ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Odwiedzano się więc chętnie i często, toteż panie domów dbały, by ich ×piżarnie były na to przygotowane. Pełno w nich było wszelakich wędlin, szynek, półgęsków i innych specjałów, nie brakło też różnych trunków, nalewek, doprawionych wódek, a także piwa czy miodu własnego sycenia. Osobną za× czę×ć, i to niepo×lednią tych ×piżarni, zajmowały domowe apteczki z przeróżnymi ma×ciami, balsamami, wywarami i suszonymi ziołami na różne przypadło×ci. Niektóre gospodynie były prawdziwymi znawczyniami w rozeznawaniu ludzkich bole×ci, przyrządzaniu i aplikowaniu driakiew i lekarstw tak własnym ludziom, jak i z okolicznych wsi. Zdarzało się więc, że i po kilka chłopskich wózków stało na majdanie, bo ich woźnice szukali pomocy we dworze. Podróż zatem nie była ×pieszna i nie pozbawiona rozrywek, zwłaszcza je×li we dworze były panny wzdychające po alkierzykach do swych patronek o rychłe nastręczenie dzielnego a czułego młodzieńca. Wówczas zdarzało się, że podejmowani z wyjątkową go×cinno×cią przesiadywali dłużej. Wszakże przyznać trzeba, że choć nasi podróżni radzi byli płochym, niewie×cim szczebiotom, nie dawali się uwikłać w dłuższy pobyt, bo bardziej od żeniaczki pociągała ich rychła wojenna przygoda. Jednak zdarzył się im nocleg dalece różniący się od tych, do jakich dotąd nawykli. Minęli już Przemy×l i nadal ciągnęli ku południowi, do bliskiego już Sambora. Po drodze przyszło im przeprawić się przez Błożewkę. Rzeczka nie była szeroka, bo uj×cie brała z pobliskich Beskidów, ale głęboka, a zwłaszcza bystra, toteż do przeprawy trudna. Rozpytywali więc o nią w jednej ze wsi położonej w pobliżu, gdzie dowiedzieli się, że brodu nigdzie w pobliżu nie znajdą. - To jak w razie potrzeby dostajecie się na drugi brzeg? - spytał zaskoczony Nikodem. - Jest prom... Na linie wiedziony... - obja×nił go chłop, u którego zasięgali języka. - Czemu od razu tak nie gadasz? Gdzie go znajdziemy? - W Pieczarach. Tamtejsza dziedziczka pobiera za przewóz opłatę, bo prom do niej należy... - To i nocleg będzie u niej chyba! - ucieszył się Nikodem. - Jako że pora już chyba na przeprawę za późna. Chłop zerknął na niego spod oka i pokręcił głową. - Lepiej noclegu, wielmożny panie, niechajcie - mruknął. - Choć może go wam i nie odmówi... - Czemuż to mamy niechać? - wtrącił się do rozmowy Rymsza, zaciekawiony tym ostrzeżeniem. Ale chłop nie był skory do dalszych wyja×nień. - Nie warto gadać... Uczyńcie, jak wasza wola. - Skoro× już udzielił porady, podaj i przyczynę... Masz tu skojca. - Rymsza wsunął chłopu do ręki monetę. Ten znów obrzucił ich spojrzeniem, chwilę milczał, wreszcie widać jednak zdecydował się, bo chociaż z ociąganiem, ale rzekł: - Ponoć latającą na łopacie ją widziano... Zioła różne także zna i ludziom przedaje, a i wróżbami się trudni... Takoż... Urwał, wyraźnie wystraszony tym, co chciał jeszcze powiedzieć. - Gadajże! - ponaglił go Rymsza. - Czego się boisz? To, co powiesz, przy nas ostanie. - Złe moce tam goszczą, toteż lepiej nocleg w lesie odbyć niż tam na noc ostawać... - Ejże! - prychnął lekceważąco Nikodem. - Nie tacy×my strachliwi! - Złego nie pokonacie, panie. - Cóż on nam może uczynić? Krzyżyki na piersiach nosim, te na niego starczą. - Nie wy jedni je nosicie, a przecież bywali tacy, co we dworze na nocleg ostawali, ale rankiem nikt nie widział, by który odjechał... - Czy aby złego to wina? - Rymsza u×miechnął się kpiąco. - Może nocleg był kiepski, więc jeszcze przed ×witem ruszali w dalszą drogę? Chłop wzruszył ramionami. - Ja tam nie wiem... Kazali×cie, tom powiedział. Rozpytawszy o drogę do dworu, ruszyli końmi. Nikodem milczał przez jaki× czas, zanim odezwał się: - Ciekawe będzie obejrzeć ten dwór i ową dziedziczkę. - I ja o tym samym my×lałem - wyznał jego towarzysz. - A przyjdzie na pewno do tego, bo innej przeprawy tu nie ma, a prąd jeszcze za bystry, by wpław rzekę przebywać. - Chociażby przeprawa i była, to na ową niewiastę, co na łopacie lata, warto popatrzeć! - powiedział ze ×miechem Nikodem. - Słyszałem, że wiedźmami je zwą i one wła×nie owe latania praktykują, alem jeszcze takiej nie widział. Choć słyszałem, że chłopi o nich mówią: księżyc ×wieci, wiedźma leci... - I jam to słyszał. A także, że lecąc ponoć woła: las nie las, wie× nie wie×, a ty, biesie, nie× mnie, nie×! - uzupełnił ×miejąc się Rymsza. Obaj trącili konie, przyspieszając ich bieg. Gdy wjeżdżali na obro×nięty starymi drzewami majdan, od razu przekonali się, sądząc jedynie po gospodarskim obej×ciu, że ostrzeżenia chłopa nie były pozbawione podstaw. Rozejrzawszy się po budynkach, wszędzie dostrzegali pustkę i zaniedbanie. Płoty były przegniłe i czę×ciowo porozwalane. Jedno ze skrzydeł wrót stajni było widać nie zawierane, bo wisiało na zawiasie. Inne budynki stare, o zapadłych dachach, z drzwiami zabitymi deskami, zdradzały, że zaprzestano ich używać
|
WÄ
tki
|