ďťż

Przed oczami Hawke'a przemykały tropikalne ryby o wszystkich możliwych rozmiarach i barwach, a egzotyczne rośliny falowały na piaszczystym dnie...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Za szklaną kopułą leniwie przepłynął sześciometrowy rekin, a za nim pomknęła ławica barakud. - Gość mieszka na dnie akwarium - szepnął Stoke. Jeszcze wyżej, co najmniej dziesięć metrów nad szklanym sufitem, wisiały wielkie stalaktyty, wśród których przemykały ławice kolorowych ryb. Z dna groty sterczały stalagmity, tworzące misterne konstrukcje z różowego i białego koralu. Oszklona sala znajdowała się na piaszczystym dnie naturalnej groty, prawdopodobnie u ujścia rzeki, gdzie był schron, w którym trzymali „Borzoja". Szkło musiało być niezwykle wytrzymałe, bo Alex nie widział nigdzie żadnych śladów łączenia ani wsporników. Na samym środku sufitu wisiał wielki żyrandol z brązu. Oprócz podwodnych reflektorów było to jedyne źródło światła. Żyrandol składał się ze starannie wyszlifowanych obręczy 313 z kutego mosiądzu i brązu, z których każda następna była mniejsza od poprzedniej. Na największej i zarazem najniższej obręczy, paliło się co najmniej pięćdziesiąt świec, a na najmniejszej - około dziesięciu. Prawdopodobnie każdą obręcz można było podnosić i opuszczać, bo jak inaczej zapalić te cholerne świece? Wszystko to stwarzało niezwykły efekt. - Coś tu dziwnie pachnie, szefie - mruknął Stoke. W powietrzu wisiał otępiający, słodkawy zapach, Hawke domyślił się, że byli w podwodnej palarni opium. - Proszę, proszę. Alex Hawke we własnej osobie - dobiegł ze środka pokoju przesłodzony głos. Dokładnie pod żyrandolem stało duże owalne biurko. Właściciel aksamitnego głosu był niewidoczny, schowany za oparciem wysokiego skórzanego fotela, odwróconego tyłem do gości. - Wreszcie się spotykamy - powiedział głos, unoszący się na chmurze jasnego opiumowego dymu. - Spełniło się moje marzenie - powiedział Hawke. - Niech no przyjrzę się temu słynnemu Hawke'owi. Z fotela podniósł się wysoki, szczupły mężczyzna. Był nagi do pasa. Długi czarny koński ogon sięgał mu do połowy muskularnych pleców. Na widok tego człowieka Hawke wstrzymał oddech. Na jego łopatce widniał tatuaż pająka. Czarnego, z czerwoną plamą na brzuchu. Takie właśnie pająki śniły się Aleksowi w dzieciństwie. Widok tego człowieka i dźwięk jego głosu były dla niego prawdziwym szokiem. Kiedy jednak gospodarz ściągnął z fotela szlafrok i zwrócił się twarzą do gości, na twarz Aleksa wrócił ten sam lekki uśmiech, jaki nie schodził mu z ust od chwili wejścia dofinca. Manso wyszedł zza ogromnego, rzeźbionego, owalnego biurka. Blask świec odbijał się w jego mrocznych oczach, osadzonych w twarzy o pięknych, kobiecych rysach. Długie włosy, mimo upływu czasu wciąż kruczoczarne, związane były na plecach. Był zbyt piękny jak na mężczyznę. I zbyt dziki i brutalny, żeby być kobietą. Wsunął żylaste, muskularne ręce do rękawów długiego szlafroka z czerwonego chińskiego jedwabiu - Kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy - powiedział Hawke - myślałem, że jesteś kobietą. - Serio? - zdziwił się Manso. - Ciekawe. Kiedy to było? - Dawno temu - odparł Alex. - Byłem wtedy jeszcze dzieckiem. 314 - Wszyscy byliśmy kiedyś dziećmi. - Manso uśmiechnął się. - Napije się pan czegoś? A może zapali? Nasi chińscy przyjaciele dostarczają nam pierwszorzędne opium. - Nie, dziękuję - powiedział Hawke. - A pański przyjaciel? A propos, kim on jest? - Mogę odpowiadać za siebie. Nazywam się Stokely Jones, jestem emerytowanym żołnierzem amerykańskiej marynarki wojennej. I emerytowanym nowojorskim policjantem. A pić mi się nie chce - powiedział Stoke, opuszczając ręce. Kiedy Hawke zauważył, że Kubańczycy nie zareagowali, zrobił to samo. - Może usiądziemy? Tam, bliżej szyby? - powiedział Manso i wskazał na łóżka ustawione pod jedną ze szklanych ścian. Rozłożył się leniwie na największym z nich, przykrytym złotymi, czarnymi i czerwonymi poduszkami z jedwabiu. Przeciągnął się. W ruchach generała było coś dziwnego
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.