Wszyscy pisali to samo...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Dowiedzia³ siê gdzie by³ wtedy ka¿dy z nich. To nic nie da³o. Nowy po prostu znikn±³. Mieli protektorat. Na grzbiecie d³oni ka¿dego z nich widnia³ znak Gwiezdnej Flary, lecz ktokolwiek siê dobiera³ do Nowego, niewiele sobie z tego robi³. Arto wiedzia³ jak wa¿ne jest zadanie sobie w³a¶ciwego pytania. Tym razem brzmia³o ono prosto – kto czu³ siê na tyle silny, by lekcewa¿yæ pozycjê Zema? Lecz czy kto¶ taki zwraca³by uwagê na taki drobiazg jak jaki¶ pi±tak? Gdyby nie zbiór podatku, Smok móg³by dla nich nie istnieæ. Ale Zem siê nami interesowa³, przypomnia³ sobie. Zem i jego dziwne zamówienie… Mo¿e to przez niego? Podczas wojny ch³opcy pod protektoratem bywali ofiar± wroga… lecz to nie grupa by³a celem, tylko Nowy – i trwa³o to o tydzieñ d³u¿ej ni¿ ich protektorat. Kolejn±, niemal odruchow± i na wpó³ dziecinn± my¶l± by³o pytanie, dlaczego Gwiezdna Flara do tego dopuszcza. Dwa rozja¶nienia od zawarcia umowy Nowy znowu zosta³ pobity. Kusi³o go, by zapytaæ o to Zema, lecz to by by³a obelga. Musia³by mieæ dowód, ¿e choæ jeden z wojowników Flary widzia³ zdarzenie i nie zareagowa³. Nowy móg³ im uciec, co nie by³o trudne. To w interesie Smoka le¿a³o, by ka¿dy wojownik znajdowa³ siê w pobli¿u Flary, nie na odwrót. Arto nie móg³ oczekiwaæ, ¿e Zem rzuci wszystko i ka¿e ³aziæ za nimi. Lecz, z drugiej strony, nie mia³ co pos±dzaæ go o z³o¶liwo¶æ. No i gdyby komu¶ zale¿a³o na zaszkodzeniu Je¼d¼com Smoków, wybra³by kogo¶ bardziej warto¶ciowego, jak kapitan. Gwiezdna Flara nie mia³a z tym nic wspólnego. To by³a sprawa miêdzy Nowym, a… kim? „Wy te¿ nic nie wiecie” – napisa³ do Orfiusa i Kerella. „Mówi³em mu sto razy ¿eby trzyma³ siê razem z nami” – wyt³umaczy³ Orfius – „ale on wci±¿ robi swoje” „Albo siê trzyma ca³ej grupy albo znika na dobre” – doda³ Kerell – „odchodzi i mówi ¿e nie chce by¶my za nim szli ¿e ma w³asne interesy” „Wiêc od teraz macie dbaæ nie o jego interesy tylko o jego skórê macie przykleiæ siê do niego nie obchodzi mnie co bêdzie mówi³ powiedzcie mu ¿e to mój rozkaz” Oboje potwierdzili. Roz³±czy³ rozmowê, maj±c niejasne przeczucie, ¿e co¶ jest bardzo nie tak. Dlaczego Orfius i Kerell byli razem, we dwójkê, z dala od grupy, akurat wtedy, gdy znikn±³ Nowy? Na wszelki wypadek przydzieli³ Nowemu ochronê z silniejszych wojowników. Protestowali, lecz kto¶ musia³ na niego uwa¿aæ, donie¶æ, co siê dzieje. Z czym¶ takim mia³ do czynienia po raz pierwszy. Dot±d tylko o tym s³ysza³. Na przerwie zaczepi³ ¯immiego. Jaki¶ czas temu poleci³ mu mieæ oko na Nowego. Nie musia³ z nim chodziæ, tego mu nie kaza³ – gdyby tak zrobi³, ¯immy nie zostawi³by Nowego samego, bior±c siê za interes ze skanerem – lecz móg³ co¶ zauwa¿yæ. Niestety, nie dowiedzia³ siê od niego niczego nowego. Tu¿ przed swoimi problemami Nowy od³±cza³ siê od grupy. – Nie wiem czy robi to specjalnie, czy siê zapomina, ale to robi – t³umaczy³. – Jest jaki¶… Dziwny. Te¿ zauwa¿y³em, ¿e co¶ siê dzieje, ale on nam ucieka. Nie tylko mi. Zapytaj innych. – Pyta³em – potwierdzi³. Splót³ rêce na piersiach i opar³ siê plecami o ¶cianê – i to mnie niepokoi. ¯immy stan±³ tu¿ przed nim. – Co w tym niepokoj±cego? – roz³o¿y³ rêce. – Obrywa od starszaków i tyle. Nic mu siê nie dzieje. Jest delikatny jak jajcog³owy – wyd±³ wargi – byle kopniak i zaraz jêczy. Te¿ bym siê wstydzi³ tak pokazywaæ. – To co¶ wiêcej. Czujê to. – Ale tego nie wiesz. – Jeszcze nie. Pomo¿esz mi siê dowiedzieæ. Pilnuj go. Zobacz, co siê z nim dzieje po lekcjach, czy wraca do domu, czy… robi co¶ innego. – To rozkaz? – ¯immiemu to siê nie spodoba³o. – Bêdzie, je¶li bêdê musia³. We¼ kogo¶ do pomocy, je¶li musisz. Nie pozwól Nowemu siê wymkn±æ. Id¼ za nim, nawet je¶li nie bêdzie tego chcia³ czy o tym wiedzia³. Nie chcê dowiadywaæ siê od obcych o tym, co siê dzieje w mojej w³asnej grupie. To co najmniej poni¿aj±ce, pomy¶la³. I k³opotliwe, gdy bêdzie musia³ zacz±æ pytaæ innych ch³opców co porabia Nowy. Na pewno pomy¶l±, ¿e nie panuje nad w³asnymi lud¼mi. ¯immy przytakn±³. Móg³ siê nie zgadzaæ z jego rozkazami, lecz zawsze je wype³nia³. – Jest co¶ jeszcze? – domy¶li³ siê. – Wiesz dobrze co – Arto lekko spu¶ci³ g³owê, spogl±daj±c g³êboko w oczy ¯immiego. – Po co ci skaner? Nie wiesz, ¿e to niebezpieczne tak z nim chodziæ? Je¶li kto¶ by ci go zabra³… – By³em ostro¿ny! – zapewni³. Opar³ siê praw± rêk± o ¶cianê przy g³owie Arto i pochyli³, równie¿ patrz±c mu prosto w oczy. – Nie zabra³em go na d³ugo. Jedna beksa chcia³a, bym otworzy³ jej jedn± z Ostatnich Przystani. Wiesz, ile one za to p³ac±? Arto poczu³ dreszcze. Wiedzia³, ile p³ac±. Kto¶, kto idzie by z sob± skoñczyæ, nie potrzebuje ju¿ niczego. Bior±c skaner od Zema nawet nie pomy¶la³, ¿e mo¿e on zostaæ wykorzystany do otwierania takich zamków, tymczasem dla ¯immiego by³ on ledwie now± zabawk±. Nie zastanawia³ siê nad tym, co mo¿e ni± zrobiæ, nie my¶la³ o odpowiedzialno¶ci czy konsekwencjach. To nic, ¿e takie zamki nie by³y skomplikowane. Nie o to chodzi³o. – Arto, naprawdê dobrze zap³aci³! – ¯immy gwa³townie wyci±gn±³ przed siebie d³oñ z podkurczonymi palcami, jakby chwyta³ lataj±c± zdobycz
WÄ…tki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. SkÅ‚adam siÄ™ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ… gównianego szaleÅ„stwa.