X


Ona tak...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
To prawda, �e jego dziadek by� s�awnym genera�em, lecz ojciec odszed� z wojska i handlowa� ziarnem w B��kitnych Wzg�rzach. Matka pochodzi�a �e staro�ytnego rodu, spokrewnionego z Cunfshonem, jednak w por�wnaniu z Tarcho przypominali wie�niak�w. Nie, by� cz�owiekiem z posp�lstwa, a ona szlachciank� - z tej jednej przyczyny jego mi�o�� skazana by�a na kl�sk�. Oczywi�cie Lagdalen nie by�a typow� przedstawicielk� klasy wy�szej. Dlaczego zosta�a asystentk� lady Lessis, je�eli mia�aby przypomina� innych �e swojej sfery? Czemu po�wi�ca�a rozrywki miasta i �ycie w komforcie na rzecz ci�kiej s�u�by w Ganie? Doskwiera�a mu ta my�l. By� mo�e nie by�o jej przeznaczone po�lubienie bogacza, mo�e by�a na tyle niezwyk�a, by popatrze� przychylnym okiem na Holleina Keseptona, przysz�ego ekskapitana legion�w, o ile ten oczywi�cie nie zawi�nie. Wyobra�enie sobie, �e by�a buntowniczk�, szukaj�c� ucieczki �e swojej klasy spo�ecznej, dawa�o mu strz�p nadziei, kt�ra go teraz m�czy�a. Chc�c tego unikn��, zacz�� uk�ada� plany na przysz�o��, po zako�czeniu misji i degradacji. Jednym z pomys��w by�o kupienie kawa�ka ziemi na pograniczu i za�o�enie farmy. Maj�c dwa mu�y i odpowiednie narz�dzia, wykarczuje las, obsieje pola i pewnego dnia zacznie mu si� dobrze powodzi�. Stworzy z Lagdalen rodzin� i wychowaj� twardych, m�odych pogranicznik�w. Z Lagdalen. Potar� oczy. Na Bogini�, to straszne by� zakochanym! Pr�bowa� oczy�ci� umys� z niepo��danym rozwa�a�. Czeka�a ich rzeka Oon i ryzykowna przeprawa przez przybran� na wiosn� wod�. Drugi brzeg wznosi� si� stromo, przechodz�c w pustkowia Ganu. W wynios�ych urwiskach tylko gdzieniegdzie zia�y przerwy. Wyznacza�y one jedyne mo�liwe miejsca przeprawy na najbli�sze dwie�cie mil. Inne brody prowadzi�y na drugi brzeg, nie by�o tam jednak mo�liwo�ci wspi�cia si� na urwiska. Lessis poinformowa�a go, �e zna drog� przez klify. Zaraz na drugim brzegu zamierza�a zastawi� pu�apk�. Tyle tylko, �e tym razem ich �upem mia�o pa�� ca�e plemi� nomad�w! W tym momencie Keseptonowi zaczyna�o brakowa� wyobra�ni. Jak dwudziestu pi�ciu ludzi i garstka smok�w mia�y pokona� setki ludzi? Lady zarzeka�a si�, �e ma plan. Hollein �ywi� jedynie nadziej�, �e nie uk�ada�y go ptaki. Wreszcie pojawi�a si� przed nimi para je�d�c�w, ucinaj�c te ponure rozwa�ania. M�czy�ni zjechali ku nim po zboczu, a potem przeci�li umajon� wiosennym kwieciem ��k�. Wkr�tce okaza�o si�, �e to wracali z rekonesansu porucznik Weald i kawalerzysta Jorse. Zatrzymali si� tu� przed nim. Lessis trzyma�a si� celowo z przodu, poza zasi�giem s�uchu. - Droga do rzeki czysta, sir - meldowa� Weald. - �adnych �lad�w, pr�cz trop�w antylop. - Drugi brzeg rzeki tworz� klify wysokie na oko�o sze��dziesi�t st�p. Nie znale�li�my przez nie �adnej drogi. - Doskonale - stwierdzi� Kesepton. - Ruszamy. Przybli�ona odleg�o�� od rzeki? - Oko�o trzy mile, sir. Za tym wzniesieniem grunt opada do samej wody. Potem zaczynaj� si� urwiska. Kesepton wzruszy� ramionami. - Nie martw si�, Weald. Spodziewam si�, �e ptaki zdradzi�y lady, jak przedosta� si� przez urwiska. - Ptaki, sir? - Weald obrzuci� go dziwnym spojrzeniem. - Nie zauwa�y�e�, �e lec� przed nami? C� innego mog�yby robi�, pr�cz zwiadu? - C�, sam nie wiem, sir. - G�os porucznika opad� do szeptu. - Przypuszczam, �e wszyscy znajdujemy si� w jakim� transie i mo�emy widzie� rzeczy, kt�rych tak naprawd� nie ma. Kesepton pokiwa� g�ow�. - Mo�e masz racj�, poruczniku, dop�ki jednak nie b�dziemy wiedzie� tego z ca�� pewno�ci�, musimy jecha� naprz�d. Zgadza si�? - Tak jest, sir. - Jorse, powiedz subadarowi Yortchowi, �e na m�j rozkaz ma wys�a� kolejny dwuosobowy patrol. Konny u�miechn�� si� bezczelnie. - Sir, skoro pomagaj� nam ptaki, to mo�emy chyba zapomnie� o w�asnych patrolach? Kesepton nie mia� nastroju do �art�w. - �o�nierzu, kiedy b�d� potrzebowa� twej rady, poprosz� o ni�. Jednak do tej pory zachowuj swoje uwagi dla siebie. A teraz przeka� moje polecenie subadarowi. Jorse tr�ci� konia w bok i odjecha�. Kesepton nie spuszcza� wzroku z Wealda. - Nie ufasz chyba ptakom, sir? - szepn�� porucznik. - Oczywi�cie, �e nie, Wealdzie
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.

Drogi użytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

 Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

 Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.