ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Dziękuję, też pan nic nie poradzi,Poprostu za dużonakupiłem, a to wdodatku zajmuje tyle miejsca.
O rany!
Same zabawki!
Celnicy będą mieli naprawdę ładnązabawę, jak zaczną to panu wszystko rozkręcać.
Ja też do niedawnatylko to woziłem: misie, lalki, wózki wtrąca cichoWojtysiak.
Mączka parska śmiechem.
Terazniedługo prawdziwywózek będziecie musieli przywieźć.
Zamknij gębę.
dobrze?
No, no, panowie!
uspokaja doktor.
A co ja takiego powiedziałem?
Pan doktor widział, jakącieśla ma córkę?
Lollobrygida!
A wydajcie ją przypadkiem zajakiegoś przybłędęz lądu!
Będziecie mieli ze mną doczynienia!
Chodźcie już, chodźcie, Mączka, gadacie Bóg wieco.
Przepraszamy pana doktora.
Kapitan jużna mostku?
-- wotaza nimi doktor.
Jeszcze nie, ale zaraz wychodzi.
Wie panco, paniecieśla?
mówi Mączka już nakorytarzu.
On jest na pewnou Paprocia, ten wasz Pirat.
Cieśla kręci głowąz niedowierzaniem.
Przecież śniadaniejuż jadł.
Ale idą do kuchni i rzeczywiście zastają tu Pirata, jak obgryzaogromną kość, a kucharz Paproć przyglądasię mu z rozczuleniem.
A nie mówiłem?
wołaMączka.
Cześć, panie Paproć!
Cieśla swego Pirata szuka po całym statku, a on u pana wtrząsaprzedniąkrzyżową.
Cieślajest bardzo niezadowolony.
I po co pan go tak przekarmia, panie Paproć?
Po co?
Żeby miał siływytrzymać pana wikt nalądzie.
Ilerazy wychodzimy w morze, odkarmić psiaka nie mogę.
Dostajekaszę, tak jak wszystkie psy rasowe.
On jest taki rasowy, Jak ja jestem książę Walii.
Najwyżej mama była zdobregodomu, ale popełniła z rozpaczymezalians.
Pirat pomrukuje nadkością z rozkoszy,a Paproć klepie go pokarku.
Lubi, gdy wszystkim zarówno ludziom,jak i psom smakuje to, co daje im do jedzenia.
Żryj,Pirat, żryj, nic się nie przejmuj, kundel jesteś, ale terazarystokracja herbowa nie w modzie, a ja bym cię i tak na żadnegopinczerka z medalem nie zamienił.
Chodź tu, Pirat!
wołagroźnie Wojtysiak.
Zostaw pan psa, panie cieśla,niech sobie kostkę obgryzie.
Pan też, nie wymawiając, lubi podjeść.
Ładnie by pan wyglądał,gdybym tak odmierzał panu kaloryjkii witaminki, a porządnegoschaboszczaka żałował.
Chodź tu.
Pirat!
powtarza Wojtysiak.
Oddaj to!
Pirat unosi górną wargę i zaczyna z cicha warczeć.
Na własnego panawarczysz?
Boco to za pan, co żarcie odbiera?
śmiejesiękucharz.
Panie cieśla wtrąca Mączka źle pan do psa podchodzi, niepedagogicznie.
Ja muzaraz dam taką pedagogię, że musięodechceNajpierwszukam go po całym statku, a potem.
Spokój!
Dobrze?
przerywa Paproć.
Spokój w kuchni!
Odwracasię i ze swojej szafkiw ścianie wyjmuje sympatycznąbutelczynę.
Po jednej miętówce, tylko szybko!
Cyk' Bo jaksteward kapitana zobaczy, odrazu wszystko staremu wypaple.
Jamunieraz mówię: Rożek, wysię nie wysilajcie w donoszeniu,szkoda waszejgęby i takwszystko na nic.
Stary się niepotrzebniezdenerwuje,a mnie złego słowa nie powie.
Bo kiedy wyście jeszczena kaku mówili papu, jajuż zestarym do Murmańska pływałem.
To on mi teraz będzie jednego kielichażałował?
No to jeszcze raz za zdrowie kapitana!
rozochoca sięMączka.
O, drugiego już nie!
Paproć chowa butelkę.
Każdykapitanowi dobrze życzy, ale on woli, żebyśmy jego zdrowie pili nalądzie.
A poza tym, jakwracam do mamusi, muszę byćw porządku.
W dodatku dziś!
Dlaczegodziś?
Bo mamusia ma urodziny.
Przez całądrogę kapitanowiw głowę kładłem, że na urodziny muszęzdążyć do domu Kto to u nas obchodzi urodziny?
krzywi się cieśla, wciążw złym humorze.
Urodziny obchodzi się u Niemców.
Byle jakich się nie obchodzi, ale jak pan skończy siedemdziesiąt lat,jakmoja matka.
I jeszcze się synowej nie doczekała, wstyd, panieszefie' woła Mączka.
Paproć śmieje się zawstydzony.
Ona mi to samo mówi.
JakBoga kocham, po każdym rejsiemi to samo mówi.
No, widzi pan!
Czuję, żedopiero ja pana ożenię.
Czy panwie, że na całym statku tylko nas dwóch kawalerów?
I pan cieśla Wojtysiak wdowiecczy rozwiedziony,w każdym raziedo wzięcia.
Mnie to już dajcie spokój mruczyWojtysiak niepodnoszącoczu.
Ot, właśniena tym rzecz polega!
Dawno bym sięożenił, aleco zaczepię takiego, co już małżeńskiego szczęścia zaznał, to mikażdy skrzywioną gębę pokazuje.
I jaktu się żenić?
Co tam na drugich patrzeć?
Niejeden w morzu się utopił,a pan pływa i się nie boi.
Już jak japanu młodąpanią Paprociowąwyszukam,to pan przy niej nie tylko w noc świętojańską zakwitnie.
Załoga pokładowa na miejsca manewrowe!
odzywa sięnagległośnik.
Załoga pokładowa na miejscamanewrowe!
O rany!
Mączka rzuca się do drzwi.
Pilot będzie zaraznapokładzie!
Chodźmy, panie cieśla.
Kapitan jest już na mostku.
Mała naprzód!
Małanaprzód!
powtarza starszy oficer.
Stop, maszyna!
Jest.
Stop maszyna odpowiadają z maszynowni.
10
- Sztormtrap zlewej dla pilota!
Dwa zielone wzgórzasą już tak blisko, że czuje się prawiezapach ich rozkwitłejzieleni.
Kapitan zamyśla się,ileżto razywybiegały mu tak naprzeciw?
Ciekawym, któryma dzisiaj służbę?
Chciałbym, żebyReszko.
Czy to niewszystko jedno?
Lubię,jak nas Reszko wprowadza, wesoły człowiek,przyjemnie, kiedy się ma z nim do czynienia- Ile razy wychodzi ponas Reszko, wszystko idzie jak z płatka.
Starszy oficeruśmiecha się nieznacznie
|
WÄ
tki
|