ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Działo się to wszystko za wiedzą biskupa, z jego przyzwoleniem, w myśl jego, ale królowa sama obmyślała środki, wyznaczała ludzi, wprawiała w ruch mnogie koła tej machiny.
Była niezmordowaną, a kto wie, jak praca leczy w cierpieniach, jaką im ulgę przynosi, pojmie, że Sonka, zamiast się czuć tym obciążoną, lżejszą czuła boleść w sercu.
Pomimo zapewnień nie uznawała się jeszcze bezpieczną.
Donoszono jej co dzień o odgróżkach ludzi, których znała nieprzyjaciółmi swymi i biskupa.
Drżała przewidując, że się oni na wszystko ważyć mogą.
Jednym z tych, którzy jej teraz najgorliwiej służyli, był Hiincza z Rogowa.
Jest w ludzkiej maturze przywiązywać się do tych, dla których się cierpiało.
Hincza oprócz tego zawiadomionym był o oswobodzeniu Strasza i lękał się go dla siebie.
Postanowił więc śledzić wszystkie jego kroki.
Natychmiast po pogrzebie zniknął on z Krakowa, zawiadomiwszy tylko królowę, iż dla pilnych spraw oddalić się musi.
I tak samo, jak wyjechał nagle, zjawił się dnia jednego nazad, pomimo niezwykłej godziny domagając, aby go natychmiast do królowej wpuszczono.
Cały jeszcze kurzawą podróżną okryty, z twarzą potem oblaną, stanął przed nią.
Postawa jego i pośpiech, z jakim się natrętnie do drzwi dobijał, nastraszyły Sonkę.
- Miłościwa Pani - rzekł, zaledwie się skłoniwszy, Hincza: - Wieli co biskup albo ktokolwiek o zwołanym zjeździe szlachty do Opatowa, która się chce koronacji opierać?
Sonka cofnęła się przestraszona żegnając.
- Ani biskup, ani ja, ani nikt o mim nie słyszał!
- Na rany Pańskie - począł Hincza - a toć ledwie czas zapobiec temu, a Bóg wie nawet, czy w porę się co da uczynić!
Zjazd w tych dniach, niezawodnie.
Gromadzą się nań wszyscy nieprzyjaciele biskupa i wasi.
Królowa bez długiego namysłu gorączkowo klasnęła na sługi i nie przestając wypytywać Hinczę, wyprawiła dworzanina do biskupa.
- Czyimże ten zjazd jest dziełem?
- zapytała.
- Dość powiedzieć, że Strasz w to rękę umoczył - zawołał Hincza - a z nim, co jest najzuchwalszych, wszyscy jadą i biegną!
Sprawiono to tak zręcznie, że gdy dadzą znać panom senatorom, jeżeli im oznajmić o tym raczą, już na rozsadzonych koniach nie czas będzie dobiec do Opatowa.
Usłyszawszy to królowa znowu z tym pośpiechem i energią, który ją cechował, uderzyła w ręce.
- Koniuszego mi wołać!
- krzyknęła do wchodzącego dworzanina - w tej chwili!
Hincza jeszcze rozpowiadał dalej, gdy już koniuszy wchodził na próg komnaty, nawykły do tego, że królowa prędko być usłużoną chciała.
- Wszystkie konie moje tej godziny niezwłocznie rozsadzić po drodze do Opatowa!
- zawołała.
Koniuszy zaledwie przebąknął coś, koni żałując, gdy Sonka mu przerwała: - Słyszałeś rozkaz, nie ma wymówki!
Odpowiesz za każdą chwilę straconą.
Wszystkie konie moje na drogę do Opatowa, a najlepsze zostaną do mojej lekkiej kolebki.
Idź!
SpełniJ!
Wyszedł zdziwiony koniuszy.
Z niecierpliwością Sonka oczekiwała na biskupa, który nadjechał nie spiesząc zbytnio, zawsze spokojny i nie lubiący okazywać gorączkowego czymkolwiek zajęcia.
Cierpiałaby na tym powaga jego.
Królowej wejrzenie szukało w jego twarzy śladów niepokoju, jaki by wiadomość o zjeździe w Opatowie musiała wywrzeć.
- Opiekunie mój - zawołała żywo - wiecie już o tym, co zamierzają nieprzyjaciele moich dzieci?!
Mówiła głosem tak poruszonym i zrozpaczonym, że biskup stanął zdziwiony.
- Miałożby coś nowego się stać, o czym bym ja nie był zawiadomiony?
- zapytał.
- Zwołali zjazd do Opatowa...
i to w tych dniach, aby koronacji przeszkodzić.
Któż wie, może aby wybór Władysława podkopać!
- Kto?
- odezwał się biskup nadzwyczaj zdumiony.
- Zjazd?
Bez senatorów?
Cóż to ma znaczyć i kto go zwołuje?
Królowa dała znak Hinczy, aby wystąpił.
- Mów - rzekła.
Biskup czekał w milczeniu.
Natychmiast rozpoczął swoje opowiadanie Hincza, a w miarę jak mówił, czoło biskupa się ściągało.
- Zjazd ten nie będzie miał żadnego znaczenia - rzekł wysłuchawszy.
Królowa łamała ręce.
- A, opiekunie moich dzieci, ty, któremu je ojciec powierzył!
- zawołała.
- Uczyniłeś już dla nich i dla mnie wiele, zrób jeszcze tę ofiarę, abyś się na tym niebezpiecznych zjeździe znajdował...
Inni też senatorowie...
Dumał biskup zasmucony.
Spytał Hinczy o termin zjazdu...
i zamruczał, że nawet o konie będzie trudno, bo w pospiesznej podróży z Poznania na śmierć swoje pozamęczał.
- Ja już moje rozsadzić kazałam - odparła drżąca królowa, ręce ciągle załamując.
-Ojcze mój, nie opuszczaj nas!
Choćby ten zjazd postanowić nic nie mógł, zawsze ośmieli, otworzy do innych wrota, zachwieje tym, co wy z panami senatorami postanowiliście...
Wasza przytomność jedna ocalić nas może.
Nieprzyjaciele nasi już o Bolku mazowieckim mówią, za nic sobie mając przyrzeczenia uczynione nieboszczykowi.
Niepokój wycisnął łzy królowej, płacząc zbliżyła się do biskupa, całując ręce jego i prosząc go już łzami swymi.
W tej chwili wchodził dziesięcioletni jej syn, na którego skinęła...
Przybiegł i on na rozkaz Sonki, choć nie wiedząc przyczyny, dla której miał biskupa błagać, i rękę jego do ust podniósł.
Zbigniew był poruszony.
- Ponieważ czas jest tak krótki - odezwał się - muszę natychmiast iść naradzić się z bratem i z innymi, a proszę Miłości Waszej, abyście nie trwożyli się nadaremnie.
Walka z warchołami jest równie moją jak waszą, wypowiedzieli oni i mnie wojnę zajechawszy Sławków.
Będziemy mieli wiele do czynienia, lecz z pomocą Bożą i ludzi uczciwych, Kościołowi wiernych, zwyciężymy.
To mówiąc rękę podniósł, pobłogosławił królowę i jej syna i szybko się oddalił
|
WÄ
tki
|