ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Gdzie wy jedziecie? Chcecie teraz wracać
do domu? Nie rozumiecie, że oni nam wcale nie uwierzyli? Spójrzcie, płyną cały
czas wzdłuż brzegu. Wyskoczą i dogonią nas, jak tylko zobaczą, że jedziemy gdzie
indziej! Musimy naprawdę pojechać do tego ośrodka i dopiero tam poprosimy kogoś
o pomoc.
Chwila, moment przypomniała sobie Beata. Nie musimy jechać tak daleko.
Dojedziemy do lasu, na chwilę znikniemy im z oczu między drzewami i w tym czasie
skręcimy na drogę. Wiem na pewno, że tamtędy idzie jakaś ścieżka do szosy. Tylko
czy ją znajdziemy?
Znalazłyśmy. Ten leśny odcinek dosłownie przemknęłyśmy jak strzały. Jechałyśmy
tak kawał drogi, aż zziajane dotarłyśmy na jakiś pełen ludzi przystanek. Tam
Iwona odwróciła się do mnie, chwilę patrzyła, aż w końcu wysapała z pretensją
w głosie:
No i co z tym twoim ratownikiem z windy i z tramwaju? Dlaczego, u licha, nie
pojawił się, kiedy był potrzebny?
* >:- *
195
Beata wyjechała. Wyjechała na swój wspaniały rajd rowerowy w gronie rodzinnym.
Iwona wyjechała. Do babci na wieś, razem z rodzicami i młodszą siostrą Asią.
Tylko ja zostałam, sama jak sierotka Marysia. Nie chce mi się samej jeździć nad
jezioro, zresztą boję się tych chłopaków. A samotnie leżeć nad wodą i opalać się
to żadna frajda. Nic nie jest dobrze robić samemu.
Ale w tym roku tata absolutnie i pod żadnym pozorem" nie może wziąć urlopu.
Wziął go już w czasie ferii zimowych; teraz w firmie mają wyjątkowe urwanie
głowy, więc nie może, i już. A mama w ogóle ma kłopoty w swoim wydawnictwie,
będzie pewnie redukcja etatów. Nie wiem, co to jest, ale na pewno nic dobrego.
Chodzi coraz smutniejsza, rozmawiają z tatą po cichu co mnie doprowadza do
pasji, no bo nie po to wyjaśniałam jedną tajemnicę, żeby ją natychmiast
zastąpiła następna. Spytałam, czy to z powodu tego tajemniczego brata mama jest
taka smutna, ale na samo wspomnienie cała aż się rozjaśniła i oświadczyła, że
myśl o bracie podtrzymuje ją na duchu". A więc o co chodzi?
Paulinko... Wiesz, przykro mi, że w tym roku nigdzie nie będziemy mogli
wyjechać...
Przysiadła na brzegu naszego wielkiego i trzeszczącego tapczanu, który pamięta
jeszcze dobre czasy
196
Domku Babci (gdzie było jego pierwotne miejsce); teraz jego miejsce znajduje się
w pokoju rodziców pod ścianą. Nikt tam nie śpi, bo po drugiej stronie pokoju
stoi wersalka. Tylko tata lubi na nim polegiwać", czyli ułożyć się wieczorem
przed telewizorem i zasnąć smacznie w połowie jakiegoś kryminału.
Pamiętasz, zawsze gdzieś latem wyjeżdżaliśmy. A przynajmniej ty na kolonie...
Nie chcę na kolonie burknęłam, zastanawiając się, do czego to wszystko
zmierza. Bo jeśli chodzi o wakacyjne wojaże, to nie zauważyłam, żeby mama była
ich tak zagorzałą entuzjastką. To znaczy na pewno wolałaby, żebyśmy wyjechali,
ale kiedy akurat byliśmy w domu, też była zadowolona. Wtopiona w któryś z
maszynopisów, ze szczęściem w oczach i wypiekami na twarzy kreśliła coś tym
swoim fajnym kanciastym długopisem. Wyglądała, jakby mogła to robić za darmo, a
oni jej jeszcze za to płacili.
Wiem, nie polubiłaś kolonii. Tata jest w tym roku zawalony pracą, a ja...
Nie mogłaś dostać urlopu?
Niezupełnie. Dostałam urlop spojrzała na mnie i wtedy zdałam sobie sprawę,
że mama się boi. Boi się powiedzieć mi o czymś. Co, u licha, mogło się jeszcze
wydarzyć, inwencja losu jest wprawdzie wielka
197
i niepokojąco nieprzewidywalna, ale i ona powinna mieć chyba swoje granice.
Czekałam. Czekałam na to, co mi powie, i też się bałam.
Dostałam urlop. Ale nie mogę go przeznaczyć na wakacyjny wyjazd.
A na co go przeznaczysz? już wiedziałam, co powie. Jakimś cudem wiedziałam,
nie musiałabym nawet pytać.
Na poszukiwanie pracy.
Nic nie odpowiedziałam. Chciałam się odezwać, ale zwyczajnie nie wiedziałam, co
powiedzieć. Co miałabym mówić? Do głowy przychodziły mi jedynie teksty, co do
których miałam pewność, że nie powinnam ich wypowiadać: Ojej, to straszne. Nie
masz już swojej ulubionej pracy?" albo: A co będzie, jak nie znajdziesz?
Będziesz bezrobotna?". Chciałam powiedzieć coś takiego, żeby się nie martwiła,
ale wiadomo było, że i tak będzie się martwić. Więc nic nie mówiłam, i mama nic
nie mówiła, i im dłużej nic nie mówiłyśmy, tym bardziej nie wiedziałam, co
powiedzieć.
Wiesz, na razie będę jeszcze tam pracować przez trzy miesiące, a potem sobie
coś znajdę. Więc nie martw się.
198
Wiem.
Była bardzo smutna. I nagle wiedziałam już, co powiedzieć.
Cieszę się, że nie wyjedziemy. Tak się martwiłam, że nie będzie miał kto
zająć się Trampem.
199
XIII. Spotkania
Znowu się spóźniłam. Ale który normalny człowiek potrafi wstać codziennie o
siódmej godzinie? To niemożliwe, zupełnie niemożliwe, zwłaszcza w pierwszym
tygodniu nauki. Gdyby nie mama, zapewne skończyłabym swoją edukację na drugiej
klasie podstawówki, bo w trzeciej już trzeba było przychodzić na ósmą rano.
Dzisiaj mama musiała wcześniej wyjść na jakieś spotkanie w sprawie pracy, więc
ja oczywiście zaspałam. Co prawda pierwszy jest polak, a ja mam zdolności
literackie, jak mi ostatnio uświadomiła pani Raczek, więc chyba nic się nie
stanie, jeżeli odrobinę się spóźnię. Wyleciałam z szatni parę minut po dzwonku.
Aa, Kozińska! zatrzymał mnie nagle na korytarzu czyjś głos. Poczekaj,
Paulinko.
Swierczewska. Dyrektorka. Ale trafiłam.
Dziecko, masz tu parę złotych, poleć po dziesięć ciastek... Najlepiej pączki,
no i drożdżówki, jago-dzianki, wiesz jakie...
Wiem. Takie, jakich nie lubię. Uwielbiam szarlotki i serniki, pączków, i w ogóle
wszelkich bułowatych",
200
nie cierpię. Pewnie dlatego mnie posyła żebym czasem nie zjadła.
No, to leć, a ja muszę... Boże, zaraz przyjeżdżają, na pewno nie zdążę...
Pofrunęła po schodach, nim zdążyłam coś powiedzieć. Nim zdążyłam zapytać, co mam
kupić, jeśli nie będzie pączków ani drożdżówek. Nie lubię załatwiać takich spraw.
Zawsze boję się, że coś źle kupię i będą mieli do mnie pretensje. Boże, reforma
w szkole, wszystko postawione na głowie, ciągle mają jakieś delegacje, oszaleć
można...
Hmm, ładnie pachnie w tej ciastkarni. Bardzo ładnie. A ja nie jadłam śniadania,
bo zaspałam. Więc zjem teraz. Szarlotkę z bitą śmietaną. I drugą, tę lekko
zapiekaną, z budyniem i polewą czekoladową... Miałyśmy się co prawda odchudzać,
Iwona już drugi dzień nie je lodów, a Beata mówiła, że wczoraj na kolację zjadła
tylko dwa jabłka
|
WÄ
tki
|