Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
.. a gdyby nie odpowiedziała na sygnał,
ogłosiliby alarm. Nie...
musiało się stać co¶ innego.
Położywszy się w trawie założył ręce pod głowę i wbił wzrok w niebo.
– Spróbuję złapać jak±¶ rybę – powiedziałam.
– Gołymi rękami?
– A czym?
Wstał niechętnie i powiedział:
– Dobra. ChodĽmy.
– Sama sobie poradzę.
– Nie – odpowiedział. – Ja już dawno chciałem zobaczyć, jak się łowi ryby rękami.
– To bardzo łatwe. Potrzeba tylko cierpliwo¶ci.
Dno w tym miejscu było poro¶nięte wodnym zielskiem, w którym kryły się ryby,
gładkie,
leniwe i podobne nieco do mobilów Gwiezdników, tylko maleńkich. Musiałam do¶ć
długo stać po
kolana w wodzie, aż ryby do mnie przywykły i przestały się bać; słońce zaszło
już za zębat±
krawędĽ gór, jeszcze trochę i miało się zupełnie ¶ciemnić, ale na razie był
ciepły, letni zmierzch –
jak raz ta pora, kiedy rybom zaczyna się m±cić w głowach. Czego zreszt± od nich
chcieć – główki
naprawdę maj± maleńkie...
Wyszłam na brzeg trzymaj±c w rękach do¶ć sporego pstr±ga.
– No, nieĽle! – powiedział Ulisses.
– Wypatrosz go nożem – powiedziałam. – A ja rozpalę ogień.
– Czym – zdziwił się.
– Jak to czym? – odparłam. – Patykami.
Ruszyłam na poszukiwanie co bardziej suchych kawałków drewna.
– O czym¶ takim to tylko czytałem – powiedział Ulisses.
W rzeczywisto¶ci rozpalanie ognia było do¶ć niebezpieczne – a nuż kto¶ go
wyczuje? Nie
zwierzęta, wiadoma sprawa. Ludzie, jeżeli jacy¶ tu mieszkaj±. Jak dot±d nie
spostrzegłam ¶ladów
ludzkiej obecno¶ci, ale kto wie... I dlatego jak tylko ryba się przypiekła,
zgasiłam ogień
i przysypałam węgle piaskiem.
Ulisses obserwował mnie z niemałym szacunkiem w oczach, choć w zasadzie nie było
to nic
takiego. U nas każdy malec musiał umieć zdobyć sobie pożywienie – Ulisses
nazwałby to
„elementarnymi nawykami życiowymi”.
– NieĽle ci to wychodzi – powiedział.
– To nic, Ulissesie, Drobiazg.
– Wygl±da na to – odezwał się z zadum±, raczej do siebie, niż do mnie [tak± już
miał manierę]
– że zostali¶my ukarani za swoj± pychę. Odnosili¶my się do was... pogardliwie.
Nie
odpowiadali¶cie naszym wyobrażeniom, naszemu pojęciu „człowieka rozumnego”... a
tymczasem
potraficie przeżyć tam, gdzie każdego z nas diabli by wzięli...
– Wy też umiecie wiele rzeczy, które dla nas s± niedostępne.
– Nie jest ich aż tak wiele – sprzeciwił się. – No i jeszcze... popełnili¶my
kolejny bł±d: trzeba
nam było po¶wiecić więcej uwagi waszym legendom. Ale powiedz mi... odczuwacie
przed tymi
istotami zabobonny strach, a przecież oni nikomu nie uczynili żadnej krzywdy.
– To prawda... ale zawsze pojawiaj± się w czasie wielkich nieszczę¶ć... zlatuj±
się jak muchy
do trupa.
– Dlaczego?
– Bo tak już maj±...
– Ale sk±d oni się bior±?
– Ulissesie, nie s±dzę, żeby przybyli z gwiazd. Opowiada się, że oni kiedy¶ byli
ludĽmi.
I kiedy¶, bardzo dawno temu, z własnej woli stali się martwi.
– Co to znaczy?
– Nie wiem...
– Ci, których nazywacie martwiakami... tak, to może być... Cywilizacja
obojętnych...
patologicznych tchórzy... Jeżeli sobie wyobrazić...
Przez chwilę milczał, a potem powiedział stanowczo:
– Wszystko się zgadza. Przypu¶ćmy, że po tym, jak wysłano do gwiazd pierwsze
ekspedycje,
udało im się opanować technologię zapewniaj±c± biologiczn± nie¶miertelno¶ć. I to
natychmiast
wszystko odmieniło.
– Oni nie s± nie¶miertelni, Ulissesie. Oni s± martwi.
– Widocznie tam, gdzie nie ma ¶mierci, nie ma i życia. Fizycznie można im zrobić
krzywdę tak
samo, jak wam – choć może w nieco mniejszym stopniu. Ale gdy ginie mózg, tak czy
owak
następuje ¶mierć. A jeżeli którykolwiek z nich zginie w wyniku jakiego¶
nieszczę¶liwego
przypadku, straci nie lata czy dziesięciolecia jak wy, tylko cał± wieczno¶ć. I
dlatego kamieniem
węgielnym ich cywilizacji stała się ochrona samych siebie...
Co on się tak uczepił tych martwiaków? Zd±żyłam już zauważyć, że najlepiej się
trzymał,
jeżeli nad czym¶ się zastanawiał, lub o czym¶ usilnie rozmy¶lał... może to taki
ich obrzęd, do
którego nie chcieli się przyznać. Więc dla podtrzymania rozmowy zapytałam:
– Co to znaczy?
– To znaczy – odpowiedział natychmiast – że każde działanie kryje w sobie
potencjalne
niebezpieczeństwo. Każdy postępek podszyty jest nieszczę¶ciem
|
WÄ…tki
|