ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
..
- Szczerze mówiąc, nie próbowałem sobie wyobrazić szczegółowo, w jaki
sposób można by osiągnąć tę utopię... A co do przybyszów... zawahał się
Tom. - Czy nie sądzisz, że z czasem mogliby... sami stąd odlecieć?
- Z takiego idealnego świata jak ten twój? - roześmiał się szczerze
redaktor. - Fantasta, psia... hm... tego...
powrót
Janusz A. Zajdel Uranofagia
Mój dobry znajomy, włóczykij z powołania, o którego niezwykłych
przygodach głośno w całej chyba Galaktyce, pochodzi z jednej z wysepek
Morza Egejskiego. Nazywa się Katapulos, lecz nie dałbym pięciu groszy na
prawdziwość tego nazwiska, podobnie zresztą, jak za ścisłość niektórych
jego twierdzeń. Nikt jednak nie ośmieli się zaprzeczyć niewątpliwej
autentyczności jego wspomnień, przywiezionych z licznych samotnych wypraw.
Zaproszony przeze mnie na obiad podczas jednej ze swych nielicznych i
krótkich bytności w Układzie Słonecznym, zrewanżował mi się taką oto
pouczającą historią.
Borykając się z naszymi codziennymi problemami, nie zdajemy sobie
zazwyczaj sprawy z tego, że niezależnie od warunków życia i typu
ewolucyjnego, istoty rozumne w całym Kosmosie - nawet bardzo różne od nas
- napotykają takie same lub co najmniej analogiczne trudności i dylematy w
życiu osobistym i społecznym.
Spotkanie, o którym chcę opowiedzieć, przytrafiło mi się na jednej z
planet układu gwiazdy Dzeta w konstelacji Mlecznej Krowy. Trafiłem tam
przypadkiem, skracając sobie drogę z Abne gacji do ciemnej mgławicy w
gwiazdozbiorze Ucho Od Śledzia. Już z daleka planeta wydała mi się
podejrzana: promieniowanie jonizujące w jej otoczeniu było znacznie
silniejsze niż w okolicy innych planet układu. Analiza widmowa wyjaśniła
mi natychmiast tę anomalię. Na planecie musiały znajdować się wprost
fantastycznie zasobne złoża uranu.
Uran jako taki nie interesował mnie zbytnio, jednakże z czystej
ciekawości wylądowałem na powierzchni globu. Początkowo wydał mi się nie
zamieszkany; dziki, kamienisty krajobraz nie zdradzał działalności żywych
istot. Gdy jednak, obliczywszy mak- symalny czas przebywania w dość silnym
polu promieniowania, wło- żyłem skafander planetarny, oczom moim ukazała
się masywna pos- tać, która biegnąc i wymachując imponującym zestawem
kończyn, szybko zbliżała się ku mojemu statkowi.
Przybysz był ogromnego wzrostu i wyglądał na niezwykle sil nego, lecz
nie zdradzał agresywnych zamiarów. Obserwując go przez wizjer, odniosłem
nawet wrażenie, że jest uradowany. Zatrzymał się o kilkanaście metrów od
statku i jak gdyby węszył, by wresz cie, gdy uchyliłem właz, z wyraźnymi
objawami radości rzucić się w moją stronę. Objął mnie w czułym geście
powitania, przyciskając do swej szerokiej piersi i dał wyraz swemu
ukontentowaniu z powodu mojego przybycia.
Nie chcąc zbyt długo przebywać poza statkiem, włączyłem translator i
zaprosiłem tubylca do wnętrza. Z trudem przecisnął się przez właz
towarowy. Pokazałem mu przy okazji urządzenia na- pędowe statku, a potem
usiłowałem go czymś poczęstować, jednak odmawiał zjedzenia czegokolwiek.
Dopiero, gdy zaprowadziłem go do siłowni jądrowej, zdradził wielkie
zainteresowanie reaktorem. Zbliżył się do niego os trożnie, a potem, nim
zdążyłem mu przeszkodzić, wyciągnął jeden z uranowych prętów paliwowych i
schrupał z wielkim apetytem. Oblicze jego przybrało wyraz najwyższej
błogości, jakby zjadł znakomity słony paluszek, albo coś w tym rodzaju.
- Wspaniałe! - powiedział z pełną gębą, aż okruchy uranu posypały mu
się po brodzie. - Sam to wyrabiasz?
Z uznaniem oglądał pozostały maleńki ogryzek pręta, a potem zjadł go do
końca. Nim sięgnął po następny, zdołałem mu jakoś wy- tłumaczyć do czego
służy mi uran. Był wyraźnie zawiedziony i gdy wychodziliśmy z siłowni, ze
dwa razy się obejrzał, oblizując się łakomie.
Na moją prośbę wyjaśnił mi, że mieszkańcy tej planety żywią się
ciężkimi pierwiastkami, głównie zaś uranem, którego jest tu pod
dostatkiem. Jest to bowiem jedyne dostępne tutaj pożywienie mogące
dostarczyć energii ich organizmom. Tak więc spożyty uran częściowo służy
do kontrolowanego wyzwalania energii jądrowej w tkankach ciała, częściowo
zaś odkłada się w nich i tam pozostaje.
Tubylec był istotą wykształconą, dowiedziałem się więc od niego o
wielu interesujących szczegółach z życia mieszkańców planety.
- Takimi, niestety, stworzyła nas ewolucja - mówił ze smut- kiem. -
Mając do dyspozycji jedynie u ran, jako wydajne źródło energii, szansę
rozwoju zyskały tylko te organizmy, które potra- fiły go wykorzystać.
Nasze ciała są wprawdzie bardzo masywne i silne, lecz cóż z tego? Czeka
nas nieuchronnie smutny koniec... A oprócz tego, szczególnie w wieku
dojrzałym, skazani jesteśmy na samotność i alienację.
- Dlaczego? - zdziwiłem się.
- Jak to: dlaczego? Przecież, gdy zbliży się do siebie dwóch
pod-kry-masów (tak nazywamy osobników w średnim wieku), dochodzi do
złożenia się zawartego w ich ciałach uranu - w masę nadkryty czną! Skutki
tego są ci wiadome... O ile zatem osobniki młode mogą bawić się razem,
nawet po kilkoro. - o tyle starsi, w miarę wzrostu zawartości uranu, z
konieczności stają się samotnikami!
Mój rozmówca zasępił się i zamilkł. Po chwili dopiero ciągnął dalej z
wyraźnym smutkiem i zadumą.
- Jestem już bardzo stary..
|
WÄ
tki
|