Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Musimy jak
najszybciej znale¼æ jaki¶ telefon i skontaktowaæ siê z pu³kownikiem Dwyerem.
Tindall skin±³ g³ow± bez s³owa. Ukry³ w ten sposób wyraz zatroskania, który na
moment pojawi³ siê na jego twarzy, oraz nurtuj±ce go niespokojne my¶li. Podpu³kownik
Dwyer, który dowodzi³ Zwiadowcami Przej¶cia Granicznego, od dwóch miesiêcy przebywa³
na urlopie. Porucznik Tindall sam go nawet odprowadza³ po pamiêtnym obiedzie, który
wydano u ojca, w kwaterze g³ównej.
- Najlepiej bêdzie, jak udamy siê do dowódcy kompanii - powiedzia³ w koñcu. - Major
Greene na pewno zechce zamieniæ z wami parê s³ów.
- Muszê natychmiast zatelefonowaæ - upiera³ siê Sam. - Nie ma czasu na rozmowy!
- Niewykluczone, ¿e aparat telefoniczny majora jest czynny - odpar³ Tindall, staraj±c
siê mówiæ opanowanym g³osem. - Sier¿ancie Evans - proszê obj±æ dowództwo nad plutonem.
Byatt i Emerson - za mn±. Bagnety na broñ. Aha, Evans - wy¶lij kogo¶ do porucznika Gotleya
i popro¶, by stawi³ siê na stanowisku dowodzenia. Byæ mo¿e bêdziemy musieli zasiêgn±æ jego
rady w sprawie sygna³ów.
Porucznik Tindall szed³ okopem komunikacyjnym jako pierwszy. Za nim pod±¿ali
Sam, Lirael oraz pies. Evans zauwa¿y³ spojrzenie porucznika i zrozumia³, ¿e nieprzypadkowo
wzywa on do sztabu jedynego Maga Kodeksu, jaki s³u¿y³ w kompani poza majorem
Greenem. Na chwilê przywo³a³ do siebie Byatta i Emersona i szeptem przekaza³ im kilka
wskazówek.
- Co¶ siê ¶wiêci, ch³opaki. Je¿eli dowódca wyda taki rozkaz lub pojawi± siê
jakiekolwiek k³opoty, macie natychmiast pchn±æ tych dwóch bagnetem w plecy!
Rozdzia³ szesnasty
Decyzja majora
Sameth podupad³ na duchu, gdy porucznik Tindall wprowadzi³ ich do g³êbokiej
ziemianki, która znajdowa³a siê jakie¶ sto jardów za lini± okopów. Nawet w przyæmionym
¶wietle lampy naftowej widaæ by³o od razu, ¿e lokum to nale¿y do oficera, który nade
wszystko ceni sobie wygodê oraz ¶wiêty spokój, tote¿ najprawdopodobniej nie zechce nawet
wys³uchaæ, a co dopiero zrozumieæ, na czym polega ich zadanie.
W rogu pomieszczenia ustawiono opalany drewnem piec, w którym buzowa³ ogieñ.
Na stole sztabowym sta³a otwarta butelka whisky, a w k±cie umieszczono wygodny fotel, w
którym usadowi³ siê major Greene, czerwony na twarzy i wygl±daj±cy na cz³owieka skorego
do k³ótni. Mia³ jednak na nogach buty, a na podorêdziu miecz oparty o fotel i wisz±c± na
ko³ku kaburê z rewolwerem. Nie usz³o to uwagi Sama.
- Co jest? - hukn±³ major na widok wchodz±cych, którzy musieli pochyliæ g³owy z
powodu niskiego nadpro¿a. Gdy przybyli stanêli wokó³ sto³u, major podniós³ siê ze swego
miejsca, czemu towarzyszy³o skrzypienie fotela. Jak na majora jest dosyæ leciwy - pomy¶la³
Sameth.- Dobiega piêædziesi±tki albo ju¿ j± przekroczy³ i pewnie niedu¿o mu zosta³o do
emerytury.
Zanim Sam zd±¿y³ cokolwiek powiedzieæ, porucznik Tindall, który ustawi³ siê za nimi
z ty³u, oznajmi³:
- To jacy¶ oszu¶ci, panie majorze. Nie wiem tylko, jakiego rodzaju. Na czole nosz±
znak Kodeksu, w idealnym stanie.
Sam a¿ zesztywnia³, us³yszawszy okre¶lenie „oszu¶ci”. Zauwa¿y³ równie¿, ¿e Lirael
chwyci³a psa za obro¿ê, zacz±³ bowiem w¶ciekle warczeæ, wydobywaj±c z siebie niskie,
gard³owe tony.
- Oszu¶ci, hê? - zwróci³ siê do obu podejrzanych major Greene. Popatrzy³ na Sama,
który dopiero teraz zauwa¿y³, ¿e stary oficer nosi na czole znak Kodeksu. - Co macie do
powiedzenia na swoj± obronê?
- Nazywam siê porucznik Stone i s³u¿ê w Jednostce Zwiadowczej Pó³nocnej Strefy
Granicznej - z trudem wyrecytowa³ Sam. - Jest ze mn± sier¿ant Clare oraz pies tropi±cy, który
wabi siê Woppet. Muszê natychmiast skontaktowaæ siê z Kwater± G³ówn± Strefy. To pilne...
- Bzdury wyssane z palca! - rykn±³ major, nie okazuj±c jednak gniewu. - Znam
wszystkich oficerów s³u¿±cych w tej jednostce, nie wy³±czaj±c dowódcy. W koñcu sam nim
kiedy¶ by³em, i to przez d³ugi czas! Znam siê tak¿e na psach s³u¿±cych w armii. Ten bez
w±tpienia do nich nie nale¿y. By³bym zdziwiony, gdyby uda³o mu siê wytropiæ krowi placek
w kuchni.
- Wolê ciekawsze zadania - z oburzeniem odezwa³ siê pies.
Zaleg³a cisza. Po chwili major zreflektowa³ siê, siêgn±³ po miecz i skierowa³ go w ich
stronê. Porucznik Tindall i jego ludzie b³yskawicznie obst±pili Sama oraz Lirael. Do ich
ods³oniêtych garde³ przystawili ostrza mieczów oraz dwa bagnety.
- Oj! - powiedzia³ pies, pojmuj±c swój b³±d. Zrezygnowany wyci±gn±³ siê na brzuchu i
po³o¿y³ g³owê na ³apach. - Bardzo mi przykro, pani.
- Pani? - krzykn±³ Greene. Jego twarz poczerwienia³a jeszcze bardziej
|
WÄ…tki
|