ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Puste oczy były otwarte, jakby nikt nie
zrobił mu tej
przysługi i nie zamknął ich, kiedy umarł. Musiałem się upewnić, że w jego żyłach
nadal pulsuje
krew. Dopiero po bliższych oględzinach zauważyłem skórzane pasy mocujące jego
nadgarstki,
kostki, pierś i szyję do łóżka.
Przejrzałem stertę pościeli i otworzyłem poduszkę, w której ukryłem krótki miecz
księcia.
Przeciąłem skórzane więzy, napełniłem kubek winem i ukląkłem przy łóżku.
Wasza wysokość, słyszycie mnie? To ja, Seyonne. Przyszedłem, by was stąd
wydostać.
Nie poruszył się, nawet nie zamrugał. Zamknąłem jego powieki i przestawiłem
zmysły, by
sprawdzić więżące go zaklęcia. Było tak, jak myślałem. Demony były bardzo pewne
siebie.
Szybko wróciłem do normalnego postrzegania, by uciszyć ich muzykę.
Panie, nałożyli na was bardzo proste zaklęcie i dali eliksir nasenny, by was
oszołomić.
Czujecie się sparaliżowani, ale tak nie jest. Możecie przekonać swoje ciało, by
się poruszyło, ale
będzie to wymagać wielkiej koncentracji. Musicie tego chcieć. Wlałem kilka
kropli wina
między jego wargi. Posmakujcie wina. Skoncentrujcie się na nim. Myślcie, jak
omywa was,
oczyszcza z tego ohydnego zaklęcia, rozpuszcza eliksir nasenny, aż w końcu nie
ma on na was
żadnego wpływu.
Zachęcałem i błagałem, dawałem mu więcej wina, próbowałem każdego rozwiązania,
które
przyszło mi na myśl, lecz minęło kolejne dziesięć minut, a on nawet sienie
poruszył. Zacząłem
zmieniać jego ubranie i wsuwać pod niego jedwabne prześcieradło, gdyby ktoś
chciał wpakować
nos do środka i sprawdzić, jak mi idzie. Moje błagania i namowy nic nie dawały.
Wkrótce
doszedłem do wniosku, że to kwestia woli... a raczej jej braku. Musiałem
spróbować czegoś
mocniejszego.
Panie, nie zabiliście swojego wuja. Oczywiście, nie jesteście bez winy.
Odesłaliście go
i bawiliście się nim. Byliście nieostrożni i głupi, jak zawsze myśleliście tylko
o własnej wygodzie
i przyjemności. Nigdy nie pozbędziecie się tego ciężaru i nie powinniście. Ale
to demony chciały
jego śmierci. Nie wy. To demony nasłały na niego zbójów. Czerpią szczególną
przyjemność
z zabijania zimnem, gdyż same cierpią z jego powodu. Zostawiły go tam, by umarł,
panie, by
wykrwawił się powoli i zamarzł, a jeśli chcecie naprawić to wielkie zło, i nie
pozwólcie, by
przyniosło im to korzyść. Zabicie lorda Dmitriego było jedynym sposobem, w jaki
mogły
przekonać waszego ojca, by im was oddał. Zdjąłem jego naszywaną perłami tunikę
i wsunąłem
mu przez głowę luźną koszulę z miękkiego lnu. Możecie się poruszyć, jeśli
tylko zechcecie.
Jeśli nie, zabiorą was do Khelidaru i uczynią z was demona. Ani wasze ciało, ani
dusza nie będą
już do was należeć, i będziecie musieli się kulić w ciemnym zakątku umysłu i
patrzeć, jak
wszystko się dzieje. Może tego pragniecie, uważając to za słuszną karę za wasze
grzechy. Ale
naprawdę nie domyślacie się, czego chcą od was demony? Zabijecie własnego ojca i
demon
będzie rządził cesarstwem Derzhich.
Zabrakło mi słów. Jeśli nie mógł albo nie chciał iść, będę go musiał jakoś stąd
wynieść.
Zakładając mu spodnie do konnej jazdy, planowałem, w jaki sposób Durgan
zdobędzie jedną
z niebieskich buteleczek Giezeka, by uśpić khelidzkich strażników. Serce zabiło
mi gwałtowniej,
gdy poczułem zimną rękę zaciskającą się na ramieniu.
Wiesz, to wszystko twoja wina. Jego szorstki głos był niewiele głośniejszy
od szeptu.
Obróciłem się gwałtownie i zobaczyłem otwarte bursztynowe oczy, ponure i
otępiałe od
eliksiru, zaklęcia i smutku.
Nie prosiłem was, żebyście mnie kupili zauważyłem.
Nie, oczywiście że nie. Usiadł i przycisnął ręce do skroni. Na rogi byka,
co to za
przekleństwo w mojej głowie? Zupełnie jakby wszyscy muzycy na świecie grali
razem, a każdy
fałszywie.
To muzyka demonów... znak działania ich zaklęcia. Ucichnie... kiedy się od
nich oddalicie.
Dwaj stoją za drzwiami.
Podałem mu buty do konnej jazdy, a on je założył. Kiedy zapiąłem klamry,
podniósł się
z łóżka i przeciągnął smukłe ciało.
Odsuń się. Poradzę sobie z dwoma strażnikami. Szybko stanąłem między nim a
drzwiami.
Nie, panie. Nie możecie.
Twój język jest tchórzliwy. Nic lepiej niż złość nie wypala resztek zaklęcia
nasennego.
Pomyślcie, panie
|
WÄ
tki
|