- Ciekawe...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Wystarczy³o, ¿e siê zjawi³e¶, a od razu przydzielono ciê do elitarnej grupy specjalnej. Szczê¶ciarz z ciebie. W FBI trzeba sobie na to zas³u¿yæ. Spojrza³ na ni± z u¶miechem. - Powierzono mi to zadanie, bo jestem bardzo dobry w tym, co robiê. - Wiêc dosta³ mi siê prawdziwy spec - wycedzi³a. - Ja to mam szczê¶cie. Zmarszczy³ brwi, wiêc przekona³a siê, ¿e trafi³a celnie. Ale jej satysfakcja ulotni³a siê, gdy zrozumia³a, ¿e mina ch³opaka nie by³a oznak± irytacji, lecz zamy¶lenia. - Jak bardzo ci na tym zale¿y? — spyta³. - O co ci chodzi? - Jak bardzo zale¿y ci na odnalezieniu Aurory? By³o to zakodowane imiê Cornelii Case, u¿ywane przez Secret Se-rvice. Cz³onkowie rodziny prezydenta zawsze nosili przydomki, które zaczyna³y siê t± sam± liter±. Dennis Case mia³ kryptonim Arrow. Zastanowi³a siê nad odpowiedzi±. - Nie mia³abym nic przeciwko temu, aby zapisano to w moich aktach. - To nie wystarczy, a poza tym to nie jest ca³a prawda. Powiedziano mi, ¿e to w³a¶nie ty jeste¶ wybitn± specjalistk±. - Naprawdê? A co jeszcze o mnie s³ysza³e¶? - ¯e jeste¶ arogancka, trudno siê z tob± wspó³pracuje, a poza tym masz opiniê jednej z najlepszych agentek specjalnych w ca³ej firmie. - Ale z ciebie w¶cibski gnojek. — Postanowi³a zmieniæ styl rozmowy. — Nie lubiê przegrywaæ. I nie lubiê przylizanych dzieciaków, którzy markuj±c robotê, my¶l±, ¿e s± dobrzy w swojej pracy. 91 - Wiêc mamy ze sob± co¶ wspólnego. - W±tpiê. Jeste¶ tak m³ody, ¿e dla twojej kariery nie liczy siê, czy to w³a¶nie ty odnajdziesz Aurorê. - Dla mnie to wa¿ne. Nie chcia³bym, aby co¶ z³ego przytrafi³o siê Pierwszej Damie. Poza tym mam swoje ambicje. - Naprawdê? Jakie ambicje? - Je¶li odnajdê Aurorê, zostanê zauwa¿ony przez dyrektora, sekretarza stanu, a nawet prezydenta. Spojrza³a na jego powa¿n±, g³adk± buziê. - Wielu ludzi ma ambicje, specu. Ale praca wymaga wysi³ku. Obrzuci³ wzrokiem jej kr±g³e kszta³ty. - My¶lê, ¿e dam radê dotrzymaæ ci kroku. A wiêc rzuci³ rêkawicê. U¶miechnê³a siê. - To siê jeszcze oka¿e, ch³opcze. Zobaczymy, które z nas wie lepiej, jak odnale¼æ Pierwsz± Damê. Dziewczynki by³y niezno¶ne, wiêc Nealy zamówi³a im jedzenie do pokoju, udaj±c jednocze¶nie, ¿e jest zupe³nie spokojna, podczas gdy w g³êbi duszy by³a z³a na Mata, ¿e jeszcze nie wróci³. Lucy poogl±da³a telewizjê, a potem zasnê³a razem z Dolepk±. Nealy wziê³a prysznic, przypiê³a sobie na brzuchu tê okropn± poduszkê i w³o¿y³a nocn± koszulê. Kiedy wysz³a z ³azienki, ujrza³a Mata, stoj±cego w przej¶ciu miêdzy pokojami. By³ bosy; jego koszulka wystawa³a z szortów, które za³o¿y³ wcze¶niej. Na jasnym tle jego sylwetka wydawa³a siê jeszcze wiêksza. Pomimo obecno¶ci ¶pi±cych dziewczynek, Nealy wydawa³o siê, ¿e s± zupe³nie sami. — Wiêc jednak zdecydowa³e¶ siê wróciæ do nas — powiedzia³a cicho. — Musimy porozmawiaæ. Zaniepokoi³ j± niski, chropowaty ton jego g³osu. — Jestem zmêczona. Porozmawiamy jutro. — Porozmawiamy teraz. — Zdecydowanym ruchem wskaza³ swój pokój. Chcia³a odmówiæ, ale jego mina wyra¼nie ¶wiadczy³a o tym, ¿e to bezcelowe. Zamkn±³ drzwi i spojrza³ na ni± zimno. — Nie lubiê byæ ok³amywany. Nie dotkn±³ jej, lecz mimo to poczu³a siê przyparta do ¶ciany. — Co masz... Urwa³a, gdy nagle chwyci³ i uniós³ brzeg jej koszuli. Chcia³a odskoczyæ, lecz z³apa³ j± za ramiê. 92 - Przestañ! Patrzy³ na poduszkê przywi±zan± do jej brzucha. Mia³a pod ni± koronkowe majteczki. Stara³a siê wyrwaæ, lecz Mat by³ zbyt silny. - Pu¶æ mnie! Zobaczy³ to, co chcia³, wiêc zwolni³ u¶cisk. Koszula opad³a, zakrywaj±c jej nogi. Chcia³a go wymin±æ, lecz sta³ dok³adnie na jej drodze. Patrzy³ na ni± przenikliwie. - W twoich s³owach nie by³o nawet krzty prawdy. Wiedzia³ ju¿, ¿e udawa³a ciê¿arn±, ale czy mia³ ¶wiadomo¶æ, kim ona naprawdê jest? Usi³owa³a opanowaæ panikê. - Powiedzia³am ci, ¿e nie stanowiê zagro¿enia dla ciebie i dziewczynek. Tylko to siê liczy. - Nie wed³ug moich regu³. - Porozmawiamy o tym rano. - Nigdzie nie pójdziesz. - Z³apa³ j± za ramiê i posadzi³ w fotelu. Jeszcze nigdy nikt nie traktowa³ jej w taki sposób. By³a kompletnie zaskoczona. - To nie by³o konieczne — wykrztusi³a wzburzona. Pochyli³ siê nad ni±, opieraj±c d³onie na porêczach fotela. Poczu³a na plecach zimny dreszcz, gdy pochwyci³a jego twarde spojrzenie. Ten mê¿czyzna mia³ w sobie niezrozumia³± dziko¶æ. - Koniec zabawy, ksiê¿niczko. Zacznijmy od twojego prawdziwego nazwiska. Prawdziwego nazwiska? Wiêc nie wiedzia³, kim ona jest! £apczywie nabra³a powietrza. - Nie mów tak na mnie - wydusi³a z siebie. - A poza tym Kelly to naprawdê moje nazwisko. Panieñskie. - Dot±d zawsze mia³a przygotowane odpowiedzi, a teraz z trudem wymy¶la³a now± bajeczkê. — Nie ma powodu, ¿ebym ci poda³a moje nazwisko po mê¿u. - Jeste¶ zamê¿na? - Rozwiedziona, ale mój m±¿ nie chce przyj±æ tego do wiadomo¶ci
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. SkÅ‚adam siÄ™ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ… gównianego szaleÅ„stwa.