ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
ofiarami.
Na zjeździe Lenin pozyskał Plechanowa, ale niezupełnie, jednocześnie
stracił Martowa i to na zawsze, Plechanow widocznie przeczuł coś na zjeździe.
W każdym bądź razie powiedział wówczas Axelrodowi o Leninie: Z takiej
mąki powstają Robespierrey. Sam Plechanow grał na zjeździe niezbyt godną
zazdrości rolę. Raz tylko udało mi się widzieć i słyszeć Plechanowa w całej
jego sile: było to na programowej komisji zjazdu. Z jasnym, naukowo
oszlifowanym schematem programu w głowie, pewny siebie, swej wiedzy,
swej wyższości, z wesołym, ironicznym płomyczkiem w oczach, z kłującemi
siwawemi wąsami, z nieco teatralnemi, ale żywemi i wyrazistemi gestami,
Plechanow, zasiadający jako przewodniczący, rzucał blask na całą liczną
sekcję, jak żywy fajerwerk uczoności i dowcipu.
Leader mieńszewików, Martow, był jedną z najtragiczniejszych postaci
ruchu rewolucyjnego. Utalentowany literat, pomysłowy polityk, przenikliwy
umysł, Martow stał znacznie wyżej od prądu ideowego, który sam stworzył.
Jednak myślom jego brakło męstwa, przenikliwość pozbawiona była woli.
Temperament nie mógł tego zastąpić. Pierwsza reakcja Martowa na wypadki
zawsze ujawniała dążenia rewolucyjne. Jednak natychmiast myśl jego,
niepodtrzymywana sprężyną woli, opadała. Moje zbliżenie z nim nie zniosło
próby pierwszych wielkich wydarzeń zbliżającej się rewolucji.
Tak czy inaczej drugi zjazd był w mojem życiu bardzo ważnym etapem,
chociażby tylko dlatego, że odsunął mnie od Lenina na szereg lat. Kiedy teraz
obejmuję spojrzeniem całą przeszłość, nie żałuję tego. Po raz wtóry
przyszedłem do Lenina później, niż wielu innych, ale przyszedłem własnemi
111
drogami, przerobiwszy i przemyślawszy doświadczenie rewolucji, kontrrewolucji
i imperjalistycznej wojny. Dzięki temu przyszedłem pewniej i
poważniej, niż ci :uczniowie, którzy za życia powtarzali nie zawsze a propos
słowa i gesty mistrza, a po jego śmierci okazali się bezwładnymi epigonami i
nieświadomemi narzędziami w rękach wrogich sił.
112
ROZDZIAŁ XIII
POWRÓT DO ROSJI
Moja łączność z mniejszością drugiego zjazdu była krótkotrwała. Już w
ciągu najbliższych miesięcy wśród tej mniejszości zaznaczyły się dwa
kierunki. Byłem zwolennikiem przygotowania jak najszybszego zjednoczenia
się z większością, uważając rozłam za ważny wprawdzie epizod, ale tylko
epizod. Dla innych rozłam na drugim zjeździe był impulsem do rozwoju w
kierunku oportunizmu. Cały rok 1904 wypełniły mi zatargi polityczne i
organizacyjne z kierowniczą grupą mieńszewików. Konflikty powstawały
wokół dwuch punktów: stosunku do liberalizmu i stosunku do bolszewików.
Obstawałem za nieprzejednanem zwalczaniem usiłowań liberałów oparcia się
o masy i jednocześnie, właśnie dlatego, coraz kategoryczniej żądałem
zjednoczenia obu frakcyj socjal-demokratycznych. We wrześniu formalnie
zakomunikowałem o mojem wystąpieniu z mniejszości, w skład której w
istocie nie wchodziłem już od kwietnia 1904 roku. W tym okresie spędziłem
kilka miesięcy zdala od rosyjskiej emigracji w Monachjum, które uważano
wówczas za najdemokratyczniejsze i najartystyczniejsze miasto w Niemczech.
Nieźle znałem bawarską socjal-demokrację, monachijskie galerje i
karykaturzystów z Simplicissimusa.
Już w czasie obrad zjazdu partyjnego całe południe Rosji było ogarnięte
ruchem strejkowym. Rozruchy chłopskie powtarzały się coraz częściej.
Uniwersytety wrzały. Wojna rosyjsko-japońska zatrzymała ten ruch na czas
jakiś, ale pogrom wojenny caratu stał się wkrótce potężnym motorem
rewolucji. Prasa stawała się śmielsza, akty teroru były zoraz częstsze, poruszyli
się liberali, rozpoczęli kampanję bankietową Zasadnicze problematy rewolucji
weszły na porządek dzienny. Dla mnie zaś abstrakcje zaczęły się naprawdę
wypełniać społeczną treścią. Mieńszewicy, zwłaszcza Zasulicz, coraz większe
nadzieje pokładali w liberałach
|
WÄ
tki
|