ďťż

- tylko ukończ...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
studia, 12K, 547-23902-859430 AEROSPACE INŻ., dr, 38K, plerwsz. specj. plan. śród. Biuro Księżyc., 452-78335- 973489 AKTOR - płace zm. wrażl. tylko dośw., małolet. wykl., 254-34290-534265... i tak dalej, i tak dalej. Nie miałem nawet pojęcia, czego połowa z nich dotyczy. Przejrzałem chyba z setkę, zanim rzuciło mi się w oczy: GLADIATORZY, nagrody do 20K, bez podatku, zwł. wibrołapka, 8 indyw., 75 zespół. występ., praca ze zwierzętami, 738-49380-720843. Zanotowałem numer i pobiegłem do flyera. Ledwo zdążyłem na czas. Dziekan gniewnie popatrzył na mnie, gdy zapinałem pasy. Zająłem cały rząd trzech siedzeń. Czułem się więc nieco winny. W drodze do muzeum pilnie studiowałem plan miasta i znalazłem duży stadion niedaleko naszego celu. Gdy tylko wylądowaliśmy, wymknąłem się chyłkiem w kierunku mojego celu. Tyle mogłem zrobić dla kultury. Dla siebie musiałem załatwić pracę. Widziałem już kilka walk gladiatorów. Oczywiście nie na Springworld, ale na Selvie i Neurodesii. Ich mieszkańcy nie muszą zmagać się ze swoimi planetami, więc walczą ze sobą na arenach. Okazało się jednak, że na Ziemi walki wyglądają zupełnie inaczej i są znacznie bardziej popularne. Kupiłem najtańszy bilet i dotarłem do miejsc na szczycie korony stadionu. Wszyscy widzowie naraz wydzierali się i wykrzykiwali coś radośnie. Trwał nieustanny, ogłuszający ryk. Nie wiedziałem, co ich tak podnieca. Dwóch mężczyzn wałkoniło się pośrodku areny, a z mojego miejsca trudno było dostrzec, co się tam naprawdę dzieje. Wypożyczyłem lornetkę od pobliskiego robota-sprzedawcy. Pomyślałem, że żaden z walczących nie jest na pewno Ziemianinem. Jeden był wysoki i czarny jak B'oosa, prawdopodobnie Maasai'pyan. Drugi, mocno opalony, był niższy, ale robił wrażenie cięższego. Walczyli krótkimi pałkami, lewe ręce mieli przywiązane do pleców. Było to podniecające widowisko i wyglądało na trudne: intensywna praca nóg, ciągłe doskoki i odskoki. Po kilku minutach niższemu udało się zadać potężny cios w gardło, który powalił jego przeciwnika. Biało ubrany mężczyzna podbiegł i spojrzał na leżącego. Gdy ten usiłował powstać, niezbyt delikatnie przycisnął go do ziemi. Zataczając rękoma duże koła, zasygnalizował coś w kierunku trybun. Tłum zwariował. Można się było domyślić, że facet w bieli jest kimś w rodzaju sędziego i właśnie ogłosił zwycięstwo niższego zawodnika. Podbiegło kilku chłopców z noszami, by wynieść pokonanego, odepchnął ich jednak i powłócząc nogami, zwlókł się z areny, masując sobie gardło. Obróciłem się do mężczyzny siedzącego obok i trąciłem go w ramię. Spojrzał na mnie i podskoczył, n a p r a w d ę podskoczył. Musiał cały czas intensywnie obserwować walkę i nie zauważył olbrzyma siedzącego obok. - Przepraszam za zaskoczenie - powiedziałem moim złym hiszpańskim. - Jestem tu obcy i potrzebuję pewnej informacji. - Z pewnością jesteś obcy - powiedział z uśmiechem. - Sądzę, że nie widziałem dotąd nikogo bardziej obcego. - Miał to być pewnie rodzaj dowcipu. - Co chciałbyś wiedzieć? - Ile dostał ten mały za zwycięstwo? - Mały?! - Obejrzał mnie od góry do dołu i potrząsnął głową. - Może dla ciebie. Właśnie zdobył mistrzostwo wagi ciężkiej obszaru Macro-BA, pałka wibracyjna. Dwadzieścia pięć tysięcy pesos. - Łatwo mu przyszło. Zaśmiał się znowu. - Na każdego, kto znajduje się w zasięgu tytułu mistrzowskiego przypada wiele tuzinów perdid. - Perdid? Co to? - Gladiator, który już nie może walczyć. Niekiedy, ponieważ odniósł tak ciężkie rany, że musiał odejść. Niekiedy, ponieważ strach dusi go za gardło i nie potrafi już stanąć na arenie. Niekiedy wreszcie, bo już nie żyje. - Naprawdę pozwala się ludziom ginąć na arenie?! - O Boże! O tym nie wspominano w podręcznikach. - Nie "pozwala się ginąć". Wszyscy gladiatorzy są przyjaciółmi, a nikt nie zabija przyjaciela. Uważa się to za czyn niegodny. Jednak czasem to się zdarza. Odwrócił się z powrotem w kierunku areny. Oficjalnie wyglądający mężczyzna wręczał właśnie zwycięzcy kawałek papieru - zapewne czek. Ten uniósł go wysoko i dumnym krokiem obszedł arenę. Tłum ryczał. Jedna połowa wiwatowała radośnie, gdy tymczasem druga gwizdała niezadowolona
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.