ďťż

– To prawda – poparły ją chórem dziewczęta...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
– Piraci atakują coraz częściej. Cigfolla dodała garść lnu i puściła wrzeciono w ruch. – Świat kręci się jak to wrzeciono... Jesteśmy pewni tylko tego, że dobro i zło następują po sobie. Bez tej zmiany nie mogłoby powstać nic nowego. Kiedy powtarzają się stare wzory, dzieje się to w odmienny sposób – oblicze Pani zmienia się, ale Jej moc pozostaje; Król, który oddaje życie za swój kraj, odradza się, aby ponownie poczynić ofiarę. Niekiedy mnie też przepełnia obawa, widziałam jednakże zbyt wiele przemijających zim, aby nie wierzyć w nadejście wiosny... – Wzniosła twarz ku słońcu i Teleri zobaczyła, że przepełnia ją światło. Siedzenie i przędzenie z innymi kobietami nie było życiem, o jakim marzyła, kiedy błagała ojca, aby zezwolił jej na wyjazd do Avalonu. Czy zawsze będę pragnęła nieosiągalnego szczęścia? A może po jakimś czasie nauczę się czerpać zadowolenie z życia wśród otaczających nas mgieł? Z dnia na dzień robiło się coraz cieplej, Trawa gęstniała i zieleniła się na wodnych łąkach, gdy promienie słońca wysuszały trzęsawiska. W świecie leżącym poza Avalonem drogi też obsychały; kupcy i podróżni zaczęli wędrować po kraju, przenosząc towary i wieści. Wyglądało na to, że tych drugich jest dużo więcej; towarów brakowało, gdyż poprawa pogody oznaczała początek sezonu żeglugi i wraz ze statkami kupieckimi na morze wyruszyli polujący na nie piraci. Chociaż Dierna nie opuszczała Avalonu, nie była odcięta od świata. Wieści napływały od kobiet wychowanych na świętej wyspie czy tych, którym one kiedyś pomogły, od wędrownych druidów, od innych, tworzących sieć ogarniającą całą Brytanię. Informacje docierały do niej później niż do rzymskiego gubernatora, ale pochodziły z bardziej zróżnicowanych źródeł i wnioski, do jakich dochodziła, też były raczej odmienne. Gdy księżyc dochodził pełni tuż przed letnim przesileniem. Najwyższa Kapłanka udała się na wyspę Brigi, aby w odosobnieniu pogrążyć się w medytacjach. Przebywała tam trzy dni, nic nie jedząc, pijąc tylko wodę ze świętego źródła. Musiała zrozumieć i poddać analizie wszystkie dostępne informacje, i wierzyć, że Pani pouczy ją, co należy zrobić. Pierwszy dzień zawsze był najtrudniejszy. Dierna przyłapywała się na rozmyślaniu o wszystkich zadaniach i o ludziach, których zostawiła u stóp Toru. Stara Cigfolla lepiej niż ona orientowała się w sprawach Avalonu, a Ildeg, choć niewiele starsza od niej, potrafiła utrzymać w ryzach podopieczne z Domu Dziewcząt. Dwie kobiety sprawdziły się wielokrotnie, gdy wcześniej opuszczała świętą wyspę, o to nie musiała się martwić. Kapłanki rozumiały jej postępowanie, ale co z dziećmi? Jak im wytłumaczyć, żeby nie próbowały jej szukać? Ujrzała ich twarzyczki: najstarszej córki, smukłej i ciemnowłosej, zwanej dzieckiem czarownej krainy, i rudych swawolnych bliźniaczek. Pragnęła aż do bólu poczuć ich ciężar w ramionach. Powtarzała sobie, że córki, jak ona sama, narodziły się do służby Avalonowi i że nie jest za wcześnie, aby poznały tę cenę. Pierwsze dziecko, spłodzone przez druida w czasie obrzędu, już od niej odeszło. Wychowywała je rodzina z krwi Avalonu, która zbudowała swój dom z rozrzuconych kamieni starego druidycznego sanktuarium na wyspie Monie. Bliźniaczki, córki naczelnika, który zawezwał ją, aby pomogła mu odzyskać zauroczone pola, szybko musiały podążyć w jej ślady. Serce ją bolało na myśl o rozstaniu, ale one przynajmniej miały siebie. Dierna potrząsnęła głową, pragnąc pozbyć się tych rozpraszających myśli. Umysł zawsze próbował oderwać się od spraw najistotniejszych, ale przepędzanie na siłę tych mniej ważnych wcale nie było dobre. Każda myśl musiała wypłynąć na powierzchnię, a potem rozwiać się samoistnie. Dierna zapatrzyła się w mrugający płomyk lampki oliwnej. Następnego dnia rano znalazła pod drzwiami koszyk z wielkimi grzybami, zebranymi przez mieszkańców bagien. Zostawiła go drobna, ciemnolica kobieta z moczarów, która jej usługiwała. Dierna uśmiechnęła się. Dokładnie oczyściła grzyby, poszatkowała je i wrzuciła do kociołka wraz z przyniesionymi ziołami. Pochyliła się nad kociołkiem i zaczęła śpiewać w trakcie mieszania. Samo przygotowywanie wywaru był czarem i jeszcze nim wypiła płyn, wzbijający się z ciemnej powierzchni gryzący dym zaczął oddziaływać na jej zmysły. Po długim dniu warzenia przelała dekokt do srebrnego kubka i zabrała go na dwór. Chata, w której czuwała, otoczona była żywopłotem z głogu. Nad nim od wschodniej strony ukazał się księżyc. Jego owal połyskiwał blado jak macica muszli, a wracające do gniazd ptaki krążyły po rozzłoconym niebie. Dierna wzniosła kubek w geście pozdrowienia. – Tobie, Pani Życia i Śmierci, ofiarowuję tę czarę, ale to ja sama jestem ofiarą
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.