ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Każdy z kapiteli należałoby rysować osobno. Kapitele romańskie są bardziej
urozmaicone
niż gotyckie.
Pod jedną z owych arkad spoczywa jakiś książę imieniem Bertholdus, zmarły
bezpotomnie
w roku 1218 i pochowany pod swoim posągiem; sub hac statua, głosi epitafium.
Haec statua to
wykuty w kamieniu olbrzym o długim torsie, oparty o mur, stojący na posadzce,
wyrzeźbiony
w owej posępnej manierze dwunastego stulecia i groźnie patrzący na
przechodzących. Byłby
budzącym trwogę komandorem. Nie miałbym ochoty usłyszeć któregoś wieczora, jak
idzie po
moich schodach.
Posadzka tej wielkiej nawy, zaciemnionej przez witraże, jest w całości wyłożona
pozieleniałymi od mchu płytami nagrobnymi; przechodzący zacierają obcasami
cyzelowane herby
i surowe oblicza rycerzy bryzgowijskich, dumnych szlachciców, z których ani
jeden nie zniósłby
niegdyś na swojej twarzy książęcej dłoni, a teraz każdy z nich musi ścierpieć,
że depcą po niej
wolarze.
Przed wejściem na chór należy przyjrzeć się z podziwem dwóm wspaniałym portykom
renesansowym, znajdującym się po prawej i po lewej stronie nawy poprzecznej;
dalej,
w okratowanej kaplicy, w głębi niewielkiej, wyzłoconej niszy widnieje okropny
szkielet, odziany
w złotem przetykany brokat i perły: to święty Aleksander, męczennik; dalej
zwracają uwagę dwie
posępne kaplice, również okratowane, jedna naprzeciw drugiej; w jednej pełno
postaci to
Ostatnia Wieczerza: Jezus, wszyscv apostołowie, zdrajca Judasz; w drugiej
znajduje się tylko
jedna postać, Chrystus w grobie; dwie żałobne karty, jedna uzupełnia drugą,
verso i recto owego
wspaniałego poematu zwanego Męką Pańską. Na grobie Chrystusa wyrzeźbiono
śpiących
żołnierzy.
Prezbiterium i kaplice zakrystian zachowuje do swojego wyłącznego użytku. Można
wejść,
ale trzeba płacić. Zresztą nie należy żałować tego wydatku. Owa absyda, jak
absydy we Flandrii, to
istne muzeum, w dodatku muzeum bardzo urozmaicone. Mamy tu bizantyjskie
złotnictwo,
gotyckie snycerstwo, weneckie tkaniny, perskie tapiserie, obrazy Holbeina,
klejnoty wytworów
ślusarstwa, może nawet wykonane przez Biscornette'a. Grobowce książąt Zahringen,
znajdujące
się w prezbiterium, są z pięknych płyt, szlachetnie rzeźbionych; dwoje
romańskich drzwi dwóch
dzwonniczek, z których jedna jest ząbkowana, są niezwykle ciekawe; ale
najbardziej podziwiałem
w jednej z kaplic położonych w głębi wyobrażenie bizantyjskiego Chrystusa
wysokości około
pięciu stóp, które przywiózł z Palestyny jeden z biskupów Fryburga. Chrystus i
krzyż są
z miedzi pozłacanej, a blasku dodają lśniące kamienie. Postać Chrystusa,
utrzymana w stylu
barbarzyńskim, lecz potężna w wyrazie, jest odziana w misternie utkaną tunikę.
Nie oszlifowany,
ogromny rubin symbolizuje ranę w boku. Kamienny posąg biskupa, oparty o
sąsiednią ścianę,
spogląda na Chrystusa pełen czci. Biskup stoi; ma dumne, brodate oblicze, mitrę
na głowie,
pastorał w dłoni, pancerz na brzuchu, miecz u boku, tarczę u łokcia, żelazne
nagolenniki i stopę
wspartą o lwa. Bardzo to piękne.
Nie wszedłem na dzwonnicę. Nad Fryburgiem wznosi się wielkie wzgórze, niemal
góra,
wyższe od dzwonnicy. Wolałem wejść raczej na nie. Za mój trud zostałem zresztą
sowicie
wynagrodzony olśniewającym widokiem.
Pośrodku, pode mną, czarny kościół z iglicą wysoką na dwieście pięćdziesiąt stóp;
dookoła
mury z kamienia, chorągiewki na dachach, których wielobarwne dachówki tworzą
arabeski; tu
i ówdzie widać wśród domów stare, czworokątne wieże, pozostałe po dawnych
obwarowaniach;
dalej, za miastem, ogromna równina zielonego aksamitu, obszytego frędzlą
żywopłotów, na której
jak złote cekiny lśnią odblaski słońca odbijającego się w szybach chłopskich
chat; z lewej strony
zalesiona wyniosłość, której kształt przypomina nakrycie głowy weneckiego doży;
cały widnokrąg
to piętnaście mil gór. Padało przez cały dzień; ale gdy znalazłem się na
szczycie wzgórza, niebo
się przetarło, ogromny łuk chmur rozpiął się nad ciemną iglicą, całą
przenikniętą promieniami
słońca.
Kiedy zamierzałem już zejść, dostrzegłem ścieżkę wijącą się między dwiema
prostopadłymi
skałami. Ruszyłem nią i po kilku krokach znalazłem się jakby w oknie wychodzącym
na inną
dolinę, całkiem inną niż fryburska. Można by pomyśleć, że to gdzieś o sto mil
stąd. Dolina tu była
ciemna, wąska, ponura, z kilkoma zaledwie domami ukrytymi wśród drzew, ściśnięta
ze
wszystkich stron wysokimi wzgórzami
|
WÄ
tki
|