ďťż

Tylko w tym czasie właśnie było to niemożliwe...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Gdy następnego dnia poszedłem do jubilera z prośbą, by zarezerwował dla mnie ten naszyjnik, okazało się, że został już sprzedany. - A więc uprzedziłem pana. Niech pan nie gniewa się już na mnie za tę aferę z perłami, powiedziałem przecież, że w dyplomacji cel uświęca środki. O której będzie pan jutro u ministra? - W godzinach przedpołudniowych. - Dobrze, stawię się o tej samej porze. ** ** ** W ministerstwie skierowano Lersena przede wszystkim do pana von Bingen. - Czym mogę służyć, baronie? - zwrócił się Bingen do Ralfa. - Może pan będzie łaskaw wystarać mi się o audiencję u jego ekscelencji. - Doprawdy nie wiem, czy będę mógł. - Przepraszam pana, ale pozwolę sobie nadmienić jedno. Jego ekscelencja uchodził zawsze za bardzo sprawiedliwego człowieka. W ciągu lat wielu cierpiałem, gdyż ciążyło na mnie ohydne podejrzenie, teraz mogę jego ekscelencji złożyć dowody mej niewinności. Pragnę się zrehabilitować. Może zechce pan to powtórzyć panu ministrowi. Dotychczas miałem zamknięte usta, teraz jednak, po śmierci mej żony, mogę nareszcie wystąpić w swojej obronie... - Ach, więc pańska małżonka nie żyje? - Umarła dwunastego marca na Florydzie. - Dobrze, postaram się dla pana o audiencję. Ostatnio odniosłem się do pana w sposób nieco zbyt szorstki, lecz żałuję tego. Zaledwie pan jednak odszedł, panna Fryda von D~orlach tak dzielnie stanęła w pańskiej obronie, że zawstydziłem się mego postępowania. Panna Fryda oświadczyła, że uważa pana za dżentelmena bez zarzutu. Ja zaś poważam tak głęboko tę młodą osobę, że było mi przykro, iż na podstawie pogłosek potępiłem pana. Cieszę się więc, że będę mógł wyświadczyć panu przysługę. Oczy Lersena zabłysły z radości i dumy. Cieszył się, że pan von Bingen ma tak dobre zdanie o Frydzie. - Dziękuję panu! Proszę mi wierzyć, że nie trwoni pan swej dobroci dla człowieka niegodnego. Pan von Bingen oddalił się i powrócił po chwili. - Jego ekscelencja gotów jest przyjąć pana, baronie. Lersen wszedł do gabinetu ministra. Przy biurku siedział starzec o szczupłej, uduchowionej twarzy. - Czy wasza ekscelencja przypomina sobie ten wypadek ze skradzionym dokumentem? - spytał Ralf. - Och, takich chwil nie zapomina się nigdy w życiu. Chodziło tu przecież o sprawę niezwykłej doniosłości... - Zauważyłem wówczas, że wasza ekscelencja był niezmiernie wzburzony. Zapewne sądził wasza ekscelencja, że sprzedałem ojczyznę za sznur pereł. Byłem jednak zupełnie niewinny w tej sprawie. Proszę - oto dowody... Minister przeczytał list Jutty oraz bilecik pana Rochambeau. - Pan Rochambeau powiedział wtedy coś, co świadczyło na niekorzyść pana. - Tak, lecz dziwnym zrządzeniem losu spotkałem wczoraj pana Rochambeau. Gotów jest poświadczyć, że ja nie wiedziałem o tej całej sprawie. - Doprawdy? Obiecał to panu? - Tak, ekscelencjo. Ma tu przyjść przed południem. Minister zadzwonił, a po chwili ukazał się pan von Bingen. - Jeżeli przyjdzie pan Rochambeau, to proszę go poprosić do mnie. - Pan Rochambeau czeka już w małym gabinecie. W chwilę później Francuz wszedł. Minister pokazał mu bilet. - Czy to pańskie pismo? - zapytał. - Tak jest. Mogę zaświadczyć, że baron Lersen nie wiedział o tej całej sprawie. Ja pertraktowałem jedynie z jego żoną. Agent panów zrozumiał fałszywie moje słowa, jakie wypowiedziałem w związku z naszyjnikiem. Po wyjściu pana Rochambeau, minister wyciągnął rękę do Lersena. - Niech mi pan wybaczy, że posądziłem pana o tak karygodny czyn. Cierpiał pan niewinnie za lekkomyślność swojej żony. Teraz jednak nastąpi pańska rehabilitacja. Jeżeli pan chce, to może pan objąć znowu jakąś placówkę dyplomatyczną. Znaliśmy pana zawsze jako wybitnie zdolnego, pracowitego człowieka. - Chętnie, ekscelencjo. Na razie jednak muszę załatwić jeszcze pewne prywatne i bardzo ważne sprawy. Później z przyjemnością obejmę jakieś stanowisko... - Dobrze, zawiadomi mnie pan, kiedy będzie pan wolny. Spodziewam się, że się jeszcze zobaczymy. Minister uścisnął rękę Ralfa, po czym znowu zadzwonił. Gdy zjawił się pan von Bingen, powiedział do niego: - Wyświadczył mi pan ogromną przysługę, skłoniwszy mnie do przyjęcia pana Lersena. Baron Lersen cierpiał ogromnie w ciągu wielu lat, należy go zrehabilitować. Zdołał się oczyścić z ohydnego podejrzenia i zacznie znowu pracować z nami. Niech pan się postara, aby wszyscy się dowiedzieli, że prosiłem barona o przebaczenie. Szanuję go i ufam mu bez granic. - Cieszę się z tego i zastosuję się do życzenia waszej ekscelencji
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.