ďťż

- Mam dla pana wiadomość, sir...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Przeznaczoną wyłącznie dla pana. - Tak, tak, oczywiście - Gervaise zgodził się skwapliwie zadowolony, że może uciec od Madelaine. - Nie będę przeszkadzał ci w lekturze, mademoiselle. Jak długo tu jesteś, biblioteka jest twoja, jeśli tego pragniesz. - Gdy znalazł się w drzwiach przyjrzał się obcemu lokajowi. - Mój pan przesyła panu pozdrowienia - powiedział lokaj, a Madelaine, która słuchała jednym uchem, miała wrażenie, że w dalszej części rozmowy padło imię Jueneporta, lecz pewna nie była, wróciła zatem spokojnie do Catallusa, myśląc, iż Urszulanki, które ją wychowały, byłyby wstrząśnięte, gdyby wiedziały, do jak doczesnych celów używa się łaciny. Powoli czytała: - Da mi basia mille, deinde centum, dein mille altara, dein secunda centum, deinde usąue altera mile, deinde centum... - Całować tysiąc razy i sto, aż pocałunki staną się niepoliczalne... - Zamknęła oczy, przypominając sobie dotknięcie ust Saint-Germaina i jego pocałunki. Kilka minut później wytrącił ją z zadumy odgłos dzwonka, którym Gervaise d'Argenlac dawał znać służbie, iż oczekuje na powóz. Stwierdziła że biblioteka jestdość zimna i poczuła się winna opuszczenia ciotki na dłużej' niż zamierzała. Z westchnieniem zamknęła tom Catallusa i opuściła pokój. Tekst napisanego po angielsku listu alchemika Beverly Sattina do księcia Rakoczego; datowane 17 października 1743: Do jego Wysokości, Franza Josefa Rakoczego, Księcia Transylwanii. B. Sattin przesyła szczere pozdrowienia. Jajo i Gniazdo Czarnego Feniksa zaginęły. Błękitne Niebo został pobity i bliski jest śmierci. Oulen zniknął z wiadomym skarbem. Szukaliśmy, lecz nie ma po nim ani śladu. Błagam Waszą Wysokość, by użyczyła swej pomocy i zechciała asystować Gildii w tej niedoli. O ile to możliwe, przyjdź panie do nas tam, gdzie przedtem się spotkaliśmy, w porze, która będzie dla pana dogodną. Pański, etc., w pośpiechu, B. Sattin 2 No? - spytał bezceremonialnie Saint-Germain wchodząc do Zajazdu pod Czerwonym Wilkiem. Słabe promienie zachodzącego słońca Oświecały szkarłatem przez wieloletni brud zalepiający okna, co czyniło ją jeszcze mroczniejszą i bardziej ponurą, niż ostatnio. Podłoga zarzucona była resztkami Jedzenia i pokryta plamami po kwaśno śmierdzącym Beverly Sattin był jedyną osobą oczekującą w szynku. Uniósł się natychmiast na widok Saint-Germaina. - Wasza Wysokość -. skłonił się głęboko - musi mi wybaczyć tak niestosowne wezwanie... - zaczął po angielsku. Saint-Germain odpowiedział mu w tym samym języku. - Mniejsza o drobiazgi - ściągnął czarny płaszcz odsłaniając swój zwykły jedwabny czarny strój - Nie mam czasu, a chcę ci zadać kilka istotnych pytań. Przyszedłem jak tylko dostałem twą wiadomość, Sattin. Uczynisz mi uprzejmość będąc możliwie treściwym i skrupulatnym w wypowiedziach. Sattin odczuł chwilowy przypływ niepokoju. Patrzył na hrabiego jak student poproszony o wyrecytowanie nieznanego mu utworu. - Le Grace uciekł - powiedział w końcu. . - Wiem. Kazałem wam trzymać go pod strażą - w głosie Saint-Germaina pojawiła się szorstkość. - Dlaczego ten rozkaz me został wypełniony? - Przez łatą poznał, ile może zdziałać stanowczość tam, gdzie zawodzą logiczne argumenty. Wyczuwał roztrzęsienie Sattina, uderzył zatem dosadniej w samo sedno; - Nie należę do ludzi cierpliwych. Sattin był już wyraźcie przestraszony, oprzytomniał jednak dość, aby zebrać się w sobie i powiedzieć: - On był pod strażą, w pokoju na poddaszu, na drugim piętrze, me zabezpieczyliśmy okna. Wydawało nam się, że jest zbyt wysoko, jak na bezpieczny skok. Nie sądziliśmy, że będzie próbował tamtędy uciekać. - I wygląda na to, że się myliliście. Sattin bezradnie rozłożył ręce. - Myliliśmy się. Wiem, że to żadne usprawiedliwienie, panie, lecz byliśmy pewni, że jest dobrze strzeżony Przez pierwszą noc pilnował go Domingo y Roxas, następnego dnia obowiązek ten przypadł Cielblue. Po równo zmienialiśmy się na warcie, sprawdzając, czy Le Grace ma co jeść i zapewniając mu nieco ruchu. pokój był bardzo mały, Wasza Wysokość. A kiedy poprosił o więcej koców, dostał je. W tym pokoju zawsze jest zimno a pogoda się zmieniała. Podarł te koce, zrobił z nich linę i spuścił się po niej przez okno na ulice. Nie wiedzieliśmy, że Le Grace uciekł, dopóki Oulen nie przyniósł rano dla niego śniadania... - I nie uznaliście za stosowne mnie zawiadomić -Saint-Germain zastukał palcami w oparcie jednego z topornych krzeseł. - Sądziłem, że tak będzie lepiej. Musiał opuścić Paryż. Nie było sensu go szukać. W tej chwili może być nawet w drodze do Ameryki... - Nie opuścił Paryżu. Mów dalej - wwiercał się oczami w twarz Sattina. Czarownik wystraszył się nie na żarty. - My... zawiadomiliśmy parę innych osób w mieście, że Le Grace uciekł i nie jest mile widziany, i że poszukiwany jest przez stróżów porządku. Wystarczy powiedzieć, że złamał naszą regułę, a wszyscy będą go omijać jak jadowitą żmiję. Saint-Germain skinął głową. - A po tym, gdy ostrzegliście innych czarowników, to co się stało? - Nic. O ile wiem, Le Grace zniknął-zająknął się. - Lecz mówi pan, że nie opuścił Paryża? - Tak, wciąż tu jest. Jeden z moich służących go widział-rozejrzał się po szynku. - Czy to tutaj studiujecie alchemię? - Nie - Sattin szybko potrząsnął głową. - Mamy laboratorium w jednym z przyległych budynków. Właśnie teraz są tam Domingo y Roxas i jego pomocnica. Pracują nad Zielonym Lwem. A zatem są to alchemicy współczesnej szkoły, pomyślał Saint-Germain, skoro są wśród nich kobiety przeprowadzające te procedury, które uważa się za żeńskie. Mężczyźni pracują nad resztą, a przy procesach hermafrodycznych wskazana jest współpraca. - Kiedy będziemy mogli im przeszkodzić? - spytał hrabia, uśmiechając się kwaśno. - Po zachodzie słońca. Wtedy dalsza praca straci sens - powiedział odruchowo Sattin, chociaż po chwili wydało mu się dziwne, że tak znakomity człowiek, jak książę Rakoczy tego nie wie. - Widzisz - powiedział Saint-Germain widząc konsternację czarownika. - Moje studia odbyłem według innych szkół. W perskiej, mahometańskiej kobiety nie są dopuszczane. W Chinach niektóre prace wolno przeprowadzać tylko kastratom. Nie powinieneś dziwić się mojemu pytaniu
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.