ďťż

Jedną, z takich wypraw, w okolicy Wiążmy, opisuje porucznik Wincenty Płaczkowski: „...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
..Cały dzień maszerowaliśmy, wszędzie wsie puste i nikogo 100 nigdzie ani spotkali, ani widzieli. Gdy noc zapadła, przyszliśmy nad jakieś błota wielkie, gdzie widać było staw i rzeczkę. Była długa grobla, w środku tej młyn, a dalej za groblą wieś; błota były gęsto oczeretem zarosłe. Uformowaliśmy się w jeden szereg, a furgony pozostawiliśmy z tyłu; dwom żołnierzom rozkazałem z wielką ostrożnością jechać przez groblę. Ci po- maszerowali ; lecz nie dojechali jeszcze do młyna, aż jeden z nich powraca prędko z doniesieniem, że na lewo z grobli widział jakiegoś człowieka w oczerecie; natychmiast nasi tam pobiegli i przyprowadzili człowieka i kobietę; kazałem powiązać im ręce w tył postronkami i do pusłisk siodeł koło koni poprzy- wiązywać, a to aby nie pouciekali, i następnie zacząłem ich wypytywać. Odpowiedzieli, że w tej pobliskiej wsi nie ma niko- go i w całej okolicy; jedni dalej w kraj uszli, a drudzy w lasy, i wszystko z sobą pozabierali i powywozili. Wtem postrzegamy, że tą równiną ponad błotami wojsko maszeruje; wsiedliśmy wtedy na konie i sformowaliśmy się. Robiemy naradę, co tu robić. Wysyłam dwóch żołnierzy; jed- nego naprzód, a drugiego później za nim, aby razem nie jechali, a sam uważam pilnie i myślę, jak dalej postąpić... Wtem jeden z naszych pędzi galopem napowrót z doniesieniem, że to jest szwadron kawaleryi wirtemberskiej, który podobnie na reko- nesans był wysłany. Jak tylko oni przymaszerowali do nas, przywitaliśmy się ze sobą, pozsiadaliśmy z koni i już spokojnie i bez obawy staliśmy... Później dał się widzieć wielki obóz wy- chodzący z lasu na drogę; zapytałem człowieka przywiązane- go, co to jest? on odpowiedział, że to są mieszkańcy z tych okolic z żonami i dziećmi i że zabrali się na wozy z wszystkiem, co mieli najdroższego i najlepszego. Tu komendant wirtember- ski doradzał mi, abyśmy uderzyli na ten obóz i rozbili go dla zabrania zdobyczy... Jeszcze domagał się komendant, aby tych oboje ludzi uwiązanych rozstrzelać, bo jak uciekną i dadzą znać o nas nieprzyjaciołom, to będzie źle..., alem ja tego nie do- puścił i odpowiedziałem, że sam ich pilnować będę. Nie wyszła jeszcze godzina czasu, aż tu cały pułk Kozaków -101 dał się widzieć w tej stronie, w której ci ludzie z lasu się wy- suwali... Mówiłem, że niema co dalej czekać i dopóki noc nie minie, retyrować wypada, zwłaszcza że mamy dobrą pozycyę i nieprzyjaciel inaczej za nami pomykać się nie może, jeno„ przez tę groblę; tu nie czekając dłużej, poczęliśmy zwolna retyrować... Ujechaliśmy małą milę, księżyc zaszedł, reszta ciemnej nocy nie dozwalała nam widzieć daleko. Postrzegliśmy w blizkości przed nami palące się ognie i zatrzymaliśmy się, a po naradzie posłaliśmy dwóch żołnierzy, jednego z naszych, a drugiego z ich (wirtemberskich), z poleceniem, aby gdy się przybliżą do ognia, stanęli i aby jeden z nich zsiadł z konia i cicho doszedł jak najbliżej, a uważał i wysłuchał mowę ich, co za jedni oni są?... Ci tak uczynili, a gdy się jeden z nich zbliżył i usłyszał mowę hiszpańską, odezwał się do nich w tym- że języku, na co gdy odpowiedzieli, zawołał na nas i złączy- liśmy się razem. Podobnie i oni, to jest cała kompanija piecho- ty, na stracony rekonesans wysłani byli i tam nocowali koło futoru nad rzeczką, a w kociołkach jeść sobie gotowali. I oni też gdy tych dwoje ludzi przyprowadzonych z nami zobaczyli, gwałtem ich życia pozbawić chcieli, lecz jam jeszcze ich wy- prosił i wstrzymał od tego; wreszcie mówiłem, że oto i my coś dla siebie zgotować musimy, potrzeba tedy przynieść drewek i wody i że oni (Rosyanie) to wszystko dla nas zrobią, kociołki pomyją i posłużą, a będziemy ich dobrze pilnować
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.