ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Słyszała otaczający ją zewsząd śmiech, cienki i szalony - piskliwą, zwariowaną melodyjkę. Ze mną już koniec. To dla mnie za dużo. Zrezygnuję z wszelkich praw do mego umysłu. Abdykuję, oddam dobrowolnie to, czego nigdy tak naprawdę nie chciałam. Może sobie wziąć ode mnie, co zechce.
- Przyjdę - powiedziała głośno, zwracając się do Theodory, która nachyliła się nad nią. W pokoju zapanowała absolutna cisza. Przez nieruchome firanki w oknach wpadały do środka promienie słońca. Luke siedział na krześle pod oknem z posiniaczoną twarzą i rozdartą koszulą, ciągle popijając brandy. Doktor siedział tuż za nim, na drugim krześle, ze świeżo przyczesanymi włosami. Wyglądał schludnie i wytwornie i wydawał się w pełni opanowany.
- Myślę, że nic jej nie jest - powiedziała Theodora, pochylając się nad Eleanor.
A Eleanor usiadła i potrząsnęła głową, szeroko otwierając oczy. Spokojnie i cicho dom podniósł się sztywno i wyprostował. Wszystko wokół niej powróciło na swoje miejsce.
- Jak... - spytała Eleanor, a cała trójka wybuchnęła śmiechem.
- Jeszcze jeden dzień - odezwał się doktor omdlałym głosem, który nie pasował do jego wyglądu. - Jeszcze jedna noc.
- Jak już próbowałem powiedzieć wcześniej - przypomniał im Luke - mieszkanie w domu, w którym straszy, piekielnie wpływa na poczucie humoru. Zapewniam cię, że nie miałem zamiaru zastosować żadnych skojarzeń - rzucił w stronę Theodory.
- A co z nimi? - spytała Eleanor. Słowa te zabrzmiały obco wjej ustach, które wydawały jej się dziwnie sztywne.
- Oboje śpią jak dzieci - powiedział doktor, tak jakby kontynuował rozmowę zaczętą w trakcie, gdy Eleanor jeszcze spała. - Nie wierzę, aby to moja żona wywołała tę burzę, ale przyznaję, że jeszcze jedna wzmianka o tej najczystszej miłości...
- Co się stało? - spytała Eleanor.
Musiałam zaciskać zęby przez całą noc, sądząc po tym, jak obolałe nam usta - pomyślała.
- Dom na Wzgórzu poszedł w tany o północy - wyjaśniła Theodora - pociągając nas za sobą w szaleńczy wir. W każdym razie mnie się wydawało, że tańczył. Równie dobrze mógł wywracać koziołki.
- Już prawie dziewiąta - zauważył doktor. - Jak tylko Eleanor będzie gotowa...
- Chodź, kochanie, Theo umyje ci twarz i poprawi ubranie przed śniadaniem.
Rozdział VIII
1
- Czy ktoś im powiedział, że pani Dudley sprząta o dziesiątej? - Theodora niepewnie zajrzała do dzbanka na kawę.
Doktor zawahał się.
- Nie miałem serca budzić ich po takiej nocy.
- Ale pani Dudley sprząta ze stołu o dziesiątej.
- Już idą - odezwała się Eleanor. - Słyszę ich na schodach. Słyszę wszystko, co się dzieje w tym domu - miała ochotę im powiedzieć. W chwiię później już wszyscy usłyszeli przytłumiony głos pani Montague, a Luke, domyśliwszy się przyczyny jej zdenerwowania, powiedział: - O Boże, me mogą znaleźć jadalni - i pospieszył otworzyć im drzwi.
- ...właściwie wywietrzony. - Głos pani Montague wyprzedził ją, a po chwiliona sama wkroczyła majestatycznie do jadalni, poklepała doktora lekko po ramieniu na przywitanie i usiadła, skinąwszy głową w stronę pozostałych biesiadników. - Uważam - zaczęła od razu - że mogliście nas zawołać na śniadanie. Przypuszczam, że wszystko jest już zimne. Czy ta kawa nadaje się jeszcze do picia?
- Dzień dobry - odezwał się nadąsany Arthur i w ponurym nastroju usadowił się na krześle. Theodora o mało nie wywróciła d/banka do kawy, pospiesznie stawiając filiżankę kawy przed żoną doktora.
- Wygląda na dostatecznie gorącą - stwierdziła pani Montague. - W każdym razie zamierzam dzisiaj porozmawiać z tą waszą panią Dudley. Ten pokój należy wywietrzyć.
- A jak wam minęła noc? - zapytał doktor nieśmiało. - Czy spędziliście ją pożytecznie?
- Jeśli chcesz wiedzieć, czy wygodnie, to mów tak od razu, John. Nie. W odpowiedzi na twoje uprzejme pytanie muszę ci powiedzieć, że nie było mi wygodnie. Przez całą noc nawet nie zmrużyłam oka. Ten pokój jest nie do wytrzymania.
- Bardzo głośno w tym domu - potwierdził Arthur. - Przez całą noc jakaś gałąź uderzała w moje okno. Tak stukała, że myślałem, że oszaleję.
- Duszno w tym pokoju nawet przy otwartych oknach. Kawa pani Dudley jest znacznie lepsza od jej sprzątania. Poproszę o jeszcze jedną filiżankę, jeśli można. Jestem zdziwiona, John, że dałeś mi taki nie wywietrzony pokój. Jeśli mam otrzymywać jakieś komunikaty od tych z zaświatów, to przynajmniej cyrkulacja powietrza powinna być odpowiednia. Całą noc wdychałam kurz.
- Nie mogę pana zrozumieć - zwrócił się Arthur do doktora. - Wszyscy zrobiliście się tacy jacyś nerwowi w tym domu. Całą noc siedziałem z pistoletem w ręku, a tu nawet mysz nie pisnęła. Tylko ta piekielna gałąź. Mało mnie nie doprowadziła do szaleństwa - zwierzył się Theodorze.
- Naturalnie nie zamierzamy tracić nadziei. - Pani Montague spojrzała gniewnie na męża. - Może dziś w nocy dojdzie do jakiejś manifestacji.
2
- Theo? - Eleanor odłożyła notatnik, a Theodora, gryzmoląc coś pospiesznie, spojrzała na nią, marszcząc brwi. - Zastanawiałam się właśnie nad czymś.
- Nie znoszę tych głupich notatek. Czuję się jak głupiec, wypisując te bzdury.
- Zastanawiałam się...
- Nad czym? - Theodora uśmiechnęła się lekko. - Jesteś taka poważna. Czy podjęłaś jakąś ważną decyzję?
- Tak - powiedziała Eleanor, zdecydowawszy się wreszcie. - Dotyczącą tego, co będę robić później, jak już wszyscy wyjedziemy z Domu na Wzgórzu.
- No i?
- Wyjadę z tobą - oświadczyła Eleanor.
- Ze mną?
- Tak, L tobą. Do domu. - Eleanor uśmiechnęła się z przymusem. - Pojadę z tobą... do ciebie do domu.
Theodora popatrzyła na nią w osłupieniu.
- Co takiego? - spytała.
- Nigdy nie miałam kogoś, do kogo mogłabym się przywiązać - wyjaśniła Eleanor, zastanawiając się, gdzie już coś takiego słyszała. - Chciałabym czuć, że gdzieś przynależę
|
WÄ
tki
|