Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Chcia³a¶ zraniæ.
- Kogo? - zapyta³a. - Siebie? Reginê?
- Reginê, oczywi¶cie.
Wcale nie chcia³a nikogo zraniæ; pragnê³a jedynie przekazaæ wielk± prawdê, równie wielk± jak ¶miech, którym wybuchnê³a po latach. Fakt, ¿e okaza³a siê tak bezwzglêdnie okrutna, zawsze j± szokowa³.
- To by³a najbardziej egoistyczna chwila w moim ¿yciu, Thomasie. Chyba po prostu chcia³am z tym wszystkim skoñczyæ.
- Wybacz - powiedzia³.
Twarz sp³onê³a jej rumieñcem na wspomnienie tamtego okropnego wieczoru.
- Trudno uwierzyæ, ¿e co¶ mog³o mieæ tak ogromne znaczenie - doda³a.
Pi³a szkock±. Peter sta³ przy ¶cianie, pocz±tkowo nie rozumiej±c, w czym rzecz; wiedzia³ jednak, ¿e wypowiedziane w³a¶nie s³owa nios³y skutek nieodwracalny. Wydawa³ siê wówczas po¶lednim graczem, ¶wiadkiem jakiego¶ wiêkszego dramatu. To tak¿e by³o z jej strony niewybaczalne. Jego zawstydzenie usz³o uwagi Lindy. Pozosta³ na uboczu. Dopiero pó¼niej, w odosobnieniu pokoju hotelowego p³aka³ nad jej zdrad±, tak absolutn± i jawn±. A ona siedzia³a obok, przepe³niona zgroz± z powodu utraty kochanka. Lepiej nie pamiêtaæ.
- Pisarz komediowy uczyni³by z tego farsê - zauwa¿y³ Thomas. - Spowied¼ w ró¿nych pokojach i tak dalej.
- Pisarz komediowy móg³by nie byæ katolikiem - odparta.
Ruszyli ¶cie¿k± biegn±c± w niskim poszyciu. Chaty zabite deskami czeka³y na powrót swych w³a¶cicieli latem. Na wyspê nie wpuszczano samochodów; zastanawia³a siê, w jaki sposób wybudowano te domy. Czy wszystkie ¶ciany, dachówki i kominy przyp³ynê³y tu ³odziami?
- Wyspa zawsze przypomina mi o Shoals - odezwa³ siê Thomas, dodaj±c: - Piekielne miejsce.
W pierwszym momencie nie wiedzia³a, o co mu chodzi. Raptem zrozumia³a i stanê³a jak wryta. Obejrza³ siê za ni±.
- Niewa¿ne - rzuci³. - By³em tam wiele razy.
Umiejêtno¶æ stawienia czo³a najgorszemu wi±¿e siê ze swoist± odwag±, pomy¶la³a. Czy ustawiono tam jaki¶ pomnik, znak? Jak mo¿na by³o znie¶æ taki widok?
- Co siê sta³o z Regin±? - zapyta³a, kiedy podjêli wêdrówkê.
- Mieszka teraz w Auckland, ma dwójkê dzieci.
- W Auckland w Nowej Zelandii? - upewni³a siê Linda.
- Czasem do siebie pisujemy - doda³ Thomas. - Pracuje w firmie farmaceutycznej.
Ró¿nica ci¶nieñ pomiêdzy sprawami o tragicznej i pospolitej wymowie przyprawi³a j± o zawrót g³owy.
- Jej m±¿ jest w³a¶cicielem owczej farmy - wyja¶ni³.
- Czyli rana nie by³a ¶miertelna - zauwa¿y³a Linda.
Thomas zacz±³ podwijaæ rêkawy.
- Któ¿ to mo¿e wiedzieæ - odpar³.
Przystanêli przy niedu¿ym bia³ym domku o jaskrawoniebieskich okiennicach, zamienionym na herbaciarniê dla tych, którzy wybierali siê na piesze wycieczki po wyspie. Linda, zdziwiona, ¿e zaszli tak daleko, poci³a siê w bluzce ze sztucznego jedwabiu. W panuj±cym upale jej w³o¿enie nie wydawa³o siê rozs±dnym posuniêciem. Wyjê³a bluzkê ze spodni i poczu³a ch³odny powiew w okolicach brzucha. W³osy klei³y jej siê do karku; uwolni³a je jednym ruchem rêki.
- G³odna? - zapyta³ Thomas.
Mieli do wyboru stolik nakryty obrusem wewn±trz lokalu oraz nagi stó³ piknikowy na zewn±trz. Wybrali ten drugi, unieruchamiaj±c serwetki okularami i butelk± ketchupu. Usiedli obok siebie i spogl±dali na wodê, której tafla l¶ni³a, oprócz cieni rzucanych przez pojedyncze, dobrotliwie wygl±daj±ce ob³oki (woda jest szafirowa, mog³a napisaæ). Thomas przysun±³ siê bardzo blisko - albo celowo, albo te¿ nie pamiêtaj±c o prywatnej przestrzeni. Ich ramiona styka³y siê w kilku punktach od ³okcia do barku; taka blisko¶æ uniemo¿liwia³a Lindzie koncentracjê. Ujrza³a wnêtrze samochodu, kabrioletu marki Buick Skylark, bia³ego z czerwon± tapicerk±. Nie pamiêta³a rocznika. Dach zasuniêty, okna zaparowane, snop policyjnej latarki bij±cy w wilgotn±, matow± szybê. Czy wszystkie nastolatki tamtych czasów mia³y podobne wspomnienia?
- Powinienem byæ zaraz na konferencji - odezwa³ siê Thomas. - Urwa³em siê z wywiadu.
Ona nie udziela³a wywiadów, nie licz±c jednego dziennikarza, który zadzwoni³ rano.
- O której masz tam byæ? - zapyta³a.
Thomas spojrza³ na zegarek.
- O czwartej.
- O wpó³ do trzeciej odchodzi prom - powiedzia³a. - Czego dotyczy konferencja?
- Fenomenu ego wspó³czesnego poety.
Popatrzy³a na niego i roze¶mia³a siê szczerze.
Odwróci³ siê i nieznacznie opar³ stopê na ³awce, k³ad±c rêce na kolanie. Ju¿ jako ch³opiec mia³ k³opoty z krêgos³upem, zapewne z powodu gwa³townego wzrostu. Niedba³a postawa zawsze przydawa³a mu niezwyk³ej chudo¶ci.
Nie¶mia³a nastolatka podesz³a do stolika, ¿eby przyj±æ zamówienie. Menu by³o ograniczone: cheeseburgery, kotlety rybne oraz hot dogi. Linda nie mia³a zaufania do ryby. Zamówi³a cheeseburgera.
- Nie jad³am ich od lat - powiedzia³a.
- Naprawdê? - zdziwi³ siê szczerze Thomas. - A jad³a¶ jeszcze kiedy¶ homara?
- Jasne - odrzek³a. - W Maine trudno przed nimi uciec.
Chcia³a odsun±æ siê kawa³ek, aby odrobinê zmniejszyæ napiêcie. By³a ¶wiadoma fizycznych niedoci±gniêæ wokó³: w³asnych, o których wola³a nie my¶leæ; a tak¿e rysów na blacie; rozchwianej podstawy sto³u; strupa zaschniêtego ketchupu pod bia³ym plastikowym kubkiem. £odzie, które nap³ywa³y ku wyspie od zawietrznej, ciê³y wzburzone fale, wywo³uj±c eksplozjê piany. Grupka ptaków st³oczy³a siê w bezpiecznej odleg³o¶ci w oczekiwaniu na resztki. Przezorne ptaki o d³ugiej pamiêci.
- Je¶li chcesz porozmawiaæ o córce - zaczê³a Linda, ¶wiadoma ryzyka swoich s³ów - chêtnie ciê wys³ucham.
Westchn±³.
- Przynios³oby mi to pewn± ulgê - wyzna³. - To jeden z problemów towarzysz±cych rozstaniu z matk± dziecka. Nie ma nikogo, kto móg³by je wskrzesiæ. By³ Rich, ale jego wspomnienia siê wyczerpa³y.
Linda odsunê³a siê pod pretekstem za³o¿enia nogi na nogê.
- Co tu jest do opowiadania? - zapyta³, nagle pokonany.
Popatrzy³a na wyd³u¿on± liniê jego pleców i koszulê znikaj±c± pod sierpem paska. Odczu³a pokusê przesuniêcia palcami po plecach Thomasa. Wiedzia³a na pewno, ¿e jêkn±³by z rozkoszy, niezdolny siê pohamowaæ
|
WÄ…tki
|