ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
..Cały dzień maszerowaliśmy, wszędzie wsie puste i nikogo
100
nigdzie ani spotkali, ani widzieli. Gdy noc zapadła, przyszliśmy
nad jakieś błota wielkie, gdzie widać było staw i rzeczkę. Była
długa grobla, w środku tej młyn, a dalej za groblą wieś; błota
były gęsto oczeretem zarosłe. Uformowaliśmy się w jeden
szereg, a furgony pozostawiliśmy z tyłu; dwom żołnierzom
rozkazałem z wielką ostrożnością jechać przez groblę. Ci po-
maszerowali ; lecz nie dojechali jeszcze do młyna, aż jeden z nich
powraca prędko z doniesieniem, że na lewo z grobli widział
jakiegoś człowieka w oczerecie; natychmiast nasi tam pobiegli
i przyprowadzili człowieka i kobietę; kazałem powiązać im
ręce w tył postronkami i do pusłisk siodeł koło koni poprzy-
wiązywać, a to aby nie pouciekali, i następnie zacząłem ich
wypytywać. Odpowiedzieli, że w tej pobliskiej wsi nie ma niko-
go i w całej okolicy; jedni dalej w kraj uszli, a drudzy w lasy,
i wszystko z sobą pozabierali i powywozili.
Wtem postrzegamy, że tą równiną ponad błotami wojsko
maszeruje; wsiedliśmy wtedy na konie i sformowaliśmy się.
Robiemy naradę, co tu robić. Wysyłam dwóch żołnierzy; jed-
nego naprzód, a drugiego później za nim, aby razem nie jechali,
a sam uważam pilnie i myślę, jak dalej postąpić... Wtem jeden
z naszych pędzi galopem napowrót z doniesieniem, że to jest
szwadron kawaleryi wirtemberskiej, który podobnie na reko-
nesans był wysłany. Jak tylko oni przymaszerowali do nas,
przywitaliśmy się ze sobą, pozsiadaliśmy z koni i już spokojnie
i bez obawy staliśmy... Później dał się widzieć wielki obóz wy-
chodzący z lasu na drogę; zapytałem człowieka przywiązane-
go, co to jest? on odpowiedział, że to są mieszkańcy z tych
okolic z żonami i dziećmi i że zabrali się na wozy z wszystkiem,
co mieli najdroższego i najlepszego. Tu komendant wirtember-
ski doradzał mi, abyśmy uderzyli na ten obóz i rozbili go dla
zabrania zdobyczy... Jeszcze domagał się komendant, aby tych
oboje ludzi uwiązanych rozstrzelać, bo jak uciekną i dadzą znać
o nas nieprzyjaciołom, to będzie źle..., alem ja tego nie do-
puścił i odpowiedziałem, że sam ich pilnować będę.
Nie wyszła jeszcze godzina czasu, aż tu cały pułk Kozaków
-101
dał się widzieć w tej stronie, w której ci ludzie z lasu się wy-
suwali... Mówiłem, że niema co dalej czekać i dopóki noc nie
minie, retyrować wypada, zwłaszcza że mamy dobrą pozycyę
i nieprzyjaciel inaczej za nami pomykać się nie może, jeno
przez tę groblę; tu nie czekając dłużej, poczęliśmy zwolna
retyrować... Ujechaliśmy małą milę, księżyc zaszedł, reszta
ciemnej nocy nie dozwalała nam widzieć daleko. Postrzegliśmy
w blizkości przed nami palące się ognie i zatrzymaliśmy się,
a po naradzie posłaliśmy dwóch żołnierzy, jednego z naszych,
a drugiego z ich (wirtemberskich), z poleceniem, aby gdy się
przybliżą do ognia, stanęli i aby jeden z nich zsiadł z konia
i cicho doszedł jak najbliżej, a uważał i wysłuchał mowę ich,
co za jedni oni są?... Ci tak uczynili, a gdy się jeden z nich
zbliżył i usłyszał mowę hiszpańską, odezwał się do nich w tym-
że języku, na co gdy odpowiedzieli, zawołał na nas i złączy-
liśmy się razem. Podobnie i oni, to jest cała kompanija piecho-
ty, na stracony rekonesans wysłani byli i tam nocowali koło
futoru nad rzeczką, a w kociołkach jeść sobie gotowali. I oni
też gdy tych dwoje ludzi przyprowadzonych z nami zobaczyli,
gwałtem ich życia pozbawić chcieli, lecz jam jeszcze ich wy-
prosił i wstrzymał od tego; wreszcie mówiłem, że oto i my coś
dla siebie zgotować musimy, potrzeba tedy przynieść drewek
i wody i że oni (Rosyanie) to wszystko dla nas zrobią, kociołki
pomyją i posłużą, a będziemy ich dobrze pilnować
|
WÄ
tki
|