ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Kapitan oddychał ciężko.
W jego spojrzeniu pobłyskiwało to szczególne coś, co pojawia się, gdy człowiek
wie,
że źle czyni, ale czuje, że nie ma wyboru. Raj Ahten nie sądził, by kapitan był
skłonny
odpowiedzieć szczerze na jeszcze jedno pytanie. Każdy ma granice wytrzymałości.
Podszedł do starego i rozpłatał go jednym cięciem na dwoje.
Zastanowił się, czy i kapitana nie zabić. Wolałby nie zostawiać świadka, który
widział, jak działają magiczne mieszanki, poznał jego sztukę wojenną.. Jeden
trup mniej,
jeden więcej...
Jednak kapitan mógł się przysłużyć większemu dziełu. Niech opowie innym, jak Raj
Ahten zburzył mury fortecy samym krzykiem. Niech posieje strach w królestwach
Północy.
Wszystkie tutejsze zamki, od tysięcy lat stojące, niemi świadkowie walk z
tothami, z
nieludami i obcymi władcami, wszystkie te dumne fortece okażą się bezużyteczne.
Gorzej,
staną się śmiertelnymi pułapkami - Niech mieszkańcy Północy poznaj ą prawdę.
Niech zaczną
myśleć o kapitulacji.
- Jestem ci nad wyraz wdzięczny - powiedział Raj Ahten. - Daruję ci życie,
zasłużyłeś
sobie. Kiedyś byłeś moim darczyńcą i teraz znów mi posłużysz - Chcę, być
opowiedział
innym, co się tutaj zdarzyło. Gdy spytają cię, jakim cudem przetrwałeś bitwę,
powiedz: Raj
Ahten poniechał mnie, bym świadczył o jego potędze.
Żołnierz bezsilnie skinął głową. Nogi mu się trzęsły. Był u kresu sił. Wilk
położył mu
dłoń na ramieniu.
- Masz rodzinę, dzieci? - spytał niemal przyjacielsko.
Kapitan znów skinął głową i zalał się łzami. Odwrócił twarz.
- Jak się nazywasz?
- Cedrick Tempest - wyszlochał. Raj Ahten uśmiechnął się.
- Ile masz dzieci, Cedricku?
- Troje... dziewczynki i chłopca. Raj Ahten pokiwał głową z aprobatą.
- Masz się za tchórza, Cedricku. Myślisz, że okazałeś się nielojalny. Ale
dzisiaj
zaświadczyłeś, że potrafisz być wierny. Byłeś lojalny wobec swych dzieci,
prawda? Dzieci
to skarb, bogaty, kto ma ich wiele. Będziesz żył dla nich?
Cedrick energicznie skinął głową.
- Wiele jest rodzajów odwagi, wiele postaci lojalności - dodał Raj Ahten. -
Pamiętaj,
nie żałuj nigdy swej decyzji.
Odwrócił się, żeby odejść do swego namiotu na wzgórzu. Po drodze przystanął i
czyjąś czapką oczyścił szablę z krwi. Rozważał następny ruch. Jego dreny
zniknęły, zostały
zapewne wywiezione do Mystarrii lub ukryte w jakiejś fortecy. Było ich tu ze
sto. Posiłki się
spóźniały. Maszerowała na niego wroga armia.
Ale miał nową broń, która dała mu dzisiaj całkiem niespodziewane zwycięstwo.
Niemniej ucierpieli przez to i jego ludzie, bo przecież nie wszyscy mieli dość
darów
sił życiowych. Nie należało używać Głosu zbyt blisko własnych szeregów. Jeśli
zamierzał
zabić z jego pomocą Gaborna, musiał stawić mu czoło całkiem sam.
Z ołowianego nieba spłynęły pierwsze płatki śniegu. Raj Ahten nie zauważył
wcześniej, że zrobiło się bardzo zimno.
Przyjrzał się zniszczeniom w zamku Longmot. Mury popękały, w wielu miejscach
oderwały się luźne kamienie, jednak czarna ściana wciąż wyrastała pewnie na sto
stóp.
Fundamenty ułożono z głazów grubych na trzydzieści stóp, szerokich na
czternaście i na
dwanaście wysokich. Forteca trwała niewzruszona od wieków. Wilk widział nad
bramą znaki
magii ziemi wiążące budowlę.
Najpotężniejsze zaklęcia jego tkaczy płomieni ledwie naruszyły te masywne mury.
Pociski katapult nie zdołały ich ugryźć. Dopiero Głos je zarysował.
Zdumiało to nawet samego Raja Ahtena, który nie wiedział jeszcze za bardzo, kim
właściwie się staje. Zamek Sylvarresta zdobył wyłącznie dzięki swojemu urokowi,
tutaj
zawdzięczał zwycięstwo głównie Głosowi.
W jego królestwach na Południu darczyńcy umierali przez cały czas, nieustannie
też
werbowano nowych. Układ jego atrybutów zmieniał się z każdą chwilą, niemniej
jedno było
pewne: otrzymywał więcej darów, niż ich tracił. Wciąż się bogacił. Stawał się
Sumą
Wszystkich Ludzi.
Może nadeszła wreszcie pora, by stawić czoło temu młodemu głupcowi, Królowi
Ziemi, i jego armii. Raj Ahten czuł się silniejszy niż kiedykolwiek.
Obrócił się i ryknął triumfalnie ku najbliższej czarnej ścianie:
- Jestem potężniejszy niż sama ziemia!
Zamek jęknął, cały południowy odcinek murów zadrżał jak w febrze.
Uciekając od bramy, Cedrick Tempest padł i objął dłońmi hełm, skulił się cały,
niezdolny zrobić nawet kroku.
Ku niezadowoleniu Raja Ahtena górna część Warowni Diuka runęła na lewo, na jego
własnych ludzi. Słychać było krzyki miażdżonych. Zupełnie jakby zaklęcia ziemi
nagle
przestały działać w tym miejscu. W tej samej chwili coś zaskrzypiało rozgłośnie
na wzgórzu
za plecami Wilka i dał się słyszeć potężny trzask.
Raj Ahten obejrzał się na wielki dąb rosnący za jego namiotem. Pień drzewa
rozpękł
się na dwoje... i połowa dębu runęła na dach jego wozu z darczyńcami.
Niemal natychmiast Wilkowi oddech zaparło w piersi, poczuł śmierć tuzina
skrytych
w wozie ludzi.
Świat zwolnił upiornie. Przez długie lata Raj Ahten brał ten wóz wszędzie, gdzie
sam
się udawał. Trzymał w nim między innymi Dervina Feyla, który dawno temu oddał
swemu
władcy metabolizm, a potem posłużył za pośrednika.
Dervin zginął. Zginął też pośrednik przekazujący niezliczone dary urody, a także
kilkoro pomniejszych sług.
Raj Ahten stał wstrząśnięty swą nieprzezornością. Czy to mój Głos złamał drzewo,
pomyślał, czy może ziemia pragnie mi dokuczyć?
A jeśli ziemia? Nie znał odpowiedzi na to pytanie, bardzo ważne, może
najważniejsze.
Czarnoksiężnik Binnesman przeklął go, ale wyglądało na to, że nic z tego nie
wynikło. Może
to on osłabił drzewo? Czy to tylko Głos spowodował katastrofę?
Takie drobne zdarzenie, a jak brzemienne w skutki.
Raj Ahten bardzo chciałby wiedzieć, jak to naprawdę było, ale chwilowo
zaprzątało
go co innego. Mimo zdobycia Longmot został pokonany. Wciąż miał rozum, sprawność
i
krzepę tysięcy ludzi, ale bez odpowiedniej szybkości wszystko to na niewiele się
przyda.
Brakło mu równowagi darów. Nawet prosty żołnierz, byle ciura, mógłby go zabić.
Jeśli
Gaborn stanie przeciwko niemu z szybkością i odpornością choćby pięciu ludzi,
wygra bez
trudu
|
WÄ
tki
|