłyszałem, że Magda umarła, to poczułem się tak paskudnie, jakby to już się stało. Zaraz przypomniałem sobie, co całkiem niedawno powiedziałem George’owi, że nigdy nie kochałem nikogo dość, aby bać się utraty tej osoby. Jednak teraz, w tym dziwnym czasie niczyim, pojąłem, że nigdy w życiu bardziej się nie pomyliłem. Świadomość, że Magda umrze przede mną, zaciążyła brzemieniem nie do zniesienia. — Kiedy, Susan? Kiedy ona umarła? Przez jej twarz przebiegł wyraz niepokoju i pociągnęła mnie chodnikiem. — Musimy kupić tabletki dla ciebie. Zastąpiłem jej drogę. — Kiedy? — W moje czterdzieste ósme urodziny. Nigdy tego nie zapomnę. Magda miała umrzeć za niecałe dwa lata. To, co zdarzyło się później, oszczędziło mi wielu kłopotów. I w zasadzie mnie uratowało. Prawie. Znaleźliśmy Apotheke i Susan kupiła dla mnie to lekarstwo na chorobę Altzheimera. Nie patrzyłem, jak to robiła, bo zbyt byłem zajęty rozglądaniem się wkoło. Chciałem jakoś oswoić się ze światem starszym o trzydzieści lat. Apteka wyglądała prawie normalnie, jeśli nie liczyć paru wystawionych na ladzie futurystycznych gadżetów, które Bóg jeden wie, co miały leczyć. Gdyby mówili tu po angielsku, to pewnie bym spytał, ale mój zasób niemieckich słów ograniczał się do ja i nein. Wychodząc, omal nie wpadliśmy na kolejnego nurka. Tym razem w białym. — Dobra, ale czego oni się uczą z tymi baniami na głowach? — Biały służy przywracaniu pamięci. Pozwala odtworzyć z detalami dowolnie wybrany fragment życia. Zwykle stosuje się je przy terapii. Pod opieką psychologa. Policja używa ich przy dochodzeniach w sprawach kryminalnych. Prawie że wrzasnąłem z wielkiej radości. Starczyło jedno pytanie i byłem w domu! — Nakładasz to coś na głowę i możesz sobie przypomnieć całe życie? — spytałem, siląc się na spokój. — Całe caluteńkie? Wszystko, co się zdarzyło? — Tak. Ale ja bym tak nie chciała. — A ja owszem! I to zaraz? Gdzie można to kupić? — Jeśli zaczniesz brać te tabletki, to za parę dni będzie dobrze, Frannie. Pamięć ci wróci, przysięgam. — Na co mi taka starcza pamięć? Chcę całego życia! Gdzie się kupuje te banie? — Nie mogłem uwierzyć we własne szczęście, że starczy ów kosmiczny rekwizyt, by uzyskać wszystkie potrzebne odpowiedzi. Gdy wrócę z nim do moich czasów, nareszcie będę wiedział, co się dzieje i co trzeba robić. — Białe sprzedają w sklepach Giorgia Armaniego. — U Armaniego? Tego projektanta mody? — Tak. — Maszyny do przywracania pamięci sprzedają w sklepach z odzieżą? A czemu tam? Susan zastanowiła się chwilę i wzruszyła ramionami. — Nie wiem. — Ale pokręcone czasy! Może pamięć to teraz kwestia mody. Zresztą, mniejsza z tym. Chodźmy. Wkrótce ręce zaczęły nas boleć od mówienia, ale ostatecznie znaleźliśmy kogoś, kto znał i angielski, i drogę do najbliższego sklepu Armaniego. Skierował nas na małą uliczkę odbiegającą od głównej arterii. Tam ujrzeliśmy drzwi ze znajomym znakiem i jeszcze dwóch ludzi w kamizelkach. Na oko kevlarowych. — To gliny czy prywatna ochrona? Czemu ubrali się jak na wojnę? — To przez napady i zamachy bombowe. Tyle ich było. Nie sądziłam, że tutaj jest równie paskudnie jak w Ameryce. Każde wyjście na zakupy to teraz czysty hazard. A poczta to już w ogóle strefa wojenna. Strach zaglądać. Pamiętasz, co się stało w Crane’s View? Zobaczywszy, że podchodzimy, strażnicy stali się bardziej czujni. Susan uniosła ręce niczym skrzydła i pokazała mi, żebym zrobił to samo. Jeden uzbrojony omiótł nas wykrywaczem, tak jak robi to lotniskowa służba bezpieczeństwa, gdy ktoś zapomni o drobnych w kieszeni i zadzwoni na bramce
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.