ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
I nie Szeliga ma tu teraz zezwalać, tylko stryj prokurenta, istotnie muszę powiedzieć, że dziwne czasy nastały.
Z wszystkich jajek indyczych ledwo dwa były zbuki, piękne stadko mi się wylęgło. Nigdzie się już nie ruszę przez ten ostatni miesiąc, aż dopiero po połogu...
...i tak wieści o ślubie Ludwiki mam tylko przez posły. Pan Szeliga pół lasu sprzedał, ambicją tknięty, żeby miejskie łyki jego córkę wzięły, a że hrabia Strumiński całkiem już zdanie odmienił, przeto sam nie wie, co myśleć. Ewelinę ze skarbczyka wypuścił i nawet do Warszawy zabrał, bo tam ów ślub się odbył. Co się w dodatku objawiło, to to, że pan Potyra Wiesi wcale nie taki najgorszy, z wielkimi kupcami za pan brat, a książę Lubomirski poufną konferencję z nim na weselu odbywał w ustronnym gabinecie. Pan Szeliga tak z tego zgłupiał, że małom nie pękła ze śmiechu, jak mi Klarcia opowiadała. A suknie miały wszystkie panie, że ach...! Całe udrapowanie z tyłu w tren przechodzące, przód ku kolanom podcięty, podobno to najnowsza paryska moda, zaraz sobie każę taką zrobić, ze trzy bodaj, i niech Mateusz mówi, co chce, na karnawał do Warszawy pojadę. Kopie mnie to małe okropnie...
...na chrzestną matkę Zosieńkę poprosiłam wreszcie i Zofia małej daję na imię...
Tu Justyna przerwała nie tylko dlatego, że trochę czasu jej zajął ślub Jureczka z Krysią oraz denerwująca nieco pogawędka z Barbarą, ale też i z tej przyczyny, że musiała wspomnieć sobie cioteczną babkę Zofię, która umarła w Kośminie przed paroma laty To ona wszak była owym małym, co prababcię kopało. Zaraz, jak, do licha, nazywała się po mężu cioteczna babka Zofia...?
Nie mogła sobie tego przypomnieć. Dziadek Marian i dziadek Marian, a nazwisko...?
Kostecki. Ustaliła to Hortensja, która, rzecz jasna, też nie pamiętała, ale do tej pory przechowywała spis gości, jacy znaleźli się na jej własnym ślubie. Odnalazła na długiej liście Zofię i Mariana Kosteckich i nawet ich dzieci, Danutę i Andrzeja, nieżyjące od wojny.
Uspokoiwszy się w kwestii ciotecznej babki Zofii, Justyna mogła znów przystąpić do swojej katorżniczo-historycz-nej pracy.
...przeczucie matka musiała mieć albo chorobę w sobie czuła. Jak pogrzeb ojca w piękny dzień się odbywał, tak matki w okropny. Lało i lało, po kostki nogi grzęzły na cmentarzu, suknię miałam uszarganą do kolan, na nic chyba będzie, w potrzebie żałoby nową sprawię. Dobrze jeszcze, że futra długiego nie wzięłam, tylko krótkie, te czarne foki. Został dla mnie po matce pierścionek zaręczynowy z różową perłą rubinami otoczoną, cały jej przybór do szycia złoty, posagowy jeszcze naszyjnik z diamentów i owo puzdro z papierami po babce. Bratowa okiem gniewnie łypała, ale przepadło, córce zostało przeznaczone, a nie synowi, i tak mi się wydaje, że to ona skąpa i chciwa, a nie brat. Tę samą suknię miała, co na ojca pogrzebie, i to już skandal! Jedną ma taką na wszystkie okazje? A puzdro, nic dziwnego, duże, z litego złota, cały ornament ma z drobnych szafirów, dużymi rubinami przerywany i na rogach cztery diamenty. Nie papierów pewnie taka była spragniona.
Józefina znów się pokazała, ale to już pewno ostatni jej występ. Siedemdziesięciu lat dobiega i tylko dla matki ruszyła się jeszcze o kiju, a tak to u syna sobie poleguje, a synowej, takiej jak jej, każdemu życzyć. Uczy ją, tak myślę, kucharzenia i może jej przepisy jakoś się przechowają, ale tymczasem nie pytałam. Pomyślę, jakby co...
...listy w tym puzdrze. Boże mój...! A toż naprawdę prababcia była kochanicą Napoleona...!
...teraz rozumiem, dlaczego schowała, zamiast się chwalić. Łupy... Jakie tam łupy, złodziejstwo zwykle. I kto? Cesarz...?! Po królu, po królowej, po carze... no, niech będzie, że po bojarach...
...póki mamy co mamy, niech leży. A czy ja wiem, może i naprawdę ta Polska kiedyś będzie? Aż trudno sobie wyobrazić, ale takie rzeczy już były, żeby Francja republiką się stalą, to już chyba wszystko jest możebne...
...razem ukryłam z innymi rzeczami. W potrzebie będzie jak znalazł, a tymczasem waham się pokazywać. Chociaż znów, z drugiej strony, siedemdziesiąt lat przeszło, nikt już chyba z tamtych czasów nie żyje? Ale opisy mogły zostać
i choćby listy, jak te... A, co tam, na wszelki wypadek niech sobie te cesarskie prezenty jeszcze trochę poczekają...
Justyna znów się zatrzymała. Puzdro z papierami po pra--prababci, i to z litego złota... Niczego takiego na oczy nie widziała. Co, u Boga Ojca, prababcia z tym puzdrem i z papierami zrobiła? O żadnym spaleniu mowy nie było, gdzie to jest? Zostało w Głuchowie i przepadło na zawsze...? A nie, prawda, ukryła z innymi rzeczami...
Wróciła do dalszej lektury.
...Mateusz ambicją tknięty dwa konie do wyścigów chce wystawić i cały folwark tylko stajnią zajęty. Tomaszek guwernera przekabacił, też tam siedzą, zamiast lekcje odbywać, powiadają mi obaj bezczelnie, że z natury chłopiec się uczy. l żeby tylko, Hanusi guwernantka dała się namówić do tej natury, ale wcale nie wiem, czy to tak z samego sentymentu do koni, bo na boki oczkiem rzuca. Spacery z panienką dla świeżego powietrza, już to widzę, to akurat w stajni najświeższe, szczególnie przy mierzwy usuwaniu. Mniemałam, że pan Władysław tak ją tam ciągnie, bo skoro w stajni z pupilem siedzi, w domu go nie ma i panna Wanda jego towarzystwem cieszyć się nie może, ale coś mi tu zaczyna piszczeć w trawie. Nasz koniuszy jeszcze całkiem młody i wielce urodziwy, ale wszak żonaty, weterynarz człowiek już starszy, ejże, Mateusz zostaje. Coś ona zbytnio przy Mateuszu się trzyma, oszalała chyba, na niego parol zagięła? Będę chyba musiała też do stajni się przenieść..
|
WÄ
tki
|