ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Albo wsiąść do metra
cóż, nie będę się w to wgłębiał. Mój adwokat za pensję
rzędu kilku tysięcy gwinei uczyni to lepiej niż ja. Zgaduję, oczywiście, pańską odpowiedź.
Zbrodnia pod wpływem impulsu. Oto ja, czekający w taksówce, i tak dalej, i tak dalej. W
którymś momencie wpada mi do głowy: Teraz, mój chłopcze, wstawaj i do roboty.
Zamierzam powiedzieć panu prawdę. Potrzebowałem pieniędzy, co, jak sądzę, jest
zupełnie jasne. Byłem w dość rozpaczliwym położeniu. Musiałem zdobyć pieniądze do
następnego dnia albo wypadałem z interesu. Spróbowałem u wuja. Nie darzył mnie miłością,
lecz pomyślałem, że może zależeć mu na honorze naszego nazwiska. Czasami tak dzieje się z
mężczyznami w średnim wieku. Wuj jednak udowodnił, że jest żałośnie wprost nowoczesny
w swojej cynicznej obojętności.
Cóż mogłem zrobić: tylko zagryźć zęby i znieść to. Przyszło mi do głowy, żeby wydobyć
forsę od Dortheimera, ale wiedziałem, że nie ma na to nadziei. A nie mógłbym poślubić jego
córki, zresztą i tak jest zbyt rozsądna, by wziąć mnie za męża. Potem w operze natknąłem się
na moją kuzynkę. Nieczęsto ją widywałem, lecz kiedy jeszcze u nich mieszkałem, była
przyzwoitym dzieciakiem. Opowiedziałem jej o wszystkim. Sama słyszała już co nieco od
ojca. Dowiodła, że ma charakter: zaproponowała, żebym zastawił perły, które należały do jej
matki.
Umilkł. W jego głosie dosłyszałem prawdziwe uczucie. Chyba że udawał lepiej, niż
uznałbym za możliwe.
Cóż, przyjąłem ofertę Geraldine, niech ją Bóg błogosławi. Mogłem otrzymać za nie
sumę, której potrzebowałem. Przysiągłem, że odzyskam perły, nawet gdyby oznaczało to
ciężką harówkę. Lecz naszyjnik był w domu przy Regent Gate. Zdecydowaliśmy, że najlepiej
od razu po niego pojechać. Wskoczyliśmy do taksówki i ruszyliśmy. Kazaliśmy
taksówkarzowi zatrzymać się po drugiej stronie ulicy, żeby nikt nie dosłyszał
podjeżdżającego pod drzwi samochodu. Geraldine wysiadła i przeszła przez jezdnię. Miała ze
sobą klucz. Zamierzała wejść po cichu, wziąć perły i przynieść je. Nie spodziewała się, że
natknie się na kogokolwiek, prócz, co było możliwe, służby. Panna Carroll, sekretarka wuja,
kładła się spać o wpół do dziesiątej. On sam siedział najprawdopodobniej w bibliotece.
Tak więc Dina poszła. Stałem na chodniku, paląc papierosa. Co trochę spoglądałem w
stronę domu, sprawdzając, czy nie wraca. Teraz dochodzę do tej części historii, w którą
uwierzycie lub nie, wedle woli. Minął mnie jakiś mężczyzna. Odwróciłem się za nim. Ku
mojemu zdziwieniu wszedł po schodkach i zniknął w drzwiach domu numer siedemnaście.
Przynajmniej tak myślałem, choć znajdowałem się w pewnej odległości od budynku. To
zaskoczyło mnie z dwóch powodów. Po pierwsze, ponieważ człowiek ten miał klucz, a po
drugie wydało mi się, że rozpoznaję w nim pewnego znanego aktora.
Byłem tak zdumiony, że postanowiłem to zbadać. Przypadkiem miałem klucz do domu
numer siedemnaście w kieszeni. Myślałem, że zgubiłem go trzy lata temu, lecz znalazłem go
nieoczekiwanie jakieś dwa dni wcześniej i zamierzałem zwrócić wujowi rano. Umknęło to
jednak mojej pamięci w gorączce dyskusji. Kiedy zmieniałem ubranie, przełożyłem go do
nowych spodni razem z resztą rzeczy.
Kazałem taksówkarzowi zaczekać i pośpiesznie podążyłem chodnikiem, przeciąłem ulicę,
wspiąłem się po schodach domu i otworzyłem drzwi swoim kluczem. Hol był pusty. Nie było
śladu niedawnego gościa. Przez minutę stałem, rozglądając się wokół, a potem ruszyłem ku
drzwiom biblioteki. Być może mężczyzna siedział z moim wujem. Powinienem usłyszeć
szmer głosów. Stanąłem pod drzwiami biblioteki, lecz nic nie usłyszałem.
Nagle poczułem, że zrobiłem z siebie kompletnego głupca. Na pewno ten człowiek wszedł
do innego domu, prawdopodobnie numer dalej. Regent Gate jest słabo oświetlona w nocy.
Czułem się jak idiota. Nie wiedziałem, co mnie, u diabła, napadło, żeby śledzić tego faceta.
Koniec był taki, że stałem w korytarzu i miałbym się z pyszna, gdyby wuj nagle wyszedł z
biblioteki i natknął się na mnie. Wpakowałbym Geraldine w kłopoty i tylko dolałbym oliwy
do ognia. A wszystko dlatego, że coś w zachowaniu mężczyzny kazało mi myśleć, że
zajmował się czymś, o czym nikt nie powinien się dowiedzieć. Na szczęście nikt mnie nie
przyłapał. Chciałem wydostać się stamtąd najszybciej jak mogłem.
Na palcach wycofałem się do drzwi i w tej samej chwili Geraldine zeszła po schodach z
perłami w ręku.
Oczywiście, zaskoczył ją mój widok. Wyciągnąłem ją z domu i dopiero potem wszystko
wyjaśniłem. Umilkł na chwilę. Szybko wróciliśmy do opery. Dotarliśmy, właśnie gdy
podnoszono kurtynę. Nikt nie podejrzewał, że wychodziliśmy. Noc była parna i parę osób
wyszło na dwór zaczerpnąć powietrza. Znów przerwał. Wiem, co pan powie: Dlaczego
nie powiedziałem tego od razu? Odpowiadam panu: Czy pan, z motywem zbrodni widocznym
na milę, przyznałby beztrosko, że był pan na miejscu zbrodni w noc, kiedy ją popełniono?
Szczerze mówiąc, miałem pietra. Nawet gdyby nam uwierzono, oboje z Geraldine
wpakowalibyśmy się w kłopoty. Nie mamy nic wspólnego z morderstwem, niczego nie
widzieliśmy ani nie słyszeliśmy. Oczywiście myślałem, że zrobiła to ciotka Jane. Po co
miałem się w to mieszać? Opowiedziałem o kłótni i braku pieniędzy, ponieważ wiedziałem,
że i tak się o tym dowiecie. Jednocześnie usiłowałem ukryć wszystko, co wywołałoby o wiele
większe podejrzenia i zmusiłoby was do dokładniejszego zbadania mojego alibi. Zakładałem,
że jeśli będę dostatecznie głośno mówił o awanturze, pan na pewno będzie uważał, że
wszystko jest w porządku. Wiedziałem, że Dortheimerowie są szczerze przekonani, iż przez
cały czas byłem w operze. Nie uznaliby za podejrzane, że jedną przerwę spędziłem z
kuzynką. A ona zawsze mogła powiedzieć, że byliśmy cały czas razem i nie opuściliśmy
budynku.
Panna Marsh zgodziła się na
zatajenie faktów?
Tak. Jak tylko dowiedziałem się o morderstwie, porozumiałem się z nią i ostrzegłem,
żeby nie wspominała słowem o wycieczce na Regent Gate. Powinniśmy zgodnie twierdzić, że
podczas ostatniego antraktu w Covent Garden byliśmy razem
|
WÄ
tki
|