ďťż

Pozostało mu tylko jedno...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
– Kief! Kief usłyszał trwogę w wewnętrznym głosie Lindena. Przysiadł na zadzie, zadarł wielki łeb i rozejrzał się w poszukiwaniu zagrożenia. Potem spojrzał w dół, na swoją duszobliźniaczkę. Skinęła głową. – Wiesz, co robić. Linden zsunął się ze zbocza z mieczem w dłoni. Musiał znaleźć dużą, wolną przestrzeń. – Shan! Gdzie jesteś? Ogier ostrożnie wynurzył się z lasu. Łypał oczami na wszystkie strony. Linden schował Tsan Rhilina do pochwy i z trudem wgramolił się na siodło. – Już jej nie ma, ty tchórzu. Myślałeś, że cię pożre? Shan skinął łbem i ruszył z kopyta. Zgrabnie omijał drzewa. Linden odrzucił dumę i mocno uchwycił się łęku siodła. Był wykończony i wolał nie spaść z grzbietu pędzącego wierzchowca. Podróż zdawała się trwać wieczność, ale w końcu wyjechali na łąkę. Linden zobaczył w oddali dwoje ludzi i konia. Jedna osoba szła, druga siedziała w siodle. Nie obchodziło go, kim są, dopóki nie wchodzili mu w drogę. Raptownie zatrzymał Shana i zeskoczył na trawę. – Cofnij się – rozkazał. Gdy ogier znalazł się w bezpiecznej odległości, Linden rozpoczął Przemianę i pomodlił się. Bogom niech będą dzięki, udało się. Poczuł, jak zaczyna się rozpływać we mgle. Ale co to? Pozostał w ludzkiej postaci! Nie, to niemożliwe! Muszę znaleźć Maurynnę, zanim będzie za późno! Jak na ironię, w tym momencie ukazała się jego oczom. Zatoczyła w powietrzu krąg, jakby stawiła się na jego nieme wezwanie, ale nie wylądowała. Był tak wyczerpany, że Przemiana mogła okazać się niebezpieczna. Jego własna magia zawsze ostrzegała go przed tym. Ale musiał zaryzykować. Spróbował jeszcze raz. Wszystko na nic. Dostał drgawek i upadł na plecy. Zobaczył nad sobą twarz. – To ty – powiedziała Maylin. – Co się stało? – zapytał Rann. Linden zamrugał. Nie wierzył własnym oczom. Jakim cudem, u licha... Nieważne. Trzeba wstać i dotrzeć do Maurynny. Jest za słaba, by latać tak długo. Jeśli zaraz nie wyląduje, zginie. Usiadł z wysiłkiem. Nie mylił się – Kyrissaean zatrąbiła na alarm. Ku swemu zdumieniu Linden usłyszał gdzieś wysoko inny sygnał. Pod niebem pojawił się drugi, mniejszy smok. Zanurkował w stronę pierwszego. Maurynna wrzasnęła wściekle, próbując odpędzić intruza. Ale nowy nie dał za wygraną. Usiadł jej na grzbiecie, zmusił ją do obniżenia lotu i skierował ku ziemi. W głowie Lindena zadudnił wewnętrzny głos Kiefa: – Uspokój się, Kyrissaean, i zaczekaj, aż nadejdzie twój czas. Większy smok warknął, ale nie opierał się. Najwyraźniej nie miał siły walczyć. – Dobrzy bogowie! – szepnął Linden. – Oby tylko bezpiecznie wylądowała. Maylin i Rann pomogli mu wstać. Zbliżył się Shan. Linden uwiesił się na siodle i cała czwórka ruszyła czym prędzej na miejsce lądowania. Nagle Linden wpadł w panikę – stracił smoki z oczu. Okazało się jednak, że są w zagłębieniu terenu. Po chwili znalazł się na skraju płytkiej niecki. Maurynna zdążyła już odzyskać ludzką postać. Klęczała na dnie dołu. Kief pozostał w smoczym ciele. Leżał na wpół zwinięty i opasywał ją. Linden zapomniał o zmęczeniu. Zbiegł z łagodnej pochyłości. Maurynna podniosła na niego wzrok i odgarnęła z twarzy długie, czarne włosy. Znał ten gest. Chwycił ją i przytulił mocno. – Witaj, mała. Dobrze jest trzymać cię znów w ramionach. – Naprawdę, Lindenie? Dotknął jej policzka i uśmiechnął się. – Naprawdę, mała. Wtuliła głowę w jego ramię. Śmiała się i szlochała jednocześnie. 69 Linden i Maurynna stali przed kominkiem w sypialni miejskiego domu Lindena. W powietrzu migotała ognista kula. Pozostali uczestnicy nocnej przygody byli jeszcze w pałacu. Linden i Maurynna uwolnili się od nich – powiedzieli, że są zmęczeni. Chcieli w samotności do końca załatwić swoje sprawy. Ich wyjściu towarzyszyły znaczące spojrzenia i ledwo skrywany uśmieszek Ottera; niech go wszyscy diabli! Linden obiecał sobie, że rozprawi się z bardem. Ale nie dziś. Przytulił policzek do włosów Maurynny. Nareszcie razem. Te słowa dźwięczały mu w głowie, gdy obejmował ją mocno. Ona też przywarła do niego, jakby już nigdy nie chciała się z nim rozstać. O bogowie, w życiu nie czuł się taki szczęśliwy! Uśmiechał się i marzył, by ta chwila trwała wiecznie. – Ja chyba śnię, prawda? – zapytała Maurynna z niedowierzaniem. Zachichotał. – To nie sen, bogom niech będą dzięki. Przesunęła dłonią po jego plecach. – Nie wierzę ci. Uniósł jej głowę. – A to cię przekona? Całowali się długo i namiętnie, do utraty tchu. – No i co? – spytał z uśmiechem. Zastanowiła się. Po chwili powiedziała z chytrym błyskiem w oczach: – A mógłbyś mnie przekonać... jeszcze bardziej? Wybuchnął śmiechem i z ochotą podjął się tego przyjemnego zadania. 70 W pałacowych ogrodach zebrało się całkiem liczne towarzystwo. Rann i Kella bawili się z wilczurem Bramble’em. Otter przygrywał na harfie. Eel siedział obok w nowej kurtce i czapce, i kiwał głową w takt muzyki. Dwójka starszych Ludzi Smoków rozmawiała z Księżną Alinyą w cieniu baldachimu; Tarlna wyglądała już dużo lepiej. Maylin, Quirel i Jeralin próbowali różnych smakołyków z zastawionych stołów. Elenna dyskutowała z Tashą o najlepszych metodach destylacji. Linden podejrzewał, że produkcja perfum i zielarstwo mają ze sobą coś wspólnego, ale nie chciało mu się nad tym zastanawiać. Przytulił Maurynnę. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Przymknął oczy. Zastanawiał się, czy dostrzegłby na krańcu ogrodu cień postaci o kasztanowych włosach, gdyby bardzo się postarał. Mimo negatywnej roli, jaką Sherrine odegrała w tej historii, powinna była doczekać jej szczęśliwego zakończenia. Mam nadzieję, Sherrine, że w drugim życiu znajdziesz własne szczęście, pomyślał ze smutkiem. Zasługujesz na to. Oby ci się dobrze wiodło. Maurynna uniosła głowę. – Wciąż nie mogę w to uwierzyć – powiedziała z uśmiechem. – Cieszę się, że ja mogę – odrzekł. – Uważaj, żebyś nie miał mnie dosyć. Potrafię być strasznie uparta – ostrzegła. – Ja też. Czeka nas długie, ciekawe życie. Pocałował ją. Roześmiała się cicho i z powrotem położyła głowę na jego ramieniu. Po chwili zapytała: – Kiedy wyruszymy do Smoczej Twierdzy? – Jak tylko twoja załoga dowie się, że jesteś bezpieczna. Wtedy zawiadomią twoją rodzinę w Thalnii. Beren wysłał dziś rano szybki statek w pogoń za „Morską Mgłą”
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.