ďťż

- Nazajutrz wyjechały te panie i druga nie powróciła podobno, tylko udawali, że jest w domu...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Przekupiły doktora, komedię grają... Bóg wie, gdzie ona jest... Zygmunt zbladły stał kąsając wargi, ręce załamane trzęsły mu się. Dziewczyna patrzała nań z politowaniem na pół, na pół z szyderstwem. - Ale czyż to być może... czyż być może? - Jeśli pan nie wierzysz... Szarlotta wzięła za szczotkę. Baron dobył pieniędzy i wcisnął jej w rękę. - Dziękuję - rzekł - nie wydam was, ale cokolwiek się stanie, miejcie oko na nich i mówcie mi. Dziewczyna trzymała podarek obojętnie na dłoni. - Pan myślisz, że ja to dla pieniędzy robię? - rzekła. - A! nie! ja się mszczę! mnie kobiety zgubiły... ja dziś byłabym szczęśliwą, ja bym była bogatą i nie tułałabym się, wycierając kąty cudze... O! te jędze! te jędze w aksamitach! Zrazu Zygmunt z odkryciem tym nie bardzo wiedział, co począć, po chwili namysłu chwycił za kapelusz i wpadł uraganem do Klary. Siedziała znowu przy oknie, ale bez książki. Naprzeciw niej stał fotel, Zygmunt siadł milczący i pochwycił ją z taką siłą za rękę, że hrabina przerażona krzyknęła: - Co się panu stało?!... co pan robisz?... - Przychodzę pani powiedzieć, żeś odegrała rolę niegodziwą, żeś mnie oszukała, żeś podała rękę do rozpusty... i rzucić jej w oczy pogardą. - Pan szalejesz! - Miałbym czego? - odparł Zygmunt. - Ja wiem wszystko... Olimpii nie ma. Choroba zmyślona. Ona uszła z kochankiem!... - Pojechała, tak, pojechała z tym, którego uważa za męża, bo mu ślubowała wiarę. Pan tu nie masz innej roli nad smutną i śmieszną, nie czyń siebie pośmiewiskiem ludzi, jeśli masz odrobinę rozsądku. Olimpia pojechała z nim i nic w świecie wstrzymać jej nie mogło, ale powróci tu i stanie oko w oko powiedzieć panu, co uczyniła. Ona się z tym nie myśli taić. Szło jej o to tylko, ażebyś nie napadł tego człowieka i nie szukał zemsty. - Od tej go ona nie ocali. - Chce przynajmniej spróbować - odezwała się hrabina, powoli odzyskująca przytomność. - Na zabiciu go nic pan nie zyskasz, bo Olimpia jutro zerwie małżeństwo, żyjący może się przecie ułożyć. Słyszysz pan, ułożyć bardzo korzystnie... - Więc sądzicie, że ja już wszystko w świecie gotowym sprzedać za pieniądze! - krzyknął Zygmunt. - Nie wrzeszczże pan! - oburzyła się Klara. - Ja sądzę, że pan masz takt i rozum, chociaż ich w tej chwili nie widzę. Słuchaj pan - poczęła hrabina unosząc się - nie zwykłam nigdy mówić serio. Obracam wszystko w śmiech, na ten raz gniew wywołuje ze mnie szczerą prawdę, niczym nie okraszoną. Nie udawaj pan tego, kim nie jesteś. Chciałeś się ożenić z Olimpią dla jej imienia i posagu. Użyłeś do tego środków, których ja właściwie nazywać nie chcę. Przypodobałeś się matce, zyskałeś ojca, przyjąłeś rękę daną ci z przymusu pod upokarzającymi warunkami, to wszystko daje miarę, kim jesteś i czego żądałeś. Idzie o pieniądze, dadzą ci je, okupią się... honoru nie masz do ocalenia... Nie dokończyła, bo Zygmunt pochwycił się za włosy i porwał wściekły ku niej, tak że się cofnąć musiała. - Pani! - zawołał - nadużywasz przywilejów kobiety! - Wytrzeźw się pan i wróć do swej roli. Stworzyłeś sobie to położenie, powinieneś zrozumieć, że wszystkie jego konsekwencje przyjąć musisz. Tak czy nie? Zygmunt zamilkł. Widząc go zachwianym, mówiła dalej szybko: - Wszystkie plany zemsty do niczego pana nie doprowadzą, rozerwą związek, odbiorą majątek, okryją cię śmiesznością. Nie pierwszy pan ożeniłeś się z kobietą należącą do innego, kto miał odwagę to popełnić, musi mieć rezygnację dźwignąć. Zabić Fratellego nic panu nie pomoże, z nim zabijesz swoje nadzieje, swą przyszłość. Umilkła, baron padł na kanapę milczący i złamany. Klara prawie tryumfowała. Puszczone raz wodze słowu powstrzymać już nie było w jej mocy, mówiła, przekonywała, dowodziła, że poddać się musiał. Zygmunt widział konieczność, ale reszta szlachetniejszego uczucia oburzała się przeciwko znikczemnieniu takiemu. Pomimo gniewu hrabina nawet czuła jakąś litość dla tej istoty tak srodze skaranej za rachubę ohydną. Toteż głos jej stawał się coraz łagodniejszym i po wybuchu, którym Zygmunta zwyciężyła, z kobiecą przebiegłością zaczęła tę ranę, którą zadała, goić powoli i obwijać. - Jedynym środkiem wyjścia z tego położenia - dodała w końcu - jest rozwód, a raczej unieważnienie małżeństwa
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.