ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Pięć sekund, panowie powiedział Chu. Wszystkie trzy lotniskowce były już widoczne przy dwudziestoczterokrotnym powiększeniu. Kontrola, proszę zanurzyć okręt na głębokość dwudziestu sześciu metrów.
Jest dwadzieścia sześć metrów.
Trzy, dwa, jeden... odpalić komorę pierwszą!
Komora pierwsza odpalona, kamera dziobowa pokazuje, że pierwsza torpeda jest w drodze.
Odpalić komorę drugą.
Druga odpalona, kamera pokazuje, że druga torpeda jest w drodze.
Sekwencja odpalania trwała, dopóki pierwszych sześć torped Nagasaki II nie opuściło cicho okrętu, zmierzając po dwie w kierunku trzech olbrzymich lotniskowców.
Torpedy, naprowadzane przez pasywne sonary, powoli zmierzały w stronę płynących im naprzeciw lotniskowców. Czterdzieści kilometrów na zachód oba eskortujące konwój okręty podwodne płynęły z maksymalną prędkością naprzód, ich sonary nie zarejestrowały żadnego podejrzanego dźwięku.
19
Torpeda numer jeden, jako pierwsza wystrzelona z Arktycznego Sztormu", płynęła w stronę zbliżającego się konwoju. Jej pokładowy komputer prosty i mały, jednak o wiele większej mocy niż te oryginalnie montowane na torpedach Nagasaki obliczał odległość od celu, a także to, jakim kursem i z jaką prędkością porusza się cel. Torpeda zmierzała do takiego punktu na morzu, w którym ich drogi się spotkają. Do celu prowadził ją umieszczony na samym czubku sonar, mający postać płaskiej tarczy przykrywającej przetwornik. Z założenia był to pasywny, nasłuchujący sonar, własne dźwięki zacząłby wydawać jedynie w wypadku, gdyby stracił cel z nasłuchu, w tym jednak wypadku cel był tak głośny, że nie mógł go zgubić. Cztery wielkie śruby lotniskowca młóciły wodę z hałasem.
Torpeda oceniła według komputera, że znajduje się w połowie drogi. Jeszcze w komorze została zaprogramowana na tryb natychmiastowej zdolności", co oznaczało, że zamiast odliczać dzielącą ją od celu odległość, była gotowa do zdetonowania w każdej chwili po opuszczeniu komory. Głowica, rozgrzana i w pełni uzbrojona, czekała tylko na sygnał z zapalnika.
Między sonarem a skrzynką komputera torpeda miała pierścień połączony z kilkoma elektronicznymi modułami, których zadaniem było dodatkowe namierzenie celu. Pierwszy sensor rejestrował odkształcenia pola magnetycznego ziemi pod wpływem wielkiego żelaznego kadłuba okrętu. W odpowiednim momencie wysyłał sygnał do układu detonującego głowicy. Drugi z sensorów odbierał dane optyczne, reagował na światło i cień, w tym wypadku sygnałem do detonacji był ciemny cień kadłuba. Trzeci sensor błękitnym promieniem lasera przeszukiwał dookoła morze. Jeśli natrafił na kadłub okrętu, natychmiast przesyłał impuls do głowicy. Torpeda skierowana przeciw statkom płynącym na powierzchni morza, do namierzenia celu, używała sensora magnetycznego i lasera, ponieważ ich dane były pewniejsze niż dane sensora optycznego. Sensor optyczny mógł zostać zmylony przez chmurę nagle zasłaniającą słońce albo, nocą, przez fosforescencję spienionych kilwaterów. W wypadku, jeśli tylko laser wykryłby cel torpeda uznałaby, że sensor magnetyczny nie działa albo że przeciwnik użył urządzeń generujących magnetyczne anomalie. Ostatnio montowano na wielu okrętach takie urządzenia zakłócające pole magnetyczne, ale nie były one jednak zbyt skuteczne.
Torpeda poruszała się w trybie wolnego zbliżania, wydając dźwięk o częstotliwości stu osiemdziesięciu sześciu hertzów, o natężeniu osiemdziesięciu trzech decybeli, przy czym, dla porównania, naturalne dźwiękowe tło oceanu miało natężenie pięćdziesięciu decybeli. Szerokozakresowy odbiornik hałasu mógłby ją wykryć z odległości dziesięciu kilometrów, ale najbliższe takie odbiorniki znajdowały się na niszczycielach płynących za krążownikami. Trzy wielkie lotniskowce w ogóle nie miały sonarów, zdając się pod tym względem na niszczyciele i fregaty. Płynące w drugim rzędzie krążowniki miały zamontowane na dziobach kopulaste sonary, przeznaczone raczej do aktywnych poszukiwań niż do nasłuchu. Zaopatrzone były także w wykonane przez DynaCorp, nanizane na kable sonary do holowania, ale wymagały one pustego morza za rufą, były więc zupełnie bezużyteczne w formacji płynącej w zwartym szyku. Krążowniki nie używały także swoich aktywnych sonarów, ponieważ ich użycie mogłoby zakłócić działanie pasywnych sonarów dwóch płynących przodem, eskortujących flotę okrętów podwodnych. W trzecim rzędzie, za krążownikami, płynęły niszczyciele z zamontowanymi na dziobach, wyłączonymi sonarami aktywnymi, także zaopatrzone w przeznaczone do holowania sonary szeregowe, które miano użyć po ewentualnym rozwinięciu szyku. Dodatkowo na pokładach niszczycieli znajdowały się patrolowe helikoptery seahawk V, wyposażone w aktywne i pasywne sonary głębinowe. Płynące z tyłu fregaty miały podobne wyposażenie, z tym że sonary szeregowe, którymi dysponowały, nie były najlepszej jakości.
Jedyne używane przez konwój sonary pasywne znajdowały się na pokładach eskortujących go okrętów podwodnych, ponieważ włączone na poruszającym się okręcie konwoju odbierałyby tyle szerokozakresowego hałasu załamujących się i uderzających o kadłuby fal, śrub i silników, że usłyszałyby zbliżający się wrogi okręt podwodny dopiero z odległości kilometra. Okręty konwoju polegały na aktywnych sonarach, a kiedy nie można było, tak jak teraz, ich używać, posługiwały się szeregowymi sonarami głębinowymi, które opuszczano głęboko pod powierzchniową warstwę termiczną. Teraz jednak sonary szeregowe, zwinięte w wielkie bele, czekały, aż okręty wypłyną na otwarte wody.
Pasywne sonary okrętów podwodnych znajdujących się daleko za horyzontem, z drugiej strony, .Arktycznego Sztormu", nie usłyszały torped płynących w kierunku floty ze względu na dużą odległość, a także dlatego, że skierowane były dziobami na zachód, podczas gdy flota i płynące w jej stronę torpedy znajdowały się na wschód od nich
|
WÄ
tki
|