ďťż

Nazywaliśmy tych ludzi szampanowcami...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Wydaje mi się, że należało to jakoś ukrócić, ale nie wiedzieliśmy jak. Oni byli miastem. Do diabła, oni byli biali! A my ze swej strony, o czym już wiesz, byliśmy młodzi i dumni z naszego osiągnięcia. Nie przewidywaliśmy, co może się zdarzyć. Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że Mueller i jego kolesie musieli wiedzieć, co się święci, ale nie sądzę, by ktokolwiek z nas przypuszczał, jak bardzo byli wściekli - i mówiąc to, podkreślam słowo „wściekli”. Szaleli z wściekłości! Wysiadywali w swoich starych wiktoriańskich domach przy West Broadway, o niecałe ćwierć mili od miejsca, w którym my się znajdowaliśmy, słuchając „Aunt Hagar’s Blues” i „Diggin My Potatoes”. To było złe. A poza tym przez cały czas mieli świadomość, że w naszym klubie przebywała ich młodzież - latorośl, która zadawała się z czarnuchami, i to chyba było jeszcze gorsze. Bo nie chodziło tu tylko o drwali czy notoryczne „ćmy barowe”, które odlatywały zwykle na przełomie września i października. To stało się sprawą całego miasta. Młodzi ludzie przychodzili tu, by wypić drinka i tańczyć przy muzyce nie mającej nazwy orkiestry jazzowej, aż do pierwszej rano, kiedy to zamykano lokal. Nie przyjeżdżali tylko z Derry. Przybywali również z Bangor, Newport, Haven, Cleaves Mills, Old Town i okolic. Mogłeś tu zobaczyć studentów z bractwa Uniwersytetu Maine w Orono pląsających ze swymi dziewczynami, a kiedy zespół nauczył się grać ragtime’ową wersję „The Maine Stein Song”, mało brakowało, a roznieśliby całą szopę na strzępy. Oczywiście technicznie rzecz biorąc, liczba gości klubu była ograniczona - przede wszystkim zaś dla cywilów, którzy nie mieli stosownych zaproszeń. W rzeczywistości jednak, Mikey, bywało tak, że o siódmej otwieraliśmy podwoje naszego klubu i pozostawialiśmy je tak aż do zamknięcia o pierwszej w nocy. W połowie października doszło do tego, że kiedy wieczorem wychodziłeś na środek sali, byłeś zaraz otoczony przez pół tuzina innych ludzi. Nie było miejsca do tańca, toteż mogłeś się tylko gibać w takt muzyki... ale to nikomu nie przeszkadzało. W każdym razie nigdy nie słyszałem, żeby ktoś się na to uskarżał. O północy szopa przypominała pusty wagon towarowy doczepiony do ekspresu, chwiejący się i kołyszący na szynach. Przerwał, upił kolejny łyk wody, a potem zaczął mówić dalej. Jego oczy błyszczały. - Tak, tak, Fuller i tak wcześniej czy później położyłby temu kres. Gdyby to zrobił wcześniej, nie zginęłoby tylu ludzi. Wystarczyło wysłać tam MP-eków i polecić im skonfiskować wszystkie butelki alkoholu, jakie goście przynieśli ze sobą. To chybaby wystarczyło - prawdę mówiąc, właśnie tego chciał. Dzięki temu mógłby zamknąć nam lokal, i to na dobre. Paru ludzi postawiono by przed sądem wojskowym, kilku odesłano by do karceru w Rye, a reszta zostałaby rozesłana po różnych jednostkach. Ale Fuller bardzo wolno myślał i jeszcze wolniej działał. Myślę, że obawiał się tego samego co wielu z nas - gniewu niektórych miastowych. Mueller nie pojawiał się u niego więcej, a mam wrażenie, że major Fuller bał się pojechać do niego, do miasta. Ten Fuller dużo mełł ozorem, ale kręgosłup miał jak z galarety. Więc zamiast zakończyć w radykalny sposób prosperowanie naszej małej knajpki, dzięki czemu uratowałby życie wielu ludziom, pozostawił tę sprawę w gestii Legionu. Przybyli w swoich białych prześcieradłach na początku listopada tamtego roku i zrobili sobie wielkie ognisko. Ponownie zamilkł, ale tym razem nie napił się wody - patrzył tylko smutnym wzrokiem w odległy kąt pokoju, podczas gdy na zewnątrz dał się słyszeć dźwięk dzwonka i przed otwartymi drzwiami przemaszerowała pielęgniarka. Podeszwy jej butów skrzypiały na linoleum. Gdzieś tam grał telewizor, obok słychać było włączone radio. Pamiętam, że słyszałem szum wiatru na zewnątrz. I choć był dopiero sierpień, ten wiatr sprawiał, że poczułem się, jakby nadchodziła zima. Fakt, że w telewizji pokazywano właśnie Cain’s Hundred, a z radia płynęły dźwięki ,,Walk Like a Man”, był absolutnie bez znaczenia. - Niektórzy z nich przeszli przez pas zieleni pomiędzy bazą a West Broadway - odezwał się w końcu. - Musieli się tam spotkać u kogoś w domu - ba, może nawet w piwnicy, żeby się przebrać w swoje prześcieradła i sporządzić naprędce kilka pochodni
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.