ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Jednak mieszkania Bezkonnych postronnym
obserwatorom zawsze wydają się nie zamieszkane. Krasnoludy nie
ozdabiają swoich mieszkań uroczymi drobiazgami. Nie mają osobi-
stych skarbów. Nie ma u nich wygodnych krzeseł, na których moż-
na spocząć, rzeźbionych łóżek z zawieszonymi aksamitnymi portie-
rami, kufrów pełnych odzienia czy kredensów z zastawą.
Mieszkania Bezkonnych są umeblowane równie skąpo, jak te
należące do ich wędrownych współplemieńców. Każde domostwo
w Mieście Bezkonnych dałoby się spakować i przygotować do prze-
wozu na koniu w ciągu kilku minut. Ponieważ wielu spośród ich
mieszkańców jest przywiązanych do domów nie mogą chodzić,
a tym bardziej jeździć konno taka nietrwałość nadaje stałym
mieszkaniom dość smutny wygląd. Mieszkańcy nigdy z nich nie
wyjdą, dopiero wówczas, kiedy opuszczą swe kalekie ciała i wstąpią
w ciało Wilka, aby buszować przez wieczność po trawiastych rów-
ninach; większość wyczekuje tej chwili z niecierpliwością.
Umeblowanie Dunnera składało się ze sterty koców rozłożo-
nych na sienniku, z talerza, miski, łyżki i kubka, a poza tym pięk-
nie tkanego dywanika przeznaczonego do siedzenia. Jedyną różni-
cę między mieszkaniem Dunnera a mieszkaniami innych Bezkon-
nych stanowił stos ksiąg w kącie oraz arkusze welinu ułożone pod
księgami, aby papier pozostał równy i czysty, oraz pióro z inkau-
stem. Jedynym krzesłem było krzesło na kółkach, lecz zdawało się
być raczej pamiątką niż użytecznym sprzętem, gdyż pokrywał je
kurz.
Lord Dominium zapytał sąsiadki, czy Dunner wyjechał z mia-
sta, lecz krasnołudzka kobieta tylko wzruszyła ramionami. Nie mia-
ła pojęcia, gdzie podziewa się Dunner, i wcale nie chciała wiedzieć.
Własne żale zajmowały jej cały czas. Niepotrzebne jej były kłopoty
sąsiadów.
A gdzie znajdę Kamień Władzy? zapytał Lord Domi-
nium. - Pytam, gdyż to wielce pilna sprawa, pani.
Kobieta zmierzyła go niechętnym spojrzeniem.
Nic nie wiem o żadnym kamieniu władców. Jest tu jeden ka-
myk, pochodzi z królestwa ludzi, Dunnerowi się on podoba. Jeśli to
o to chodzi, znajdziecie go w tym namiocie, niedaleko stąd.
Prychnęła drwiąco i pokuśtykała w swoją stronę, zanim Lord
Dominium zdołał otrząsnąć się z szoku, że o najcenniejszym i najś-
więtszym Kamieniu Władzy mówi się Jakiś kamyk".
Lord Dominium wyruszył na poszukiwanie kamienia władców".
Był w rozterce. Dunner był prawowitym, oficjalnym stróżem kamie-
nia i do przetransportowania należącej do krasnoludów części do
Vinnengaeł potrzebne było jego zezwolenie. Istniała jednak moż-
liwość, że Dunner, jak to krasnolud, gdzieś powędrował. Może być
o sto albo i tysiąc mil stąd. Lord Dominium mógł go szukać przez sto
lat i nie znaleźć.
Jednak Kamień Władzy wyraźnie znajdował się tutaj. Dunner
niewątpliwie pozostawił kogoś na straży kamienia na czas swojej
nieobecności. Lord Dominium zdecydował, że jeśli uzyska pozwo-
lenie strażnika, będzie mógł honorowo zabrać Kamień Władzy bez
zgody Dunnera. Lord Dominium z ulgą pomyślał, że kamień znaj-
duje się w innych rękach, w rękach, które nie ściskały po przyjaciel-
sku dłoni Lorda Próżni.
Lord Dominium dotknął swego wisiora i pomodlił się do bo-
gów, aby pobłogosławili jego przedsięwzięcie. Magiczna zbroja
opłynęła go niczym chłodna woda w gorący dzień. Nie zamierzał
onieśmielać tych krasnoludzkich strażników, ale miał nadzieję, że
im zaimponuje, jak również, że zdoła im wyjaśnić wagę i pilność
swojej sprawy. Schylając się nisko, aby zmieścić się w drzwiach,
zbudowanych na wzrost krasnoludów, Lord Dominium stanął jak
wryty w ciemności i zagapił się.
Był tam Kamień Władzy, błyszczący diament umieszczony na
drewnianej skrzynce nakrytej końską derką. Derka była w istocie
pledem, utkanym z delikatnej przędzy i niezwykle pięknym, lecz
bez cienia wątpliwości była to końska derka. Wokół nie było żad-
nych strażników. Jedynymi osobami w budynku były krasnoludzkie
dzieci, sześcioro czy siedmioro, które tak się przynajmniej zda-
wało używały świętego Kamienia Władzy do zabawy!
Gdy Lord Dominion patrzył, zbyt wstrząśnięty, by móc coś po-
wiedzieć, jedno z dzieci dziewczynka z uschniętą rączką
wzięła Kamień Władzy i zdjęła go z miejsca na derce. Kamień był
przywiązany do tasiemki ze splecionego końskiego włosia. Dziew-
czynka zawiesiła sobie święty kamień na szyi.
Pozostałe dzieci pokłoniły się przed nią i wyciągnęły rączki, by
jej dotknąć, jakby na szczęście. Mimo zabawy zachowywały się
bardzo poważnie Lord Dominium musiał im to przyznać. Nie
chichotały. Nie naśmiewały się z kamienia. Ale Kamień Władzy nie
był zabawką!
Lord Dominium przestał mieć jakiekolwiek skrupuły przed za-
braniem kamienia z rąk krasnoludów. Nie zostanie im zwrócony,
dopóki krasnoludy nie zapewnią Rady, że kamień będzie czczony
i traktowany z szacunkiem.
Co to ma znaczyć? zapytał surowo w języku krasnoludów.
Dzieci były poruszone, zarówno jego nagłym głosem, jak i nie-
zwykłym pojawieniem się srebrzystego lorda, który musiał stać
z pochyloną głową i ramionami, żeby hełmem nie przebić płótna.
Lecz dzieci nie zlękły się
|
WÄ
tki
|