ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
No wie pan! Za kogo pan mnie ma?
Za inteligencję.
Trąciłem się z Włosiakiem.
Nie podobał mi się. Życie błazna. Żadna historia. Typowo obyczajowa, rodzajowa
historyjka. Poza wszystkim jego zawód jest niedobry. Gdyby był grabarzem! To jest zawód.
Wtedy by chodził do Zamojkowej z czaszką w dłoni, ona na ten widok mdleje ze strachu,
przewraca się na ziemię, a Włosiak wtedy widzi to, co wszyscy po stokroć widzieli, ale dla
niego jest to olśniewająca nowość i zbyt wzruszony, aby wypuścić czaszkę z rąk, odbywa z
nią akt bo oczywiście trzeba by do tego doprowadzić. A potem błądziłby po cmentarzu.
Gdyby był przedtem w wojsku, toby miał dodatkowe odniesienie. Tyle że to wszystko jeszcze
nieciekawe. I nagle stało się dla mnie jasne: Włosiak musi stracić osobowość. Tylko jak?
Orkiestra zaczęła grać. Przed naszym stolikiem zatrzymał się potężnie zbudowany
mężczyzna o różowiutkiej twarzy i odstających uszach. Na jego głowie kłębił się rzadki
rudawy meszek.
Czy mogę pana prosić skłonił się przede mną.
Podziękowałem, trochę zaskoczony. Tamten nie ruszał się z miejsca.
Dlaczego?
Wydaje mi się to nieetyczne.
Tłusta kobieta z wysoko odsłoniętymi udami tymczasem poderwała się z krzesła, na
którym tkwiła od początku, umieszczona niemal dokładnie w środku parkietu, i poczęła
wykonywać chaotyczne, gwałtowne ruchy, wprawiając swe duże obwisłe piersi w
zdumiewającą wibrację. Niby dlaczego? powtórzył.
No wie pan próbowałem się wykręcić poza tym w zasadzie niemal nie tańczę, a w
żadnym razie takich szybkich melodii.
To chyba go przekonało. Ukłonił się uprzejmie i zniknął na parkiecie wśród tańczących.
Nigdy nie należy zbyt dużo pić w czasie upału westchnąłem skromnie.
Po jej słowach: Chodź tu, nie powiem, żebym nie czuł ogromnej ochoty. Jednak
powstrzymało mnie chrapanie jej męża. Wtedy podciągnęła nogi do góry, wystawiając się z
całą bezwstydnością, a ja stałem nie mogąc oderwać oczu, a jednocześnie z zakazem
moralnym. Zacząłem więc tłumaczyć, dlaczego nie mogę tego zrobić, przy czym błyszczały
mi w wyobraźni błękitne oczy Włosiakówny. Kiedy zastanawiałem się, co potem, naraz
zdałem sobie sprawę, że już nie jedna, ale dwie osoby chrapią. Przyglądałem się, jak falują jej
piersi, i oto przypadek mi dopomógł. Wyszedłem na ulicę. Ze świstem przeleciała Cytryna
Witka Włosiaka. Zrozumiałem, że znów kroki moje mechanicznie kierują się w tamtą stronę.
30
Wszedłem na schody, jakbym normalnie szedł do nich coś uszyć. Ale usiadłem piętro wyżej,
oczekując, że ktoś wejdzie lub wyjdzie.
Coś takiego! wykrzyknąłem poruszony.
To jeszcze nic. Następnego dnia przyszedł chłopak od Włosiaka i zaprowadził mnie do
niego. Przekroczyłem owe drzwi. W dwóch wielkich pokojach szyli, w trzecim kroili i
prasowali.
Pięknie pachniało rozgrzanym płótnem. Pracownicy wychylali się zza podszewek,
kieszeniówek, włosianek, rękawówek, prasulców, czyli klocków owalnych do
wyprasowywania pierwszych miar, gitar, czyli zwężających się desek do rozprasowywania
szwów w spodniach, poduszek dużych, do prasowania całej sztuki, i poduszek małych, czyli
tak zwanych serków, do wyprasowywania rękawów. W następnym pokoju, do którego
uchyliły się drzwi, stał sam Włosiak. Patrzył na mnie długo, ubrany w kaftan z najlepszego
drelichu zapinany na sześć guzików. Dwie ogromne kieszenie u dołu, dwie mniejsze u góry.
Spod tego wystawała lśniąca koszula, spodnie w kolorze brązowym, zakończone
dopasowanymi butami. Pierwszy raz oglądałem go z tak bliska i prawie bałem się na niego
patrzyć. Wręczył mi z papierośnicy papierosa, którego nie zapaliłem, ponieważ nie
posiadałem wtedy żadnych nałogów. Przygładził długie włosy posrebrzane siwym kolorem,
zaczesane z falami do góry, i uśmiechając się do mnie, z nieukrywaną sympatią
zakomunikował, że wyglądam uczciwie i że on kogoś takiego potrzebuje do pracy. Straciłem
mowę ze zdziwienia i dodałem, kiedy wreszcie głos wydobył się ze mnie, że bardzo chętnie
zmieniłbym pracę, ale na razie pracuję u Zamojki. Od tego momentu nie pamiętam nic,
ponieważ przez pokój przeszła Włosiakówna, tak piękna, że przestałem nawet zwracać
uwagę na samego Włosiaka. Zaobserwował to z uśmiechem i powiedział, abym rozmówił się
z Zamojką.
Mężczyzna przy stoliku obok nie przerywając lektury napełnił sobie kieliszek, a kiedy
podnosząc go do ust odchylił się do tyłu, mignęła mi okładka, a na niej tytuł Sztuka czytania.
Różowiutki mężczyzna ponownie skłonił się przede mną. Próbowałem protestować, ale
nieoczekiwanie szarpnął mnie za rękę i pociągnął na parkiet. Nikt nie zwracał na nas uwagi.
Tańczyło coraz więcej par. Różowiutki tańczył dobrze, pewnie, trochę tradycyjnie, ale z
dużym wyczuciem rytmu. Parę razy okrążyliśmy salę, potem przyciągnął mnie bliżej.
Pachniał przyjemnie dobrą wodą kolońską, nucił graną melodię. Obejrzałem się w stronę
Włosiaka i nie mogłem powstrzymać jęku, gdyż mój partner uszczypnął mnie w plecy.
Obserwuję pana od dłuższego czasu. Proszę nie odpowiadać, możemy być
podsłuchiwani. Jest pan nam potrzebny. Kiedy odprowadzę pana po tańcu do stolika, niech
pan odczeka chwilę i pójdzie za mną. Proszę nie wspominać nikomu o naszej rozmowie, bo
może pana spotkać coś naprawdę nieprzyjemnego. Przytulił mnie mocno do piersi. Zląkłem
się, że kości trzasną mi od jego uścisku.
Kim pan jest? zapytałem szeptem.
To w tej chwili nie ma znaczenia zanucił pozwalając mi odetchnąć. Jestem tu dłużej.
Najważniejszą sprawą jest zorganizować się i wyjść stąd.
Perkusja robiła straszliwy hałas
|
WÄ
tki
|