ďťż

David zaklął okropnie, zwracając na siebie uwagę wszystkich...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Z sali konferencyjnej wyłonił się Lairmore, a za nim Chenney. - Riggs! David chwycił płaszcz. - Dzwońcie do detektywa Jaksa. Rozmawiałem z Melanie Stokes. Twier dzi, że zastrzeliła Williama Sheffielda. W domu Stokesów nagle zrobiło się bardzo gwarno. Przed drzwiami wejściowymi stały dwie karetki i trzy samochody policyjne. Błyskały kogu- ty, kręcili się policjanci. Pojawiły się także dwie furgonetki telewizyjne. Między dziennikarzami kręcili się sąsiedzi i turyści, którzy zaczęli robić zdjęcia. Ruch na czteropasmówce został zahamowany. David Riggs zatrzymał samochód o przecznicę dalej i resztę drogi prze- był biegiem. Chenney sapał tuż za nim. Usiłowali dzwonić do Melanie - bez skutku. Udało im się dodzwonić do detektywa Jaksa, który przyznał, że rze- czywiście była jakaś strzelanina i wydział zabójstw ma parę pytań do przyja- ciół z FBI. David pokazał legitymację policjantowi. Chenney po prostu odsunął go sobie z drogi. Przebili się przez tłum fotografów, detektywów i policjantów. Patricia stała w kącie pokoju, splótłszy na piersi szczupłe ręce. Upierścienio- ne palce drżały. Była rozdygotana, przerażona i wzdrygała się przy każdym hałasie. Jej mąż stał po przeciwnej stronie pokoju, chmurny i zmęczony. Praw- dopodobnie wezwano go prosto od stołu operacyjnego. Na szyi wisiała mu zielona maska. Ręce opierał na biodrach, a cała jego postawa wyrażała agresję. Jamie 0'Donnell zajął miejsce w drzwiach. Na twarzy miał wyraz troski i nieufności. - Oczywiście Maria zaczęła sprzątać - mówił szorstko Harper. - Jest pokojówką to do rjiej należy. - Zniszczyła dowody - odparł detektyw Jax. Harper wzruszył ramionami. - Skąd miała wiedzieć? Sądziła, że robi dobrze. David nie mógł nie przyznać racji policjantowi. Krew była rozmazana po całej podłodze. W samym kącie widniały czerwone kontury kartki. Sam do- kument zniknął. Można by uznać, że William został zastrzelony, gdy na pod- łodze leżały jakieś dokumenty. Detektyw Jax także doszedł do tego wniosku. - Jeśli się dowiem, że ma pan z tym coś wspólnego, dopadnę pana za przeszkadzanie w śledztwie, niszczenie dowodów oraz udzielanie pomocy w dokonaniu przestępstwa. Uprzedzam. Harper uśmiechnął się zimno. - Bardzo proszę... a mój prawnik zje pańską odznakę na deser. - Co się stało z Melanie? - wtrąciła Patricia drżącym głosem. - Gdzie jest moja córka? Co się z nią dzieje? - Ciągle jej szukamy, proszę pani. - Na pewno nie zrobiła tego z zimną krwią - ciągnęła rozpaczliwie. - Nie miała powodu krzywdzić Williama. - Tego nie wiemy - mruknął Harper ze znużeniem. - Po wczorajszej scenie... Musisz przyznać, że nasza córka ostatnio jest bardzo zdenerwowa- na. Może jednak bardziej przeżyła zerwanie z Williamem niż nam się zdawa- ło. Nie wiem. - Harper! - Miała migreny, źle spała... Wczoraj nawet nie wróciła na noc. Nie będę kłamał. Nie możemy już ręczyć za nasze dzieci. David przestał myśleć. Jeszcze przed chwilą stał przy Chenneyu, słucha- jąc, jak Harper oskarża własną córkę. A zaraz potem znalazł się po drugiej stronie pokoju. Trzymał w garści wyłogi zielonego uniformu Harpera i przy- pierał ojca Melanie do ściany. - Nie wrobisz jej - syknął. - Masz gdzieś to dochodzenie, śmierć Wil- liama jest dla ciebie darem nieba. Boże, dla ciebie to tylko gra, tak? Ona mogła zginąć. Słyszysz? Twoja córka omal przez ciebie nie zginęła. Znowu! - Puszczaj! - Spokojnie - odezwał się cicho 0'Donnell. - Spokojnie, bracie. David powoli zdał sobie sprawę, że jedyną osobą zaskoczoną obrotem sytuacji jest Patricia. Harper, zaatakowany przez człowieka, którego znał jako kelnera, nie był nawet zdziwiony. Jamie 0'Donnell, postawiony w obliczu dwóch nieznanych mężczyzn, także się nie dziwił. Wiedzieli. Wiedzieli, kim jest David i Chenney, wiedzieli o dochodzeniu więcej niż FBI. David puścił Harpera. Zrobił szybki krok do tyłu i spojrzał na obu męż- czyzn. - Ale jak? - spytał. Obaj spojrzeli na niego bez zrozumienia. - Nie, nie kupuję tego. Nawet wy nie zdawaliście sobie sprawy, do cze go jest zdolny Sheffield. Daję głowę, że uważaliśeie go za mięczaka, tak jak my. Ale okazało się, że miał własne cele. Wygłupił się i naraził wszystko na niebezpieczeństwo. Tak naprawdę jedyną osobą, która dziś okazała odrobinę zdrowego rozsądku, jest Melanie. Wykiwała was. Wykiwała nas wszystkich. Na policzku OTJonnella zadrgał mięsień. - Nie rozumiem, bracie, o czym mówisz. - Nie? Gratulacje, naraził pan swoją chrzestną córkę na niebezpieczeń- stwo. Nie co dzień pcha się piękną młodą kobietą w objęcia śmierci. Ale chyba wy już do tego przywykliście, co? Najpierw wynajął pan zabójcę, te- raz tego mięczaka. Chyba się pan starzeje. Oczy 0'Donnella pociemniały. Strzał trafił w czule miejsce. - Uważaj, bracie. Teraz bardzo uważaj. - I wzajemnie, bracie, bo codziennie dowiaduję się więcej i coraz bar- dziej się zbliżam do prawdy. Wiecie, że sprawa zabójstwa nie ulega przedaw- nieniu? Zwłaszcza kiedy chodzi o zabójstwo małej dziewczynki. Kiedy cho- dzi o biedną, bezradną dziewczynkę, która nie miała pojęcia, do czego jeste- ście zdolni. Pewnie też was kochała. Jak Melanie. Ruszył do drzwi. - O czym on mówi? - spytała Patricia za jego plecami. - Czy ktoś za- dzwonił do Briana? - Mówi pani o Brianie Stokesie? - upewnił się Jax. - Oczywiście. - W głosie Parricii zabrzmiało jeszcze większe zdziwienie. - Przyjaciel zgłosił jego zaginięcie jakieś dwie godziny temu. Brian Sto- kes wyszedł na spacer i od tej pory ślad po nim zaginął. Tego było już za wiele. Patricia jęknęła i zemdlała. Ale to nie jej mąż ją podtrzymał. Zrobił to Jamie 0'Donnell. - Może byś mi tak powiedział, co się dzieje? - wy dyszał Chenney, led- wie nadążając za Davidem, który wielkimi krokami sadził przed siebie. W krzyżu pulsował mu rozdzierający ból. Poza tym nie czuł niczego. - Mamy przeciek. Do tej pory się nie spotkaliśmy, a oni już wiedzieli, kim jesteśmy. - Cholera. Melanie im powiedziała? - Nie wiedziała, że prowadzę dochodzenie w sprawie jej ojca. - David dopadł samochodu. Otworzył drzwiczki gwałtowniej niż to było konieczne. Chenney wsiadł pospiesznie do środka. - Nie rozmawiaj z nikim z wyjąt- kiem Lairmore'a. Coś się kroi. I wcale się nie zdziwili tym, co powiedziałem o Meagan. Dobrze to wiedzieli. - Siedzą w tym? - Po uszy. - David przekręcił kluczyk. - Z wyjątkiem Parricii. Ona nie miała o niczym pojęcia. - To, dokąd jedziemy? - Do mieszkania Briana Stokesa, oczywiście. A myślisz, że dokąd po- szła Melanie? Ruszyli z piskiem opon. - Stary - odezwał się po chwili Chenney. - Wdepnąłeś. Mówię ci, wdep nąłeś jak jasna cholera. Jak się Lairmore dowie, zawiesi cię co najmniej na miesiąc. David nie odpowiedział. 26 M ieszkanie Briana Stokesa wyglądało jak muzeum sztuki nowoczesnej. Dozorca wpuścił ich do środka
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.