W pokoju zapad�a cisza...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Ostatnie wypowiedziane przez Gunna s�owo, jakby zawis�o w powietrzu. - Madre mia... - szepn�� Zavala. - Skarb... potrzebuje skarbu, by przeprowadzi� sw�j plan. - Tak uzna�em - odpar� Gunn. - Brzmi to dziwnie, ale fakty sugeruj�, �e planuje co� na kszta�t puczu wojskowo-politycznego. - S� jakie� wskaz�wki, kiedy chce zacz��? � spyta� Austin. - Chyba wkr�tce. Wed�ug �r�de� Hirama, przez szwajcarskie konta bankowe kr��y�o po Europie sporo pieni�dzy, kt�re trafi�y do r�k handlarzy broni�. Je�li Halcon nie chce straci� opinii wyp�acalnego, musi szybko uzupe�ni� kies�. Co oznacza, �e b�dzie desperacko szuka� skarbu. - Co z naszymi si�ami zbrojnymi? - W pogotowiu, ale je�li nawet powstrzyma si� go militarnie, pop�ynie mn�stwo krwi niewinnych ludzi. - Jest inny spos�b na powstrzymanie go... - stwierdzi� Zavala. - Nie ma skarbu, nie ma rewolucji. - Dzi�ki wam wszystkim. Paul i Gamay, wykonali�cie z doktorem Orville�em kawa� �wietnej roboty - powiedzia� Austin. Wsta� i rozejrza� si�. - Teraz kolej na nas - zako�czy� z ponurym u�miechem. Elegancka sala ton�a w mroku, jedyny wyj�tek stanowi� stoj�cy na �rodku st�, za kt�rym siedzia� Angelo Donatelli i czyta� jad�ospis na nast�pny dzie�. Jego restauracj� udekorowano motywami z Nantucket, lecz w odr�nieniu od wielu innych lokali w stylu �marynarskim�, dekoracje nie pochodzi�y z firmy wysy�kowej. Harpuny i specjalne no�e w przesz�o�ci faktycznie przebija�y sk�r� wieloryb�w, a prymitywne obrazy statk�w, by�y orygina�ami. Antonio siedzia� naprzeciwko Donatellego. Na nieskazitelnie bia�ym obrusie roz�o�y� w�osk� gazet�. Od czasu do czasu popija� z kieliszka amaretto. Obaj nie zdawali sobie sprawy, �e nie s� sami, dop�ki nie us�yszeli g�osu. - Pan Donatelli? Angelo podni�s� g�ow� i zobaczy� kontury dw�ch postaci, stoj�cych poza kr�giem �wiat�a. Jak, do diab�a, ci ludzie dostali si� do �rodka? Sam zamkn�� drzwi frontowe. Z drugiej strony wizyta po godzinach nie zaskoczy�a go. Na rezerwacj� w jego lokalu czeka�o si� tygodniami i ludzie w najr�niejszy spos�b starali si� skr�ci� ten czas. G�os wyda� mu si� jednak znajomy. Podejrzewa� wi�c, �e ma do czynienia z kim�, kogo go�ci�. - Tak, to ja - odpar� ze zwyk�� uprzejmo�ci�. - Obawiam si�, �e przyszli panowie za p�no. Restauracja jest zamkni�ta. Prosz� zadzwoni� jutro. Szef sali zrobi wszystko, �eby was zadowoli�. - Zadowoli mnie pan, ka��c swojemu cz�owiekowi po�o�y� bro� na stole. Antonio podni�s� z kolan rewolwer, kt�ry wyci�gn�� ukradkiem z kabury i powoli po�o�y� na stole. - Je�li przyszli�cie nas obrabowa�, to te� si� sp�nili�cie - powiedzia� Donatelli. - Ca�� got�wk� odniesiono do banku. - Nie przyszli�my was obrabowa�. Przyszli�my was zabi�. - To zabijajcie. Nawet nie wiem, kim jeste�cie. Zamiast odpowiedzie�, jedna z postaci stan�a w kr�gu �wiat�a. Szczup�y, smag�y m�czyzna wzi�� rewolwer Antonia i zatkn�� go za pasek jednocz�ciowego kombinezonu. Angelo przez chwil� patrzy� na pistolet z t�umikiem w d�oni intruza, ale dreszcz przeszed� mu po karku dopiero na widok drobnych, ciemnych rys�w m�czyzny. T� twarz widywa� w snach, a raczej w nocnych koszmarach. Widzia� zab�jc� przez chwil�, kiedy rozgl�da� si� po �adowni ton�cego statku. Niesamowite, lecz mimo up�ywu czterdziestu lat m�czyzna si� nie postarza�. - Widzia�em ci� na �Andrei Dorii� - powiedzia� Donatelli. Wargi przybysza wykrzywi�y si� w lodowatym u�miechu. - Masz dobr� pami�� do twarzy - odpar� - ale widzia�e� mojego zmar�ego ojca. Powiedzia� mi, �e tamtej nocy czu� w �adowni czyj�� obecno��. Ty i ja mieli�my ju� raz czu�e spotkanie. Rozmawia�em z tob� kiedy� przez telefon. Donatelli przypomnia� sobie �w nocny telefon, kt�ry wybi� go ze snu. Skierowane przeciwko niemu i jego rodzinie gro�by d�ugo nie pozwoli�y mu wtedy zasn��. - Bractwo... - szepn��. - Masz tak�e dobr� pami�� do nazw. Jaka szkoda, �e nie zapami�ta�e� mojego ostrze�enia. M�wi�em, co si� stanie, je�li nie b�dziesz trzyma� g�by na k��dk�. Normalnie nie zajmuj� si� drobiazgami w mojej firmie, ale �ci�gn��e� mi na g�ow� wiele k�opot�w, stary cz�owieku. Pami�tasz, co wtedy powiedzia�em? Donatelli skin�� g�ow�. Mia� zbyt sucho w ustach, by odpowiedzie�. - To dobrze. Pozw�l, �e powt�rz�. Ostrzeg�em ci� przed opowiedzeniem komukolwiek o nocy na �Andrei Dorii�, bo p�jdziesz do grobu ze �wiadomo�ci�, �e spowodowa�e� �mier� ka�dego cz�onka swojej rodziny, jakiego uda nam si� znale��. Syn�w. C�rki. Wnuk�w. Wszystkich. Rodzina Donatellich przestanie istnie�, pozostanie po niej jedynie szereg nagrobk�w. - Nie mo�esz tego zrobi�! - krzykn�� Donatelli, odzyskuj�c g�os. - Miej pretensj� wy��cznie do siebie. Gra idzie o du�� stawk�. Nikt ci� nie zmusza� do rozmowy z NUMA. - No! - odezwa� si� po raz pierwszy Antonio. - Rodzina nie by�a cz�ci� umowy. Angelo odwr�ci� si� do kuzyna. - O czym on m�wi? Pokiereszowan� twarz Antonia przepe�nia�o poczucie winy. - Tw�j kuzyn nie uprzedzi� ci�, �e dla mnie pracuje - powiedzia� przybysz. - Z pocz�tku si� broni�, ale nie masz poj�cia, jak ci�gnie go do ojczyzny. Uzgodnili�my, �e je�li b�dzie nas informowa� o tym, co wiesz na temat dzia�alno�ci NUMA, rozwi��� jego problemy z w�adzami na Sycylii. - Si - powiedzia� Antonio i wysun�� szcz�k� jak Mussollini. - Jednak nic nie m�wili�my o rodzinie. Wy�lij mnie na Sycyli�. Taka by�a umowa. - Dotrzymam s�owa. Zapomnia�em tylko doda�, �e wy�l� ci� tam w sosnowej skrzyni. Najpierw jednak ty, panie Donatelli. Arrivederci. Antonio wsta�, wrzasn�� przera�liwie i zas�oni� wuja. Pistolet zrobi� �pyk�, cichsze od zamkni�cia drzwi. Na przedzie koszuli Antonia wykwit� szkar�atny kwiat i Sycylijczyk zwali� si� na pod�og�. Bro� ponownie kaszln�a. Nast�pny pocisk trafi� Donatellego w pier�, poniewa� nikt go teraz nie os�ania�. Impet rzuci� go do ty�u razem z krzes�em. Antonio si�gn�� do kabury przy kostce i wyci�gn�� berett� 89. Opar� si� na �okciach i wycelowa� w Halcona. Jak za spraw� magii, na samym �rodku czo�a Antonia pojawi�a si� okr�g�a dziurka. Opad� twarz� na pod�og�, a jego strza� poszybowa� gdzie� w przestrze�. Z cienia wysz�a druga posta�, z dymi�cym pistoletem w d�oni. Popatrzy� oboj�tnie na cz�owieka, kt�rego w�a�nie zabi�. - Nigdy nie ufaj Sycylijczykowi - powiedzia� cicho
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.