ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Po tamtej stronie rzeki Wschodni Wiatr i Ostatni Głos z pewnością także wpatrywali się w gwiazdy. Nie-
spokojnie przewracał się z boku na bok; następnym razem zanurkuje w rzece i ucieknie, żeby pomóc pozostałym... o ile jeszcze będą
jacyś pozostali. Wyobraził sobie, jak ludzie z łąkomorza wpychają pod wodę Siedem Oczekujących Dziewcząt, wyobraził sobie jej
wykrzywioną przerażeniem twarz z szeroko otwartymi do krzyku ustami, i natychmiast spróbował przestać o tym myśleć. Nie miałby
nic przeciwko temu, żeby przyszła do niego Siedem Oczekujących Dziewcząt albo Słodkousta i zajęła go innymi sprawami, lecz obie
spały przy przeciwległej ścianie, dotykając się rękami. Pieśń Łez narastała, potem zaczęła opadać, wreszcie zupełnie ucichła. Stąpają-
cy po Piasku usiadł raptownie.
- Stary Mędrcze! Czy potrafisz czytać w gwiazdach?
Drobna postać wydawała się jeszcze bardziej przezroczysta niż do tej pory, lecz zarazem jakby nieco urosła.
- Tak - odparł. - Chociaż nie zawsze widzę w nich to samo co wy.
- A umiesz wśród nich chodzić?
- Mogę robić, co zechcę.
- W takim razie co mówią? Czy jeszcze ktoś umrze?
- Jutro? Odpowiedź brzmi: tak i nie.
- Co to znaczy? Kto ma umrzeć?
- Codziennie ktoś umiera - odparł Stary Mędrzec. - Nie zapominaj, że jestem jednym z tych, których nazywacie Dziećmi Mroku. Jeśli
gwiazdy do mnie mówią, to tylko o naszych sprawach... ale wszelkie podziały to głupota. Prawdą jest to, w co się wierzy.
- Czy to będzie Siedem Oczekujących Dziewcząt?
Stary Mędrzec pokręcił głową.
- Nie ona. Nie jutro.
Stąpający położył się z westchnieniem ulgi.
- O innych nie będę pytał. Nie chcę wiedzieć.
- Bardzo rozsądnie.
- W takim razie po co wędrować wśród gwiazd?
- Właśnie: po co? Przed chwilą odśpiewaliśmy naszym zmarłym Pieśń Łez. Myślałeś o innych, którzy też zginęli, dlatego nie gnie-
wamy się na ciebie za to, że się do nas nie przyłączyłeś, choć Pieśń Łez jest lepsza od takich myśli.
- Jednak nie sprowadzi ich z powrotem.
- Czy na pewno byśmy tego chcieli?
- Czego? - Stąpający po Piasku stwierdził ze zdziwieniem, że jest wściekły, i świadomość ta jeszcze bardziej go rozgniewała. - O
czym ty właściwie mówisz? - warknął, nie doczekawszy się odpowiedzi.
Gwiazdy mrugały z lodowatą pogardą, ignorując ich obu.
- Chciałem tylko zapytać - przemówił wreszcie Stary Mędrzec, starannie dobierając słowa - czy śpiewalibyśmy z radości, gdyby
Wnykarz i Myśliwy wrócili, czy może zabilibyśmy ich zaraz po zmartwychwstaniu?
Stąpający doszedł do wniosku, że jego rozmówca wyraźnie odmłodniał. Cóż, duchy bywają dziwne... i łatwo się obrażają. Przypo-
mniał sobie o tym w samą porę.
- Wybacz, jeśli cię uraziłem - powiedział jak najuprzejmiej. - A więc twoi przyjaciele nazywali się Wnykarz i Myśliwy? Skoro jestem
przyjacielem Dzieci Mroku, to byli też moimi przyjaciółmi, podobnie jak Krwawiący Palec i Jadalne Liście. Dla nich też powinniśmy
coś zrobić - na przykład usiąść w koło i do późnej nocy snuć opowieści o ich czynach - ale raczej nie tutaj. Nie czuję się tu zbyt do-
brze.
- Rozumiem cię. Ty sam do pewnego stopnia przypominasz tego, kogo nazwałeś Krwawiącym Palcem.
- Matka jego matki i matka mojej matki przypuszczalnie były siostrami.
- Dlaczego tak pilnie przypatrujesz się moim towarzyszom?
- Ponieważ do tej pory nie przypuszczałem, że Dzieci Mroku mają imiona. Zawsze myślałem o nich po prostu jako o Dzieciach Mro-
ku.
- Wiem o tym. - Stary Mędrzec ponownie skierował wzrok w niebo, co natychmiast przypomniało Stąpającemu o twierdzeniu Stare-
go, jakoby potrafił wędrować wśród gwiazd. Po bardzo długim czasie (Stąpający zdążył przewrócić się na brzuch i położyć głowę na
splecionych ramionach, dzięki czemu czuł słaby, słonawy zapach swojej skóry) Stary Mędrzec powiedział: - Nazywają się Lis, Ła-
będź i Świstak.
- Jak ludzie.
- Zanim ludzie zeszli z nieba, nie znaliśmy żadnych imion - ciągnął Stary Mędrzec rozmarzonym tonem. - Mieliśmy długie, obłe ciała
i mieszkaliśmy w norach pod korzeniami drzew.
- Wydawało mi się, że to my tacy byliśmy - zauważył Stąpający po Piasku.
- Coraz częściej mi się myli - przyznał starzec. - Jesteście tak liczni, a nas zostało tak niewielu...
- Słyszycie nasze pieśni?
- Ja jestem waszymi pieśniami. Kiedyś ludzie wykorzystywali ręce wyłącznie do zdobywania żywności. Potem pojawili się wśród
nich tacy, którzy wędrowali z gwiazdy na gwiazdę. Jeszcze później okazało się, że ci, co zostali, słyszeli pieśni tych, co wyruszyli,
więc wysłali ich ponownie, jeszcze dalej. Ci czuli własne pieśni w swoich kościach, ale nie dzięki sobie, lecz dzięki tym, co zostali.
Kiedyś byłem pewien, że wiem, kto jest kim; teraz nie mam już tej pewności.
- A ja nie jestem pewien, czy wiem, o czym mówisz.
- Niczym iskra z bezdennych czeluści pustki, lśniący kształt wsunął się do morza... - ciągnął Stary Mędrzec, lecz Stąpający po Piasku
już go nie słuchał. Ułożył się między Słodkoustą a Siedmioma Oczekującymi Dziewczętami i wyciągnął ku nim ręce.
***
Nazajutrz przed świtem koniec liany znowu zsunął się po stromej ścianie. Tym razem ludzie z łąkomorza nie musieli schodzić, by
zmusić więźniów do wspinaczki. Wystarczyło, że ktoś krzyknął z góry, a sami, co prawda powoli i niechętnie, wyszli na powierzch-
nię. Czekał tam już na nich Wschodni Wiatr.
- Jakie były gwiazdy tej nocy? - zapytał go Stąpający po Piasku.
- Niedobre. Bardzo niedobre
|
WÄ
tki
|