Takich ludzi jak ty będzie nam potrzeba...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Skromnych, zdyscyplinowanych i niegadatliwych. – Znowu będziesz dyrektorem? – zapytałem. – Ja mam, Jasiu, dopiero czterdziestkę. Kim¶ tam będę, i to niedługo. A tych krzykaczy, co mnie wywieĽli na taczkach, jeszcze dopadnę. Daj pyska, towarzyszu chwilowej niedoli. Pod wpływem starowinu Zdzisio rozczulił się nad naszym losem i ucałował mnie w oba policzki. Słyszałem od Renaty o wywożeniu na taczkach dyrektorów, ale wyobrażałem ich sobie jako postaci odrażaj±ce, w¶ciekle i nienawidz±ce ludzi. A może to niedola uczyniła Zdzisia skłonnym do wzruszeń i kazała mu się oddać czczej zabawie? Wtedy, gdy ja dygotałem w karcerze, on znęcał się nad pracownikami groż±c im zapewne oskarżeniem o sabotaż i wrog± działalno¶ć. Mimo to nie czułem doń niechęci. Przeciwnie, pochlebiała mi ¶wiadomo¶ć, że los nas zrównał choć na dwa tygodnie wczasów. Nie mogłem przewidzieć, co z tego wyniknie w rok póĽniej. – Ty siedziałe¶ z odchylenia? – zapytał jeszcze. – Z wrogiego szkalowania – odparłem. – Nie warto o tym mówić. Zdzisio rozlał resztę starowinu. Mnie szumiało w głowie, choć wypiłem dwa razy mniej niż on. – No i zagłuszyli¶my ten ból – za¶miał się. – A jutro kupuję wi¶niówkę. W razie czego... poszedłby¶ po południu na daleki spacer? – Oczywi¶cie! – zapewniłem. – Pokój jest twój od obiadu do kolacji. Ucałowali¶my się serdecznie, a że nie było już wódki, ułożyli¶my się do snu. Nazajutrz rano przeczytałem na tablicy ogłoszenie o wieczorze autorskim jakiego¶ nieznanego nikomu literata, Jerzego Stefana Stawińskiego, i postanowiłem tam przesiedzieć popołudnie, bo na daleki spacer nie miałem szczególnej ochoty. Chodziło też o zmylenie Liliany, gdyż ta wcale ze mnie nie zrezygnowała. Ponieważ turnus podzielił się już ostatecznie na pa 105 ry, Liliana nie mogła przelać swych zapędów na kogo¶ innego i chyba zdecydowała mnie wzi±ć wytrwało¶ci±. Dot±d ratowała mnie głównie obecno¶ć Zdzisia i Anity; opuszczony przez nich, postanowiłem schować się na wieczór autorski. Gdy tylko Liliana poszła do pokoju po obiedzie, wymkn±łem się z „Bursztyna” biegn±c pod ¶cian±, by mnie nie zauważyła z okna. Jak się póĽniej dowiedziałem od literata, odbębnił on ten wieczór jako zapłatę za wczasy. Pogoda była niezła i w klubie zgromadzili się tylko ci, co musieli. Od razu rozpoznałem nasz± kierowniczkę i naszego kulturalno-o¶wiatowego; resztę go¶ci stanowili kierownicy i kaowcy z innych domów. Chyba byłem jedynym wczasowiczem. Usiadłem przy pierwszym stoliku od wej¶cia, a że nikt już więcej nie przyszedł, literat rozpocz±ł swój wieczór przy prawie pustej sali. Po krótkim zagajeniu zacz±ł odpowiadać na pytania. Te zadawały kolejno dwie osoby: nasz kaowiec i pani kaowiec z domu wczasowego „Rusałka”. Tamta pani kaowiec, osoba rozgarnięta, mogła autora zasypać pytaniami nie znaj±c ani słowa z tego, co napisał: „Czy pańska ostatnia ksi±żka jest autobiograficzna?” „Jaka jest proporcja prawdy i fikcji?”, a nawet: „Czy nie my¶li pan, że bohater jest niekonsekwentny w działaniu?” Nasz kaowiec, człowiek przyziemny i stroni±cy chyba od słowa pisanego, zadawał pytania naiwne: „A jak się pisze powie¶ć?” „Czy pan czeka na natchnienie?” „Jakie s± pańskie plany literackie?”, a nawet: „A ile wynosi honorarium za ksi±żkę i czy to się w ogóle opłaci?” Pozwalało literatowi gadać do woli. Ja my¶lałem o Renacie do chwili, gdy nagle przy mym stoliku usiadła cicho Liliana. Spojrzała na mnie figlarnie: A jednak cię dopadłam! U¶miechnęła się też szerokimi ustami odsłaniaj±c potężne zęby, gotowe mnie pożreć bez wysiłku. To była straszna paszcza! Udawała, że pilnie słucha wywodów literata, i gdy tylko odpowiedział na pytanie kaowca: „Czy pan pisze w dzień czy w nocy?” – zaraz zawołała: „Mogę? Chciałam pana zapytać, dlaczego pan nie pisze o miło¶ci? O prawdziwej, wielkiej miło¶ci erotycznej?” Literat zacz±ł się długo usprawiedliwiać, a ja nagle poczułem pod stolikiem rękę Liliany na mym udzie. Siedzieli¶my w półmroku i nikt nic nie mógł zauważyć. – Lubisz likier Curacao? – zapytała mnie namiętnym szeptem. – Nie wiem – odparłem głupio
WÄ…tki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. SkĹ‚adam siÄ™ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ… gĂłwnianego szaleĹ„stwa.