ďťż

Mam zresztą stały kontakt z brytyjskim Ministerstwem Zdrowia oraz podobne, formalnie zawarte, układy w kilku innych krajach...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Władze niektórych państw udzielają mi daleko idącej pomocy. W każdym z nich, to jest w każdym kraju, w którym uzdrawiam, istnieją grupy osób pomagających mi, organizujących mój pobyt, ułatwiających chorym kontakt ze mną i tak dalej. W niektórych krajach, na przykład w Kanadzie, są oni opłacani, pobierają dniówki rzędu 200 dolarów, w innych krajach pracują społecznie. W Polsce jest to grupa cudownych społeczników, 336 naukowcy i przede wszystkim wspaniała, bezinteresowna i dająca z siebie wszystko, młodzież akademicka. WŁ: — A z czego ty sam żyjesz? Powszechnie wiadomo, że ni grosza, ni centa, nie bierzesz za swoją pracę. CH: — Niewiele z dóbr materialnych potrzeba mi do życia. Nie chcę eleganckich ubrań i luksusowych posiłków, bo po co? Prawie cały swój czas, poza przenoszeniem się z miejsca na miejsce, badaniami, którym jestem poddawany, snem i rozmowami z przyjaciółmi, takimi jak ta, poświęcam na leczenie ludzi. Jem jeden skromny posiłek dziennie, ofiarowywany mi przez ludzi, którzy mnie goszczą. WŁ: — Życie to nie tylko jeden posiłek dziennie plus szklanka herbaty, którą wypiłeś na śniadanie. Są także przejazdy, benzyna i inne sprawy, które trzeba opłacić. Kto to robi? CH: — W krajach zachodnich milionerzy-filantropi. W Azji i w Afryce organizacje charytatywne. Moje pobyty w Polsce finansowało kilku zamożnych pacjentów, których uzdrowiłem wcześniej i którzy są bardzo skromni, pragną, by ich nazwiska pozostały nieznane. WŁ: — Skromny jesteś ty sam, żyjesz jak mnich... CH: — Nie — nie jestem skromny. I nie myśl, że poświęcam się, to nie to. Uważam po prostu, że nie wolno mi być egoistą. Bóg nie po to dał mi ten dar, żebym go sobie schował do kieszeni i cieszył się sam. To nie jest kwestia poświęcania się, to jest kwestia obowiązku. Obowiązku oddania tego daru tym, którzy go potrzebują, chorym. WŁ: — Naukowcy wysuwają różne hipotezy tłumaczące „fenomen Harrisa", podczas gdy „ulica" mówi o cudotwórcy. CH: — Ależ nie, to wcale nie jest cud! Ja sam nie potrafię opatrzyć tego fachowym terminem, wiem tylko, że to coś jest we mnie. Jednym Bóg daje talent pisarski, innym moc uzdrawiania. WŁ: — Czy znasz innych z taką mocą? 22 — Łysiak na tamach 337 CH: — Oczywiście. Tacy ludzie byli zawsze, w każdej epoce, a wzór brali, tak jak ja, z Chrystusa, który był największym heałerem. WŁ: — Czy poza mocą uzdrawiania posiadasz jakieś inne moce, zdolności, predyspozycje, bo ja wiem... CH: — Jakie? WŁ: — Myślę o zdolnościach z kręgu parapsychologii, o telepatii, telekinezji, jasnowidzeniu. Opowiadano mi, jak przerwałeś leczenie w kościele i poprosiłeś o wyrównanie poszarpanej kolejki ludzi na zewnątrz kościoła, twierdząc, iż te przerwy w łańcuchu stojących zakłócają ci rytm transu. A więc będąc w kościele widziałeś to, co się dzieje na zewnątrz? CH: — Tak, widziałem. Widzę ich wszystkich, do ostatniego człowieka w kolejce. WŁ: — Opowiadano mi również o innym przypadku, jak zażądałeś, by natychmiast przyniesiono ci kilku ciężko chorych leżących w trzech karetkach pogotowia i paru samochodach prywatnych. Twierdziłeś pono, że wozy te zostały zablokowane na podjeździe i zbyt długo czekają na przejazd. Podobno tak jak i w poprzednim przypadku okazało się to prawdą. Czy to jasnowidzenie? CH: — Nie wiem, mówiłem ci już, że po prostu widzę, co się dzieje na zewnątrz. Nie poprzez oczy. Jakbym odbierał to wewnątrz, na jakimś ekranie mojego organizmu. WŁ: — A telepatia? CH: — Tak, bez trudu porozumiewam się myślą z niektórymi przyjaciółmi. O wiele więcej ludzi, niż się powszechnie sądzi, posiada taką zdolność, ale na ogół tylko wobec jednego człowieka. I to ograniczoną. Nie tyle jest to rozmawianie na odległość, ile dość regularne porozumiewanie się myślami, myślenie o tych samych sprawach w tym samym czasie, przekazywanie na odległość pewnych próśb, życzeń, poleceń. Tak jest i z tobą... Zgadłem, prawda?... Masz taką osobę. 338 WŁ: — Zgadłeś, to moja żona. CH: — Tak, tylko że to jest zaledwie przedsionek telepatii, który nie jest obcy prawie wszystkim. Ze mną rzecz ma się inaczej
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.