ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Któregoś dnia stała na molo wysuniętym daleko w morze. Fale były spienione i
bardzo
silny prąd. Dyrygent stał oczywiście tuż obok, podobnie jak wielu innych młodych
mężczyzn.
Piękna bawiła się różą, na którą wszyscy panowie patrzyli z pożądaniem. Miał ją
jednak
dostać ten, kto zdoła ją sobie wziąć.
I dziewczyna rzuciła różę daleko w morskie fale. Młodzieńcy popatrzyli w ślad za
kwiatem, ale tylko jeden dyrygent skoczył natychmiast do morza i płynąc niczym
mewa na
falach chwycił różę ustami.
Na molo rozległy się oklaski, a on zobaczył w jej oczach miłość. Kiedy jednak
chciał
zawrócić w stronę lądu, okazało się, że nie może ruszyć z miejsca. Spychał go
przeciwny
prąd. Ona nic o tym nie wiedząc, myślała, że to zabawa, i śmiała się wesoło.
Dyrygent,
któremu śmierć zaglądała w oczy, źle zrozumiał ten śmiech. Ukłuł go w samo
serce i
skończyła się jego miłość.
Mimo to, z pokrwawionymi o pomost rękami, wydostał się w końcu na ląd.
Oto moja ręka powiedziała piękna.
Nie chcę jej odpowiedział dyrygent, odwrócił się i odszedł.
Była to obraza majestatu, dlatego musiał umrzeć.
W jaki sposób został zmuszony do ustąpienia ze swego stanowiska, wiedzą tylko
ludzie
teatru, którzy znają się na tych sprawach. Siedział mocno i potrzeba było aż
dwóch lat, by się
go pozbyć.
A jednak w końcu padł. Dziewczyna, pozbywszy się swego dobroczyńcy, triumfowała.
Zrobiła się jeszcze bardziej nadęta, tak że nawet zaczęło to być widoczne.
Publiczność
dostrzegła, że pod makijażem kryje się złe serce i dlatego nie wzruszały już
nikogo jej pieśni,
nikt nie wierzył w jej łzy ani w jej śmiech.
Zauważyła to i zgorzkniała. Zarządzała teraz całym teatrem, przeszkadzała
wszystkim,
którzy chcieli się wybić, i kazała źle pisać o nich w gazetach.
Straciła względy publiczności, lecz zachowała władzę. Teraz, kiedy była bogata,
potężna i
zadowolona z siebie, zaczęła używać życia, a ludzie, którzy używają życia, nie
należą do
najchudszych, mają raczej skłonności do tycia. I ona też stopniowo robiła się
coraz bardziej
korpulentna.
Zaczęło się to tak powoli i niepostrzeżenie, że zanim się zorientowała, było już
za późno.
Ryms! Z górki jedzie się szybko, a ta podróż odbyła się w iście zawrotnym
tempie. Tortury,
którym się poddawała, nie pomagały. Jej kuchnia należała do najbardziej
wykwintnych w
mieście, lecz ona musiała głodować. A im więcej głodowała, tym stawała się
grubsza.
Po roku wypadła z gry i obniżono jej pensję. Po dwóch latach była na wpół
zapomniana i
zastąpiona przez młodsze, a trzeciego roku została zwolniona. Wynajęła wówczas
pokoik na
poddaszu.
To była straszna otyłość powiedział reżyser do suflera.
To nie otyłość, to rozdęcie! odpowiedział sufler.
Siadywała teraz na poddaszu i spoglądała na pola w dole. Stała tam stodoła na
tytoń, którą
dziewczyna polubiła za to, że nie było w niej okien, przez które ludzie mogliby
ją podglądać.
Pod dachówką mieszkały wróble, ale nie rozwieszano tam nigdy tytoniu, bo też nic
takiego w
okolicy nie rosło.
Przez całe lato śpiewaczka siedziała i patrzyła na stodołę, zastanawiając się,
do czego
może służyć. Wierzeje ciągle były zamknięte na wielką kłódkę i nikt przez nie
nie wchodził
ani nie wychodził. Przeczuwała, że stodoła kryje w sobie jakieś tajemnice, ale
jakie, o tym
miała się już wkrótce dowiedzieć.
Z czasów minionej sławy zostały dziewczynie jeszcze dwa wspomnienia, których
trzymała
się kurczowo i którymi żyła: były to jej popisowe role Carmen i Aida wciąż
nie obsadzone
z braku następczym. W pamięci publiczności żyły więc jeszcze jej wspaniałe
kreacje.
Nastał sierpień. Zapalono latarnie i znów otwarto teatry.
Śpiewaczka siedziała przy oknie i spoglądała na stodołę, którą dopiero co
pomalowano
czerwoną farbą i pokryto nową dachówką.
Od strony kartofliska nadszedł jakiś człowiek. Niósł duży, zardzewiały klucz.
Otworzył
stodołę i wszedł do środka.
Potem przyszło jeszcze dwóch mężczyzn, którzy wydali jej się znajomi. Oni
również
zniknęli w stodole.
Zaczynało to być interesujące.
Po chwili trzej mężczyźni wyszli na zewnątrz dźwigając coś dużego i dziwnego, co
przypominało spody od łóżek albo parawany.
Przed wejściem odwrócili niesione przedmioty i oparli skosem o ścianę stodoły.
Ukazał się
na nich tandetnie namalowany piec kaflowy, a dalej drzwi do jakiegoś wiejskiego
domku czy
do chatki myśliwego. Potem przyniesiono las, okno i bibliotekę.
Były to teatralne dekoracje. Po chwili rozpoznała krzak róży z Fausta.
A więc w stodole znajdował się magazyn dekoracji należący do Opery, a przy tym
krzaku
róży ona sama kiedyś śpiewała:
Jesteś moim małym kwiatkiem.
Kiedy zrozumiała, że będą wystawiać Fausta, odczuła ból. Pocieszała się jednak
myślą,
że to nie ona śpiewała tam główną partię Małgorzaty.
Niech sobie grają Fausta! Lecz gdy tkną Carmen lub Aidę, umrę!
Siadywała w oknie i obserwowała, jak zmienia się repertuar. Czternaście dni
wcześniej niż
gazety wiedziała, co będzie wystawiać Opera. Była to w każdym razie jakaś
rozrywka!
Widziała, jak wyciągają ze stodoły Wolnego strzelca z Wilczym Jarem i całą
resztą,Holendra Tułacza wraz ze statkiem i morzem, Tannhausera, Lohengrina
i wiele
innych.
Aż nadszedł ten straszny dzień, bo w końcu zawsze musi przyjść to, co
nieuniknione
|
WÄ
tki
|